Nauka
Nadchodzi kosmiczny spektakl. Wybuch gwiazdy nowej oświetli noc
17 kwietnia 2025
Strata dziecka to nie tylko medyczne zdarzenie, ale życiowy przełom, który zostawia kobietę w cieniu samotności. Kobiety po poronieniu nie tylko cierpią, ale czują się także wykluczone z prawa do żałoby. Trauma często zostaje zamieciona pod dywan, szpitale, rodziny i przyjaciele rzadko wiedzą, jak się zachować – więc milczą. A ból po stracie nienarodzonego dziecka jest jak echo – ciche, a jednak wszechobecne.
Cisza potrafi krzyczeć. A milczenie – najbardziej ranić. Kiedy Paulina po raz trzeci poroniła, została nie tylko bez dziecka. Została bez słów wsparcia. Bez prawa do żałoby. Bez przyzwolenia na ból. I właśnie wtedy podjęła decyzję: nikt więcej nie powinien przechodzić przez to w samotności.
Paulina Szydłowska z Poznania zbyt dobrze zna ból poronienia. Straciła trzy ciążę. Każda z tych strat była inna, ale żadna nie pozostawiła jej obojętnej.
– Przy pierwszej stracie byłam w szoku. Wydawało mi się, że jak już zaszłam w ciążę, to najtrudniejsze za mną. Nie wiedziałam nic o badaniach, ryzykach… Druga ciąża od początku była niepewna, więc byłam trochę przygotowana psychicznie. Ale to ostatnie poronienie – na przełomie 18. i 19. tygodnia – to był cios. Ciąża wyglądała dobrze, tydzień wcześniej byłam na wizycie. Nic nie wskazywało, że coś może się wydarzyć… To był naprawdę czarny czas – wspomina.
Strach, który pojawił się wtedy, nie odszedł. Zdominował każdy dzień kolejnych ciąż. Zabił spokój, zostawiając nieustanną obawę.
– Pamiętam, jak wrzuciłam na Facebooka zdjęcie z sesji ciążowej. Zrobiłam to kilka dni przed planowaną cesarką. I przez godzinę po publikacji bolał mnie brzuch. Ze stresu. Bo przecież „coś się może stać” – mówi. I dodaje: – Po ostatniej stracie stałam się po prostu innym człowiekiem. Już nigdy nie będę taką osobą, jaką byłam wcześniej. Zawsze będzie we mnie mniej radości…
Polecamy również: Wybierają śmierć z rozpaczy. System nazywa to postępem
Strata dziecka to jedno. Kolejną raną, jak opowiada Paulina, jest podejście personelu medycznego do tematu poronień. Z jej relacji wynika, że lekarze i pielęgniarki, często są bezduszni wobec straty, jaka spotkała kobietę. W zimny i mechaniczny sposób informują o kolejnych procedurach, nie okazując wsparcia i empatii.
– W szpitalu, po pierwszym poronieniu, zapytałam o badania genetyczne. Usłyszałam tylko: „Po pierwszej ciąży się tego nie robi. Jak pani poroni trzeci raz, to wtedy pani zrobi” – wspomina.
Wtedy, w cieniu szpitalnego łóżka, poczuła, że potrzebuje czegoś więcej niż lekarskich komunikatów i suchego „proszę się ubrać”. Potrzebowała człowieka. Słowa. Ciepła. I obecności. – Pomyślałam wtedy, ile jeszcze kobiet zostało potraktowanych w ten sposób… – opowiada.
Z tego milczenia zrodziła się fundacja „Ronić po ludzku”. Bo skoro nikt nie chciał mówić o stracie – Paulina zaczęła. Fundacja dziś pomaga kobietom po poronieniach, oferując wsparcie psychologiczne, prawne, interweniując w szpitalach, prowadząc kampanie społeczne. – Pomagamy pisać skargi. Pokazujemy, że strata okołoporodowa to realny, poważny temat, o którym trzeba mówić głośno – wymienia Paulina.
Strata dziecka to dla kobiety nie tylko ból fizyczny. To też pęknięte zaufanie do własnego ciała. Żal po utracie marzeń. Poczucia kobiecości, macierzyństwa, spełnienia.
