Pacyfik w ogniu. Starcie między USA i Chinami jest nieuniknione

Obawiam się, że wojna między USA i Chinami jest bardzo prawdopodobna. Chiny nie muszą zdobywać Waszyngtonu. Wystarczy przejęcie Tajwanu, co kompletnie zmieniłoby świat. Xi może teraz słyszeć z różnych stron: „Jeżeli nie teraz, to kiedy?” – mówi w rozmowie z Piotrem Włoczykiem płk Grant Newsham.

Wojna USA z Chinami przesądzona

Piotr Włoczyk: Czy na Pacyfiku dojdzie do wielkiej wojny?

Płk Grant Newsham*: Dziesięć lat temu powiedziałbym, że prawdopodobieństwo wybuchu takiego konfliktu jest właściwie zerowe. Dziś jednak obawiam się, że wojna między USA i Chinami jest bardzo prawdopodobna. Ten konflikt nie jest jeszcze nieunikniony. Niestety wszystko wskazuje jednak na to, że w niedalekiej przyszłości będziemy świadkami kinetycznego starcia między oboma państwami.

Kiedy może do tego dojść? W ciągu najbliższej dekady?

Być może to kwestia już najbliższych miesięcy. Oczywiście Chiny nie zaatakują Kalifornii, ale jakiegoś rodzaju agresja przeciw Tajwanowi jest w najbliższym czasie bardzo możliwa. Pamiętajmy, że wybory na tej wyspie wygrał w styczniu kandydat, który opowiada się za utrzymaniem status quo, czyli de facto niezależnością Tajwanu od ChRL. Ponieważ przepadł kandydat Kuomintangu, partii nastawionej na bliską współpracę z Chinami, Pekin stracił nadzieję, że w niedługim czasie porozumie się z Tajpej. Jeżeli doszłoby do rozwiązania siłowego, Ameryka najprawdopodobniej musiałaby w takim przypadku walczyć w obronie wyspy. Chyba że Białym Dom podjąłby decyzję, że nie będzie reagował…

Bierność nie wchodzi w grę

Ciężko sobie wyobrazić taki scenariusz. Bierność w takim przypadku miałaby dla USA katastrofalne skutki.

Zgadza się. To byłby koniec wiarygodności Ameryki i nasi sojusznicy odebraliby ten sygnał. Dlatego uważam, że zagrożenie starciem kinetycznym Chin i USA jest bardzo wysokie.

Utrata wiarygodności bardzo osłabiłaby amerykańskie sojusze. Przy okazji podminowałaby cały zachodni system gospodarczy stworzony po wojnie przez Waszyngton, w którego centrum wciąż znajdują się USA.

To byłoby istne trzęsienie ziemi dla całego tego układu. Ameryka od końca II wojny światowej jest gwarantem tego systemu przed zagrożeniem z zewnątrz. Pozwolenie na przejęcie kontroli nad 23 milionami Tajwańczyków przez chińskich komunistów sprawiłoby, że każdy inny kraj w Azji chciałby się dogadać z Pekinem. W ciągu jednego dnia Azja stałaby się czerwona. Natomiast gdyby Ameryka została pokonana w wojnie o Tajwan, miałoby to równie poważne konsekwencje. W obu przypadkach bylibyśmy świadkami narodzin kompletnie nowego świata.

Polecamy: Cenzura w Chinach. Partia chce, żeby AI było wierne komunizmowi

Wojna USA Chiny. Na zdjęciu żołnierz amerykański na rle płomieni i okrętów wojennych
Fot. Przemysław Kołodziej / Midjourney

Wojna już trwa. (Nie)oczywiste starcie między USA i Chinami

Pan jednak przekonuje w swojej książce, że Chiny już toczą wojnę z USA…

Ponieważ Chińczycy zupełnie inaczej niż my postrzegają wojnę. Dla nas to starcie armii, wybuchy, zabici i ranni. Dla Chińczyków wojna to również działania w domenie gospodarczej, cyberprzestrzennej, a nawet… chemicznej. Być może nie wszystkim fentanyl kojarzy się z działaniami wojennymi, ale jednak Chiny z pełną świadomością zatruwają nasze społeczeństwo. Ten o wiele silniejszy od heroiny narkotyk, w niemal 100 proc. pochodzący z Chin, zabił w zeszłym roku ponad 70 tys. Amerykanów. Większość ofiar to młodzi ludzie, więc powinniśmy patrzeć na to tak, jakbyśmy każdego roku tracili 2-3 dywizje. W sumie liczba amerykańskich ofiar fentanylu zbliża się już do miliona! Ile wysiłku społecznego pochłania radzenie sobie z tą epidemią? Jak wiele rodzin skupia się na pomaganiu uzależnionym bliskim? Ile naszych zasobów jest na to przeznaczanych?

