Nauka
Roboty sprzątające AI i ChatGPT. Sztuczna inteligencja na co dzień
20 listopada 2024
Trudno wyobrazić sobie nasze życie bez zmysłów. Pierwsze, co może przyjść do głowy, to kompletnie czarny tunel, w który nie ma ani dźwięku, ani zapachu. Gdy się nim podąża, pod stopami nie można wyczuć faktury powierzchni, a gdy wpadamy na ścianę, nie odczuwamy żadnej dolegliwości. Na co dzień umyka nam, jak wiele zawdzięczamy naszym zmysłom. Czy zapoznanie się z przypadkami, w których węch czy wzrok przestały działać prawidłowo, może być sposobem na to, by sobie zdać z tego sprawę?
Guy Leschziner jest konsultantem neurologii na oddziale Sleep Disorders Centre w jednym z największych szpitali w Europie zajmujących się zaburzeniami snu – Guy’s Hospital w Londynie. W swojej książce o tytule „Kobieta, która widziała zombie”, Leschziner opisuje przypadki kilku pacjentów, którzy mieli wspólną cechę – zaburzone działania zmysłów. Publikacja jest nie tylko wglądem w mechanizmy działania mózgu, ale przede wszystkim historią zwykłych ludzi, którzy w pewnym momencie swojego życia nie mogli zaufać swoim zmysłom.
Bywają momenty w naszym życiu, w którym wolelibyśmy nie odczuwać cierpienia. I rzeczywiście idealnie byłoby czasem móc je wyciszyć. Jednak najczęściej ból to bardzo ważna wiadomość. Informuje nas o zagrożeniu.
Idealnym tego dowodem jest przypadek Paula opisany w książce Leschziner. Paul cierpiał na rzadką chorobę genetyczną zwaną analgezją wrodzoną, która polega na tym, że pacjent zupełnie nie czuje bólu. Już jako dziecko potrafił wyłamywać sobie palce tylko po to, by wymusić na rodzicach określone zachowanie. Jego organizm nie dawał mu żadnych sygnałów, że to mu szkodzi.
Od najwcześniejszych lat Paul w ogóle nie płakał. Dla rodziców był to niepokojący znak, jednak żywili nadzieję, że ich dziecko jest po prostu „radosnym bobasem”. Do czasu aż ojciec przez przypadek stanął mu na rączce. Nawet to nie skłoniło niemowlaka do płaczu.
Dziś dorosły Paul mówi, że jest w stanie odczuwać dotyk. Trudno mu zrozumieć ból.
To jak uczyć ślepego o kolorach
– kwituje.
Nie potrafi tego sobie wyobrazić, jednak w pełni rozumie ból jako cierpienie emocjonalne. Stracił w swoim życiu kilka osób i zawsze czuł smutek oraz żal. Ból fizyczny i emocjonalny są więc u niego zupełnie niepowiązane.
Ból nie jest czymś oczywistym. Wskazują na to przypadki żołnierzy wracających z frontu, którzy w większości, mimo rozległych i bardzo poważnych ran (jak penetracje klatki piersiowej czy złożone złamania kończyn), często nie prosili medyków nawet o środki przeciwbólowe. Podpułkownik Henry K. Beecher, który dokonał tych obserwacji na ponad dwustu osobach, sugeruje, że silne emocje mogą blokować jego odczuwanie.
Do tego zjawiska odnosi się również bramkowa teoria bólu (Melzack, Wall, 1965). Zakłada ona, że impuls nerwowy przenoszący informację musi najpierw przekroczyć określony punkt w rdzeniu kręgowym. W tym miejscu zachodzi autonomiczna decyzja organizmu, czy sygnał będzie przekazywany dalej, czy zostanie zatrzymany.
Kiedy może zaistnieć druga sytuacja? Właśnie wtedy, gdy na drodze impulsu stanie bodziec o większej intensywności. Prym wiodą tu emocje, ale zadziałać może każdy rodzaj rozproszenia – od masażu po żart. W ten oto sposób każdy z nas może w swoisty sposób stać się Paulem i sprawić, że ból nie będzie aż tak dotkliwy.
Polecamy: „Świat jest zbyt przytłaczający”. Rzeczywistość funkcjonowania osób wysoko wrażliwych
W badaniu przeprowadzonym na 250 Brytyjczykach aż 88 proc. z nich uznało, że to wzrok jest ich najważniejszym zmysłem (Enoch, McDonald, Jones, Jones, Crabb, 2019). Średnio respondenci woleli przeżyć mniej niż pięć lat w pełnym zdrowiu niż dziesięć lat bez wzroku. To tylko świadczy o tym, jak ważną funkcję pełni w naszym życiu ten zmysł. Nic więc dziwnego, że po jego utracie, życie znacznie się komplikuje.
Nina to pacjentka, która cierpi z powodu zespołu Charlesa Bonneta, czyli grupy objawów mogącej dotknąć każdego, kto ma zaburzone widzenie. Choroba charakteryzuje się tym, że zaczyna się doświadczać rozmaitych halucynacji wzrokowych. Najczęściej dotyczą one bardzo specyficznych postaci – liliputów ubranych w historyczne kostiumy, czasem przedstawiają również zwierzęta czy różnorakie kształty. Co ważne, osoba rozumie, że wizje są nieprawdziwe, i właśnie tym zespół Charlesa Bonneta różni się od psychozy.
Na wspomniane zaburzenie cierpi Nina, jedna z pacjentek, która w swoim życiu przechodziła wiele operacji oczu, ostatecznie jednak stała się niemal kompletnie niewidoma. Na co dzień widzi jedynie odrobinkę światła. No i postacie. Raz są to bohaterowie kreskówek, a czasem bardziej przerażające obrazy, jak tytułowe twarze zombie czy diabły. Nina dostrzega, że wizje mają związek z emocjami. Gdy jest szczęśliwa, potrafi widzieć lewitujące kolory i jednorożce, w złości kształty zaczynają się zmieniać we wspomniane potwory.
Mózg znajduje różne sposoby na rekompensowanie utraty jednego ze zmysłów. Podejrzewa się, że zespół Charlesa Bonneta może być jednym z nich. Najciekawsze w przypadku Niny jednak jest to, że gdy zapytano ją, czy chciałaby nie widzieć tych postaci, odpowiedziała, że nie jest pewna. W ten sposób uzupełniła wypowiedź:
Tak sobie jednak myślę, że gdybym i je straciła, to co właściwie by mi zostało? Tylko mrok. Na razie przynajmniej coś widzę.
Zobacz też: Badania pokazują, że zmysł węchu zmienia nasze postrzeganie kolorów
Co by się stało, gdyby pewnego dnia niektóre rzeczy zaczęły pachnieć inaczej niż dotychczas? Co gdyby zaczęły cuchnąć? Właśnie takich zjawisk doświadczają osoby cierpiące na zaburzenie zwane parosmią.
U Joanny, jednej z takich pacjentek, odór przypominający woń ścieków lub gnijącego mięsa był wszechobecny. Inne zapachy, takie jak kawa, dym czy płyn do płukania tkanin, tylko go wzmagały. Jedzenie również przestało smakować jak dawniej i powodowało u niej odruch wymiotny. Niektóre osoby chorujące na COVID-19 doświadczały podobnych objawów, a to dlatego, że przyczyną parosmii najczęściej jest przewlekłe zapalenie zatok lub po prostu ciężkie przeziębienie. Na szczęście koronawirus zazwyczaj nie pozostawia trwałych śladów.
Węch nie wydaje się być najważniejszym zmysłem, jednak jego niewłaściwe działanie potrafi znacznie uprzykrzyć życie. Nie chodzi tylko o wyczuwanie przykrych zapachów, ale również o związek z nastrojem. Jak podaje Leschziner niezwykle często obszary mózgu odpowiedzialne za węch oraz te związane z depresją nakładają się na siebie. Również objętość opuszki węchowej jest zazwyczaj mniejsza u pacjentów z depresją. Trudno jednak powiedzieć, co jest w tym przypadku przyczyną, a co skutkiem. Ale taki związek na pewno istnieje.
Polecamy: Fobie, ataki paniki, niepokój bez przyczyny. O różnych obliczach lęku
Czytanie o nieprawidłowym działaniu zmysłów nie należy do najprzyjemniejszych. Chcemy ufać naszemu mózgowi i temu, jak odbiera rzeczywistość. Jest to jeden z fundamentów poczucia bezpieczeństwa. Opisane przypadki wskazują jednak, że nie zawsze działa to tak, jak powinno. Dlatego warto pamiętać, że medycyna dynamicznie się rozwija, a część przypadków już teraz da się wyleczyć farmakologicznie lub poprzez terapię. Może pewnego dnia uda się pomóc każdemu.
Artykuł został zainspirowany książką Kobieta, która widziała zombie. Kiedy zmysły stają się Twoim wrogiem autorstwa G. Leschziner. Możesz ją nabyć klikając w ten link.
Dowiedz się więcej:
Źródła: