Nauka
Obniżony poziom Morza Śródziemnego. Naukowcy rozwiązali zagadkę
11 grudnia 2024
Pomimo oskarżeń ze strony Zachodu Rosja przedstawiła zupełnie inną wersję rzeczywistości
„Rosyjskie boty”, „rosyjscy hakerzy”, „rosyjskie trolle w mediach społecznościowych” – te określenia są już powszechnie używane przez światowe media. Legendarna już „armia hakerów Władimira Putina” spędzała sen z powiek unijnych urzędników przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, a wcześniej podobne obawy dotyczyły wyborów prezydenckich w USA i referendum w sprawie brexitu.
Pomimo oskarżeń ze strony polityków z państw zachodnich Rosja przedstawia inną wersję rzeczywistości, w której to ona sama ma być ofiarą cybernetycznej wojny, rozpętanej właśnie przez Zachód.
„Wygląda na to, że nasi partnerzy z Zachodu postrzegają cyberprzestrzeń nie w charakterze forum współpracy, lecz widzą w niej kolejną arenę walki ze swoimi konkurentami geopolitycznymi – Rosją, Chinami i wielkimi państwami regionalnymi” – powiedział Siergiej Naryszkin, szef rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR) podczas konferencji szefów rad bezpieczeństwa.
Naryszkin oficjalnie poinformował o ostatnich atakach hakerów ze strony USA. Według dyrektora SWR Amerykanie próbują włamać się do kluczowych systemów państwowych. Powołując się na dane rosyjskich służb specjalnych, potwierdził, że w ostatnich latach Zachód dokonuje cyber-ataków na rosyjską infrastrukturę oraz sektory bankowy i energetyczny.
Sergiej Naryszkin ostrzegł Rosjan przed prewencyjnymi atakami ze strony USA, które mają być częścią szerszej strategii. Prawdopodobnie odniósł się w ten sposób do artykułu opublikowanego ostatnio przez dziennik „The New York Times”. Dziennikarze poinformowali, że Stany Zjednoczone przygotowują się do przeprowadzenia cyberataków na rosyjską sieć energetyczną w charakterze ostrzeżenia dla Władimira Putina.
Według dziennika amerykańskie służby zaczęły szykować już grunt pod wykorzystanie złośliwego oprogramowania do ataków na rosyjską sieć energetyczną. Oburzony Donald Trump publikację „New York Timesa” określił mianem „wirtualnego aktu zdrady”, czym – jak twierdzą niektórzy Amerykanie – potwierdził prawdziwość treści zawartych w artykule.
„Komuś wydaje się, że cyberprzestrzeń jest idealnym polem dla wojny hybrydowej (…). Jednakże skutki prowadzenia działań bojowych w tej nowej, nieuregulowanej jeszcze przez społeczność międzynarodową sferze, mogą być nieprzewidziane i niezwykle destrukcyjne, także dla samych napastników” – zagroził Naryszkin.
Władimir Putin niezmiennie podkreśla, że Rosjanie nie organizują cyberataków. Prezydent negował wpływ rosyjskich służb na wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych, m.in. podczas spotkania z Donaldem Trumpem na szczycie w Helsinkach w 2018 r. Putin oświadczył wtedy, że państwo rosyjskie nigdy nie ingerowało i nie zamierza ingerować w wewnętrzne sprawy USA, w tym w procesy wyborcze.
Prezydent USA naraził się wtedy opinii publicznej, ponieważ przyznał rację Władimirowi Putinowi, mówiąc, że nie widzi powodów, dla których Rosja miałaby angażować się w amerykańskie wybory. Trump wycofał się z tych słów po oskarżeniach własnej administracji o podważanie autorytetu amerykańskich agencji wywiadowczych.
Władimir Putin dobrze wie, jaką potęgę zapewnia władza na światem wirtualnym. Przekonują o tym działania zmierzające do odcięcia Rosjan od światowej sieci internetowej, na podobieństwo Chin, które stworzyły tzw. Wielką Zaporę Ogniową. Pierwsze próby wirtualnego „zamknięcia Rosji na świat” przeprowadzono w maju. W teorii zabiegi te mają służyć bezpieczeństwu cybernetycznemu Rosji, ale w praktyce zapewnią one służbom możliwość kontrolowania treści internetowych, m.in. w celu zwalczania opozycji wobec władzy prezydenta.
Źródła: CNN, Russia Today, New York Times, PAP