Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
W wywiadzie z Anną Ochman-Pasternak, dyrektorką szkoły „Kampus Nowa Edukacja” z Pszczyny, odkrywamy jej podróż od bycia rodzicem, który wierzy, że oceny są kluczem do sukcesu, do założenia szkoły, która promuje naturalną ciekawość i rozwój uczniów.
Maria Mazurek: Jak to było z Tobą?
Anna Ochman-Pasternak: Kiedyś też byłam tym rodzicem, który zakłada: najważniejsze, żeby moje dzieci dobrze się uczyły. Wszyscy wyrośliśmy w przeświadczeniu – bo sami chodziliśmy do tradycyjnych szkół – że oceny są tożsame z sukcesem lub jego brakiem. Dobrze się uczysz – dasz sobie radę. W konsekwencji zabijamy w dzieciach wrodzoną i naturalną ciekawość świata. Uczą się, żeby dostawać dobre stopnie i zdawać kolejne egzaminy, a nie – rozwijać się, dowiadywać się o świecie, innych, o sobie. Przez oceny uczniowie wciąż porównują się z innymi, zamiast szukać siły i wartości w sobie.
Zobacz też: Niezwykli goście, trudne tematy, konkretne rozwiązania. Oto Holistic Talk!
Jednym z przełomowych momentów była dla mnie ciąża z czwartym dzieckiem. Miałam trochę czasu, więc zapisałam się do tak zwanej szkoły dla rodziców. W skrócie to cykl zajęć o języku uczuć i komunikatów – szkolenie, jak mówić, żeby dzieci nas słuchały i jak słuchać, żeby do nas mówiło. W pewnym momencie posadzili nas w rzędowych ławkach i kazali coś narysować. Nigdy nie byłam dobra w rysowaniu, więc moja praca była taka sobie.
Nauczycielka chodziła i oceniała: pani ma czwórkę, pan piątkę, a ten pan przy oknie szóstkę. Ja dostałam tróję. Zapytałam, dlaczego tak słaba ocena. „Bo twój rysunek jest brzydki”, usłyszałam w odpowiedzi. Chodziło o to, żebyśmy poczuli na własnej skórze, jak to jest. Że oceny wzmagają rywalizację. Poza tym nie są obiektywne. Być może ktoś w moim rysunku dostrzegłby coś innego i dał mi wyższy stopień. Potem, dla przeciwwagi, nauczycielka zastosowała informację zwrotną: czyli rozmawiała z nami, dlaczego to zadanie wykonaliśmy w ten sposób, co się udało, a nad czym trzeba popracować.
Jednak wtedy jeszcze nie myślałaś o założeniu własnej szkoły?
Nie. Pracowałam wówczas w finansach, miałam inne cele. Ale powoli zaczęła kiełkować we mnie niezgoda na tradycyjną szkołę. Siedem la później, w 2018 roku – mój najmłodszy syn szedł wtedy do pierwszej klasy – postanowiłam zrobić sobie rok przerwy od pracy zawodowej. Rozmawiałam dużo z dziećmi i zdecydowaliśmy, że przez ten rok będziemy pracować wspólnie, przeniosę ich na nauczanie domowe. Początkowo myślałam tylko o dwóch najmłodszych synach, ale ostatecznie również córka – była wtedy w ostatniej klasie gimnazjum – poprosiła mnie o przejście na nauczanie w domu.
To był najpiękniejszy rok w moim życiu. Wróciłam do materiału ze szkoły podstawowej, odkrywając, jak wiele ciekawych rzeczy może nauczyć szkoła. Uczyłam się razem z synami, ale już z innej perspektywy: bez przygotowywania się do testów, bez myślenia o ocenach. Odkryłam, że zwyczajnie sprawia mi to frajdę. Już wtedy sporo wiedziałam o edukacji, miałam za sobą szkolenia, dużo lektur. Z synami robiliśmy mnóstwo doświadczeń, dużo pracowaliśmy poza domem, łączyłam wiedzę z różnych przedmiotów i działania rozwijające dzieci społecznie i emocjonalnie. Jest jeszcze coś: ja przez ten rok zaprzyjaźniłam się z synami. Po tym czasie wiedziałam już, że jeśli chcę iść za głosem serca – powinnam zająć się edukacją.
Czemu tak podpowiadało ci serce? Co urzekło cię w edukacji?
Sens. Wpływ na życie innych osób. Mam dwie życiowe zasady. Po pierwsze, staram się szukać rozwiązań, nie problemów. Po drugie, chcę zostawić po sobie coś trwałego. Chcę, żeby moje życie pozytywnie wpłynęło na życie innych. Nie ma piękniejszego miejsca do realizacji tego celu niż szkoła. Nie naprawię całego świata, ale, prowadząc placówkę edukacyjną, mam realny wpływ na życie przynajmniej kilkudziesięciu młodych osób.
Polecamy:
Paradoksalnie właśnie, oddając im sprawczość, wolność, przestrzeń do odkrywania samych siebie. Gdy zakładałyśmy z polonistką Anią Masny Kampus, planowałyśmy, żeby nasza szkoła powinna być miejscem, w którym uczniowie przejmują odpowiedzialność za swoją naukę, które wspiera ich w tym, by myśleli i działali samodzielnie.
Poniekąd pomogła nam pandemia. Już przed nią organizowałam regularne spotkania z rodzicami z okolic Pszczyny, którzy myślą o edukacji inaczej, a ich dzieci są na edukacji domowej. Jedna z matek ma piękny dom w lesie. Podczas lockdownu stworzyliśmy tam warsztaty, coś w rodzaju półkolonii. Gdy zaczęła nas wspierać Ania – prowadziła tam grupę teatralną, uczyła polskiego i filozofii – dużo rozmawiałyśmy. I tak zrodziła się myśl, żeby przekształcić to w coś, co przetrwa pandemię. W szkołę, o której marzymy. Covid wiele pozmieniał w głowach rodziców, więc pojawiło się zapotrzebowanie na taką placówkę.
Co pozmieniał?
Pokazał, że szkoła w takiej formie, w jakiej istnieje, nie ma głębszego sensu. Że dzieci są obciążone materiałem, znudzone, zestresowane. Wreszcie to pandemia pokazała, że siłą szkoły nie jest wiedza przedmiotowa, którą tłucze się do głowy ucznia. Siłą są relacje. To, co wydarza się między uczniami a nauczycielami, uczniami a uczniami i w samym człowieku.
Tylko że to w tradycyjnej szkole wydarza się w za małym stopniu i „przy okazji”. To nie jest celem szkoły samym w sobie. My w swojej placówce chcieliśmy odwrócić te proporcje. Pokazać, że można inaczej. Że szkoła może być miejscem, w którym dzieci uczą się przede wszystkim współpracy, rozwiązywania konfliktów, ale też odnajdywania siły i sprawczości w sobie. Że mogą w niej znaleźć swoją drogę. I że mogą być traktowani poważnie, jak partnerzy. My naprawdę bardzo dużo uczymy się od dzieci.
W naszej szkole każde dziecko ma swojego tutora, z którym pracuje przez rok na swoich mocnych stronach, wyznacza sobie cele i je realizuje. Gdy my, tutorzy, robimy superwizję, opowiadamy, ile nauczyliśmy się od uczniów. Patrzenia z innej perspektywy. Ciekawości. Spontaniczności. Tylko aby się to wydarzyło, musimy wyjść z omnipotentnej pozycji. Musimy być dzieci ciekawi i zostawić im przestrzeń do wyrażania siebie.
Zrezygnowaliście z ocen, rzędowego ustawienia ławek i dzwonków. Co jeszcze?
Zrezygnowaliśmy też z konkretnych klas (dzieciaki są w mieszanych wiekowo grupach), z tradycyjnych, 45-minutowych lekcji oraz z tradycyjnego planu lekcji. Mamy tylko kilka głównych przedmiotów: język polski, matematykę i języki obce, czyli angielski i hiszpański. Od poniedziałku do czwartku dzieci do południa biorą udział w lekcjach z tych przedmiotów, a po lunchu uczą się w blokach tematycznych. Wiedzę z biologii, geografii i przyrody łączymy w blok przyrodniczy, a z historii czy z filozofii – w humanistyczny.