– Doświadcza ona straty dziecka, ale również przeżywa żałobę po stracie poczucia zaufania do własnego ciała, żalu po utracie licznych marzeń i oczekiwań związanych z narodzinami dziecka. To strata możliwości realizacji siebie w roli matki, żony lub partnerki – mówi psycholog kliniczna mgr Katarzyna Dudzińska-Rapczewska.
Kiedy kobieta doświadcza straty dziecka, w naturalnej reakcji stara się zrozumieć, dlaczego w ogóle do tego doszło.
– Uzyskując niestety często informację o trudności w określeniu przyczyny, zaczyna szukać źródła trudności u siebie. Przykładowo: może nie powinnam tyle pracować, być może spotkałam się z koleżanką, która miała kaszel, a może zapomniałam o jednej dawce suplementów. Przykładów, jakie mnożą się w głowie kobiety w takiej sytuacji, jest bardzo dużo. Kiedy znajdziemy pozorną przyczynę poronienia, dużo łatwiej złość towarzyszącą żalowi po stracie skierować na siebie niż na innych – dodaje mgr Dudzińska-Rapczewska.
O tym się mówi: Ukryta przemoc w domu. „To przecież tylko kłótnia…”
W społeczeństwie nie ma miejsca na żałobę czy mówienie o śmierci. A na pewno nie w przypadku poronienia. Ta strata staje się dla innych „niewidzialna”. W końcu nie było jeszcze dziecka, było tylko zdjęcie USG i dwie kreski na teście ciążowym. Ale czy naprawdę to wszystko to zbyt mało?
Kobiety często mierzą się z żałobą po poronieniu w samotności i braku poczucia bycia zrozumianymi. Otoczenie nie akceptuje silnych reakcji emocjonalnych. Co więcej, bagatelizuje je, bo przecież „to się zdarza”. Bo „jeszcze będziesz mieć dziecko”.
– W pewnym momencie usłyszałam od bliskich, że za bardzo zatrzymałam się na jakimś etapie i „nurzam się” w danym temacie. Ludzie wokół nie rozumieli, że żałobę powinno przejść się w swoim indywidualnym tempie. I to, że przestanę o tym mówić, wcale nie znaczy, że to mi w jakiś sposób pomoże – zwierza się Paulina.
A jednak niedoszłe matki chcą mieć prawo do tej straty. Do łez. Do opowiedzenia o tym, co się wydarzyło. A nie do słuchania: „ciesz się, że to był dopiero pierwszy trymestr’”.
– Przeżywanie straty dziecka jest bardzo indywidualne. Może pojawić się złość, smutek, czasami ulga. Często kobiety czują się osamotnione z dwóch powodów – mają wrażenie, że poronienie spotkało tylko je, a po drugie otoczenie bagatelizuje, to co się stało i nawet nie mają z kim porozmawiać o swoich uczuciach – mówi Szydłowska.
Zdarza się jednak, że rodziny chcąc wesprzeć cierpiącą po stracie ciąży kobietę, unikają rozmów o ciąży i stracie dziecka. Czasami również starają się nie poruszać żadnych tematów związanych z dziećmi.
– Generuje to sztuczne wykluczenie z rozmów o niektórych rodzinnych kwestiach np. kuzynce, która jest w ciąży. Inne rodziny, chcąc odjąć ciężaru trudnym doświadczeniom, umniejszają stratę kobiety. Zapewniają, że kolejna ciąża będzie przebiegała prawidłowo i nie ma się czym martwić. Jednak kobiety po stracie potrzebują przeżycia tej konkretnej ciąży. Kolejne dziecko owszem będzie źródłem radości, ale nie zastąpi tego, które miało się urodzić – podpowiada psycholog.
Milczenie może trwać latami. Kobiety nie mówią, nie płaczą, nie wspominają. Ale pamiętają. I noszą w sobie ciężar, który z czasem tylko rośnie.
Na jednym z warsztatów fundacji Pauliny pojawiła się kobieta, która po raz pierwszy od 30 lat wypowiedziała imię swojej zmarłej córki. Płakała. A wraz z nią płakały inne kobiety, które wreszcie poczuły, że nie są same.
– To pokazuje, że brak wsparcia otoczenia oraz wewnętrzny brak przyzwolenia na przeżycie bólu może ciągnąć się za kobietą latami – zwraca uwagę Paulina.
Jak mówi psycholog, „zamrożona żałoba” to nie mit. Kobiety, które tłumią emocje, po latach mogą przeżyć głęboki kryzys – pozornie bez powodu.
– Skutki nieprzepracowanej żałoby po stracie dziecka mogą być bardzo różnorodne. Bywają kobiety, które stosując zadaniowy styl radzenia sobie ze stresem, starają się wrócić do swoich codziennych obowiązków jak najszybciej. Uważają, że duża liczba obowiązków uchroni je przed odczuwaniem nieprzyjemnych emocji. Takie osoby nawet po kilku latach w sytuacji trudnej nie koniecznie związanej ze stratą, mogą przeżyć głęboki kryzys z pozoru nieodpowiadający sile wydarzenia – tłumaczy mgr Dudzińska-Rapczewska.
Warto przeczytać: Jak rozwiązać konflikty rodzinne? Mogą przynieść bolesne skutki
Czasami wystarczy naprawdę niewiele. Jedno zdanie. Jedna osoba, która wysłucha. Która nie będzie oceniać.
– Warto pozwolić opowiedzieć kobiecie o jej bólu i żalu. Nie musimy mieć gotowego rozwiązania. Możemy starać się być blisko gotowi by wysłuchać lub razem pomilczeć – podpowiada psycholog.
Po latach bólu i prób Paulina wyznała swojej znajomej, że boi się, że znów upadnie. Usłyszała wtedy jedno zdanie, które zmieniło wszystko: „A co, jeśli tym razem polecisz?”. To pytanie nie obiecywało sukcesu. Ale dawało przestrzeń, by jeszcze raz spróbować. – Bardzo mi to zapadło w pamięć i dodało jakiejś wiary, nadziei – przyznaje założycielka fundacji.
Dziś Paulina jest szczęśliwą mamą. Ale trauma nie zniknęła. Nie przestała czuć, pamiętać, płakać – tylko już nie sama. – Chodziliśmy z mężem na terapię ponad dwa lata. Psycholożka, do której trafiliśmy to kobieta-anioł. Nie wiem, na jakim etapie byśmy byli dzisiaj, gdybyśmy nie trafili do niej na spotkania – podkreśla.
Szukasz treści, które naprawdę dają do myślenia? Sięgnij po kwartalnik Holistic News
Od 2019 roku, zgodnie z wymogami Ministerstwa Zdrowia, na szpitale z oddziałami położniczo-ginekologicznymi został nałożony wymóg zatrudnienia psychologa w wymiarze, co najmniej pół etatu. Niestety – dostępność, jakość i informowanie pacjentek o tej pomocy wciąż pozostawiają wiele do życzenia. Wcześniej, przez kilka lat, jako jedyny w Polsce, dostęp całodobowej opieki psychologicznej nad pacjentkami w okresie okołoporodowym oferował Ginekologiczno-Położniczy Szpital Kliniczny Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.
– Pomimo wymogu zatrudnienia psychologa, opieka psychologiczna jest nadal traktowana jako pomoc, która ma mniejsze znaczenie dla pacjenta, niż innego rodzaju świadczenia medyczne realizowane przez szpitale. Pacjentki nie zawsze wiedzą, że mogą prosić o konsultację i wsparcie psychologa. A te, które wiedzą, często pytają o możliwość kontynuowania opieki psychologicznej w formie ambulatoryjnej po zakończeniu hospitalizacji – mówi mgr Katarzyna Dudzińska-Rapczewska.
Ten artykuł nie powstał po to, by zasmucać. Jego celem jest pokazanie kobietom po stracie dziecka, że ich historia – nawet jeśli nigdy nie została opowiedziana – ma znaczenie.
Mają prawo do żalu, do bólu, do przeżywania straty na własnych zasadach – mówiąc o niej głośno lub milcząc. Do powrotu do pracy wtedy, gdy poczują się gotowe – albo do decyzji, by nie wracać wcale. Mają prawo płakać w ciszy domowej łazienki. Pisać listy do nienarodzonego dziecka. Nosić w portfelu zdjęcie z USG.
Mają prawo do tej żałoby. I do nadziei. Bo może tym razem uda się wznieść ponad lęk. Może tym razem – polecą.
Polecamy również inny tekst Autorki: Dzieci chcą uwagi, rodzice pomocy. A oni? Już nie dają rady