Chiny starają się też opanować naszą cyberprzestrzeń. O kwestiach gospodarczych nie muszę chyba nawet zbyt dużo opowiadać. Dziś już chyba każdy rozumie, w jak wielu sektorach gospodarki jesteśmy uzależnieni od Chin.

W swoim wymarzonym scenariuszu Chiny chciałyby nas pokonać bez wystrzelenia ani jednego pocisku. Byłoby to możliwe, gdyby Ameryka nie mogła zareagować na chińską agresję wymierzoną w Tajwan. Nasza bierność byłaby dla nich najlepszym scenariuszem.

Czytaj również: Amerykańscy naukowcy nie będą współpracować z Chińczykami

Świadome uzależnienie się od Chin

Ameryka w obu wojnach światowych pokonywała silnych przeciwników. Jednak żaden z nich nie był nawet w połowie tak potężny, jak dzisiejsze Chiny. Jak to się stało, że Stany Zjednoczone w ten sposób „zaspały”?

Faktycznie, Niemcy i Japończycy byli trudnymi przeciwnikami, ale po raz pierwszy jesteśmy tak uzależnieni ekonomicznie od naszego największego wroga. W XX wieku nie mieliśmy takiego problemu. Gdy walczyliśmy z III Rzeszą i Japonią, byliśmy gospodarczo niezależni. To samo można powiedzieć o rywalizacji ze Związkiem Sowieckim.

Dziś jesteśmy w ogromnej mierze uzależnieni od Chin nawet w kwestii produkcji sprzętu wojskowego – wiele niezbędnych komponentów pochodzi z Chin! Tak wyglądają konsekwencje decyzji świadomie podejmowanych przez nasze władze cywilne i wojskowe, gorąco popierane przez wielki biznes, który chciał w Chinach zarabiać krocie.

Przyglądałem się temu smutnemu spektaklowi niemal z pierwszego rzędu. Jeszcze do niedawna w amerykańskim wojsku nie można było nawet wspomnieć, że Chiny to przeciwnik. Było to uznawane za opinię kompletnie niepoprawną politycznie. W Pentagonie naprawdę w to wierzono i myślę, że Chińczycy z niedowierzaniem na to patrzyli. Podam tu wiele mówiący przykład. W 2009 r. admirał Timothy J. Keating, dowódca United States Pacific Command, wybrał się do Chin. Został wówczas zapytany o swoją opinię na temat chińskiego programu budowy lotniskowców. Co powiedział dowódca naszych sił na Pacyfiku? Że absolutnie nie ma z tym problemu, a nawet pomógłby Chińczykom w realizacji ich planów! Jak widać, kompletnie bagatelizowaliśmy wzrost potęgi ChRL. Sami prosiliśmy się o kłopoty.

Polecamy: HOLISTIC NEWS: Czy podróże mogą zapobiegać wojnom? | Elżbieta i Andrzej Lisowscy | #PoLudzku

Pekin rzuca rękawicę. Chiny na wojnie gospodarczej z USA

Przypomnijmy, że w 2001 roku Ameryka zgodziła się wpuścić ChRL do Światowej Organizacji Handlu. Okazało się to nieprawdopodobną trampoliną gospodarczą przede wszystkim dla Pekinu. Chiny zanotowały w tym okresie bezprecedensowy w historii świata wzrost gospodarczy.

Gdy wpuszczaliśmy ChRL do tej organizacji, wielu przedstawicieli naszego Kongresu rozumiało, że to zły pomysł. Ci ludzie przestrzegali, że dzięki temu Chiny mogą się ogromnie wzmocnić, my natomiast stracimy nasz przemysł. Jednak wtedy naciski naszego wielkiego biznesu, który sponsoruje kampanie wyborcze polityków, okazały się decydujące.

Gdy amerykańska klasa biznesowa przenosiła swoją działalność do Chin, nie obchodziło jej, jaki to będzie miało wpływ na miasta przemysłowe w USA. Myślę, że gdyby nasz wielki biznes miał zostać przymuszony przez Waszyngton do zwinięcia działalności w Chinach, to tych ludzi naprawdę będzie stać, by ponieść takie straty. To jest do zrobienia, tylko wielki biznes musi poczuć odpowiednią motywację. Do niedawna amerykańscy przedsiębiorcy kompletnie ignorowali zagrożenia wiążące się z ich obecnością na rynku chińskim. Dlaczego? Ponieważ interesowały ich jedynie krótkookresowe zyski.

Na szczęście widać już w niemałej części amerykańskiego biznesu świadomość, że Chiny nie są bezpiecznym rynkiem, skoro wszystko kontroluje tam partia komunistyczna. Wystarczy jedna decyzja i dana firma wylatuje z chińskiego rynku.

A może właśnie dlatego, że obie strony są tak od siebie zależne gospodarczo, do wojny Chin z USA nie dojdzie? Może w ostatnim momencie oba kraje odpuszczą, rozumiejąc zagrożenie?

Tak, można usłyszeć takie opinie. Kiedyś natomiast słyszeliśmy, że jeżeli zaczniemy inwestować w Chinach, to ten kraj zdemokratyzuje się i stanie się czymś w rodzaju wielkiej Kanady. Xi Jinping powtarza, że ChRL jest w stanie przyjąć ciosy gospodarcze, by zrealizować swoje cele. A najważniejszym celem Xi jest odebranie Ameryce prymatu. My możemy nie chcieć walczyć z Chinami, ale Chiny mogą nam nie dać wyboru. Chińczycy są gotowi na duże poświęcenia i powinniśmy zdawać sobie z tego sprawę.

Polecamy: Chiny stały się naukowym supermocarstwem

Wojna USA Chiny. Na zdjęciu orzeł i smok ścierają się w powietrzu, pod nimi widać płonące miasta
Fot. Przemysław Kołodziej / Midjourney

„Jeżeli nie teraz, to kiedy?”

Widać, że Chińczycy mniej więcej od trzech lat bardzo wyraźnie stawiają na bezpieczeństwo i stabilność swojej gospodarki, a nie sam wzrost.

Xi stara się uodpornić kraj na sankcje, chomikując na masową skalę paliwo, żywność i surowce potrzebne dla przemysłu. To powinno wszystkim innym dać do myślenia.

Obecny chiński prezydent to zupełnie inny przywódca niż jego poprzednicy, jeśli nie liczyć Mao Zedonga. Xi jest niezwykle ambitny i wygląda na to, że bardzo chce przejść do historii jako człowiek, który zjednoczył Chiny i uczynił z nich globalne mocarstwo…

Xi może uważać, że ma teraz kilkuletnie okno możliwości. Zachód zbiera się powoli do działania. Od kilku lat inwestuje w obronność i Chińczycy mogą chcieć zdążyć, zanim to okno się zamknie i Zachód odzyska dawną siłę. Jak już mówiłem, Chiny nie muszą zdobywać Waszyngtonu. Wystarczy przejęcie Tajwanu, co kompletnie zmieniłoby świat. Xi może teraz słyszeć z różnych stron: „Jeżeli nie teraz, to kiedy?”.

Chińczycy nie chcą Trumpa

Harris czy Trump? Którego prezydenta woleliby Chińczycy?

To nie podlega żadnej dyskusji – Harris w Gabinecie Owalnym to marzenie Chińczyków. Za czasów Baracka Obamy słyszeliśmy tylko o deeskalacji ze strony Ameryki. I wtedy Chiny zaczęły prowadzić agresywne działania na Morzu Południowochińskim, zajmować kolejne atole i budować bazy, właściwie przejęły całe Morze Południowochińskie. Administracja Bidena i Harris to w tej kwestii właściwie trzecia kadencja Obamy. Chińczycy widzą, że demokraci nie potrafią być wobec nich twardzi.

Ale przecież w 2022 roku Biden wprowadził dotkliwe sankcje wymierzone w chińską branżę mikroprocesorów.

To prawda, te sankcje były odczuwalne, ale jednak Biden nie poszedł za ciosem. Choć obecny prezydent USA utrzymał część sankcji z czasów Trumpa, to jednak nie zaostrzał kursu, co było konieczne. Chiny cały czas rozbudowują swoje wojska i rozszerzają wpływy, nawet w Ameryce Łacińskiej!

Podczas gdy oni rosną w siłę i są wewnętrznie zjednoczeni, w USA narasta głęboki konflikt społeczny. Ameryka jest podzielona i musi się skupiać na sporach wewnętrznych, a Chiny mogą spokojnie planować ekspansję. To wymarzona sytuacja dla Pekinu. Im więcej jest na naszych ulicach rozrób pod flagą Black Lives Matter czy Antify, tym większe zagrożenie, że Chiny wykorzystają nasze kłopoty wewnętrzne.

Może Cię także zainteresować: Dobre żony, mądre matki. Tradycyjny ideał kobiecości do zmiany

Wojna USA Chiny. Na zdjęciu płk Grant Newsham
Płk Grant Newsham Fot. arch. prywatne

Starcie między USA i Chinami. Kto pokaże większą dominację?

Jak mogłaby wyglądać w tym kontekście druga kadencja Trumpa?

W trakcie swojej pierwszej kadencji Trump był pierwszym prezydentem, który zaczął dbać o amerykańskie interesy w relacjach z ChRL. Nikt wcześniej nie naciskał na Pekin, nie starał się niwelować chińskiej przewagi w różnych sektorach. Chińczycy nie znosili za to Trumpa, ale też autentycznie nienawidzili na przykład Mike’a Pompeo, sekretarza stanu w jego administracji, który był wobec Chin nieustępliwy. Czy dziś Chińczycy żywią takie uczucia wobec któregokolwiek przedstawiciela amerykańskiej administracji? Szczerze w to wątpię…

Wygrana Trumpa mogłaby działać mitygująco na chińskie przywództwo. Jak wiadomo, okazywanie słabości to proszenie się o kłopoty, a demonstrowanie siły i determinacji może wybić przeciwnikowi z głowy agresywne plany. Jesteśmy w bardzo niebezpiecznym momencie, ale – jak już wspomniałem – wojna nie jest jeszcze przesądzona. Jeżeli Zachód będzie zjednoczony i będzie okazywał siłę, to zmniejszy się ryzyko konfliktu. Jednak obawiam się, że w przypadku wygranej Harris, Chiny wezmą się za Tajwan – albo brutalną siłą, albo poprzez wzmożoną presję na wszystkich płaszczyznach. Jestem pewien, że Wall Street będzie wtedy namawiało Biały Dom, żeby nic nie robić i liczyć na to, że wciąż da się zarabiać w Chinach pieniądze.

Jedno można już chyba powiedzieć z całą pewnością – spokojne, beztroskie czasy to już historia.

Tak. Czekają nas ciężkie czasy i obawiam się, że dla nas, Amerykanów, będzie to konflikt naszego życia.


*Płk Grant Newsham – jest ekspertem do spraw bezpieczeństwa w Center for Security Policy oraz Japan Forum for Strategic Studies. W trakcie służby wojskowej płk Newsham pracował w sekcji wywiadowczej Marines na Pacyfiku. Był także amerykańskim dyplomatą w krajach azjatyckich i zajmował się między innymi kwestiami handlowymi. W zeszłym roku ukazała się jego książka When China Attacks. A Warning to America (Gdy Chiny atakują. Ostrzeżenie dla Ameryki).

Polecamy: AI w chińskiej propagandzie. Klony Rosjanek chcą męża z Chin

Opublikowano przez

Piotr Włoczyk

Autor


Dziennikarz po amerykanistyce, piszący głównie o polityce zagranicznej i historii. Autor wielu reportaży o tematyce międzynarodowej oraz wywiadów z czołowymi ekspertami w dziedzinie gospodarki, geopolityki oraz historii. Od marca 2023 r. redaktor naczelny miesięcznika „Historia Do Rzeczy”.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.