Przez dwa tygodnie część dzieci po południu ma zajęcia z bloku humanistycznego, omawiając konkretne zagadnienie, na przykład jakąś epokę w historii, a inne dzieci w tym czasie mają zajęcia z bloku przyrodniczego. To sprawia, że dzieci mają szansę bardziej „wgryźć” się w jakiś temat i odkryć, czy on ich interesuje. Jeśli tak – dajemy im narzędzia, żeby rozwijali się w tym zakresie już na własną rękę. Przy czym praca zarówno na tych bardziej „tradycyjnych” lekcjach, jak i w blokach tematycznych nie jest wykładem nauczyciela, z którego dzieci mają zrobić notatki, a potem zaliczyć ten materiał.
Pracujemy interdyscyplinarnie i projektowo (korzystając głównie z metody eduScrum), a część zajęć odbywa się poza budynkiem. Stawiamy na rozwój kompetencji: kreatywności, krytycznego myślenia, komunikacji i współpracy.
A piątek? To, o czym mówiłaś, dzieje się między poniedziałkiem a czwartkiem.
Piątek to dzień poświęcony na projekty psychologiczne (psycholog prowadzi na przykład zajęcia o tym, jak rozwiązywać konflikty, jak skutecznie się komunikować itd.), wyjścia poza szkołę i projekty artystyczne.
Co odpowiadasz, gdy ktoś pyta cię, jak wasza szkoła przygotowuje do życia?
Odpowiadam, że istotą szkoły nie jest przygotowywanie do życia. Jest nią życie. Szkoła to nie jest laboratorium, które inkubuje dzieci do mitycznej „dorosłości”. Ona jest dla dzieci takim samym zajęciem i życiem, jak dla nas praca. Robią w niej to wszystko, co my robimy na co dzień – rozwiązują konflikty, rozwijają się, dowiadują się wiele o innych i o sobie. Mają swoje obowiązki, cele, sieć społeczną. Podtrzymywanie i podkreślanie narracji, że celem szkoły jest przygotowanie do dorosłego życia, sprawia, że część z nas już w dorosłym życiu wciąż na coś czeka. Całe życie do czegoś się przygotowuje. A życie jest tu i teraz.
Żeby ono było szczęśliwe i sensowne, musimy doceniać każdy dzień, znajdować w codzienności piękno i motywację. Jeśli miałabym w ogóle pokusić się o odpowiedź na pytanie, do czego przygotowuje nasza szkoła, to odpowiem, że przygotowuje właśnie do tego: do świadomego, szczęśliwego życia, w którym potrafimy doceniać każdy dzień.
Wasza placówka jest prywatna. Ile kosztuje miesięczne czesne?
Tysiąc sto złotych za ucznia szkoły podstawowej i tysiąc pięćset dla ucznia liceum. Może cię zaskoczę: my nie mamy wśród rodziców naszych uczniów wielu bogatych ludzi. Oczywiście, jest parę zamożnych osób, ale one są w mniejszości – a ich status materialny na pewno nie jest powodem, dla którego tę szkołę dla swoich dzieci wybrały. W większości rodzice naszych uczniów to osoby z klasy średniej, które są po prostu bardzo świadome, bardzo chcące dla swoich dzieci kreatywnej, otwartej edukacji na wartościach. I, pomimo że to czesne obciąża ich budżet, są w stanie w nie zainwestować.
Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy mają tę możliwość. Marzę, żeby zmiana w edukacji była powszechna, a dostępność do niej nie zależała od wysokości czesnego. Chciałabym, żeby każde dziecko mogło chodzić do takiej szkoły.
____
Przyjdź na konferencję Holistic Talk i wysłuchaj na żywo interesujących prelekcji skupiających się na Dobru, Prawdzie, Pięknie i Humanizmie!
Pełny program wydarzenia i wszystkich mówców znajdziesz na: https://holistictalk.pl/.
Bilety w specjalnej cenie 99 złotych, wyłącznie dla czytelników Holistic News, zakupisz na: https://cavatinahall.pl/events/holistic-talk/. Dokonując zakupu, wpisz kod: HTpartner24.
Zobacz też: