Humanizm
Najpierw intuicja, potem kultura
20 grudnia 2024
Firmy technologiczne, koncerny naftowe i rząd USA inwestują miliardy dolarów w technologię wychwytywania dwutlenku węgla, mając na celu spowolnienie zmian klimatu poprzez usunięcie gazów cieplarnianych z atmosfery. Czy może to uratować ocieplający się świat?
Ekstrakcja CO2 z powietrza „ma duże prawdopodobieństwo sukcesu” w ograniczaniu globalnego ocieplenia. Naukowcy już od lat 50. XX wieku wiedzą, jak usuwać dwutlenek węgla z powietrza wewnątrz łodzi podwodnych i statków kosmicznych, aby załogi się nie udusiły.
Firma Global Research Technologies już w 2007 roku przeprowadziła pierwszą demonstrację technologii pozyskiwania dwutlenku węgla z powietrza. Proces ten znamy obecnie jako bezpośrednie wychwytywanie powietrza. Urządzenie zaprojektowane przez inżynierów było wysokim pudełkiem z pleksiglasu, zawierającym plastikowe arkusze pokryte suchą żywicą pochłaniającą CO2. Gdy drzwi urządzenia zamykały się, arkusze były spryskiwane wodą. Następnie uwalniały dwutlenek węgla, który był wychwytywany w specjalnym zbiorniku do wykorzystania w przemyśle lub składowania pod ziemią.
W tym samym roku właściciel linii lotniczych Virgin Atlantic, Richard Branson, ogłosił nagrodę w wysokości 25 milionów dolarów. Miała ona trafić do osoby, która stworzy „komercyjnie opłacalną” technologię usuwania gazów cieplarnianych z atmosfery.
Po kryzysie finansowym z 2008 roku Global Research Technologies zabrakło funduszy, a Branson nigdy nie przyznał nagrody. Rzecznik prasowy Bransona stwierdził w 2010 roku, że żadna z 2500 zgłoszonych prac nie była gotowa do pochłaniania znaczącej ilości CO2. Dodał także, że rośnie „niepokój” opinii publicznej związany z manipulowaniem atmosferą. Kilka start-upów kontynuowało rozwój swoich technologii i otworzyło małe zakłady, w tym Climeworks w Szwajcarii i Carbon Engineering w Kanadzie. Jednak nadal daleko im do osiągnięcia sukcesu komercyjnego i znacznego spowolnienia zmian klimatu.
Polecamy: Sparaliżowani dwutlenkiem węgla. Co wiemy o depresji klimatycznej
Od 2000 roku globalne emisje dwutlenku węgla wciąż rosną, a Ziemia staje się coraz gorętsza. Naukowcy coraz bardziej zdają sobie sprawę, że ograniczenie ocieplenia zgodnie z założeniami porozumienia klimatycznego z Paryża, czyli 1,5 stopnia Celsjusza powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej, będzie wymagało więcej niż drastycznego ograniczenia emisji. Konieczne będzie usunięcie setek miliardów ton CO2 z atmosfery w tym stuleciu. Najbardziej oczywistym sposobem jest sadzenie drzew, jednak nawet bilion drzew to za mało. Dodatkowo rośliny mogą spłonąć lub obumrzeć z powodu chorób i szkodników, co prowadzi do emisji zmagazynowanego w nich dwutlenku węgla.
Aby osiągnąć zerową emisję netto do 2050 r., administracja Joe Bidena dąży do ograniczenia zanieczyszczenia poprzez rozwój odnawialnych źródeł energii, elektryfikację wszystkich sektorów oraz promowanie wychwytywania dwutlenku węgla w elektrowniach. Jednak, aby obniżyć globalną temperaturę, prawdopodobnie będzie konieczne usunięcie emisji pochodzących z podróży lotniczych, transportu morskiego, rolnictwa oraz produkcji cementu i stali.
Stany Zjednoczone planują pochłaniać i magazynować ponad miliard ton CO2 rocznie do 2050 r., co stanowi ponad jedną piątą obecnych emisji. Usuwanie dwutlenku węgla musiałoby stać się jedną z największych gałęzi przemysłu na świecie.
„Byłaby to jedna z największych rzeczy, jakie ludzkość kiedykolwiek zrobiła” – mówi Gregory F. Nemet, profesor polityki publicznej na Uniwersytecie Wisconsin-Madison.
Czy zatem warto promować technologię, która ma w opłacalny sposób usuwać dwutlenek węgla z atmosfery? Z ekonomicznego punktu widzenia, z pewnością tak. Musimy jednak pamiętać, że nie znamy długofalowych skutków takiej interwencji. Konieczne wydaje się opracowanie szczegółowych modeli matematycznych, które pokażą, jak usunięcie CO2 wpłynie na nasze otoczenie.
W kwestiach dotyczących środowiska naturalnego musimy być absolutnie pewni naszych decyzji. W przeszłości naukowcy często przesadzali w swoich ocenach zagrożeń. Przykładem może być tzw. pluskwa milenijna. Uczeni i eksperci obawiali się, że komputery na całym świecie nie poradzą sobie z przejściem z roku 1999 na 2000, co miało doprowadzić do awarii systemów komputerowych i spowodować ogromny chaos. Okazało się jednak, że obawy te były co najmniej przesadzone.
Polecamy: Francja zaostrzy prawo? Aktywiści klimatyczni na celowniku