Nauka
Topnienie lodowców na Antarktydzie. Wulkany mogą się obudzić
29 grudnia 2024
Od kilku lat coraz częściej pojawiają się pytania dotyczące tego jak w kontekście uczciwej rywalizacji traktować udział w zawodach sportowców transseksualnych.
Rywalizacja sportowa powinna opierać się na zasadach, które zakładają sprawiedliwe szanse na zwycięstwo dla wszystkich startujących. Często tych przepisów jest dużo i są dosyć skomplikowane, np. sam regulamin techniczny F1 liczy ponad 130 stron. Wiedząc, że parametry fizjologiczne zawodników mają wpływ na osiągane wyniki, wprowadzono np. kategorie wagowe w boksie, zapasach, czy choćby wioślarstwie. Tam wskazanie na wadze jest jasne. Nikt próbuje przekonywać, że według jej czy jego osobistych odczuć, nie jest się na przykład lżejszym. Z płcią nie jest jednak tak łatwo. Wejście sportowców transseksualnych do konkurencji na najwyższym poziomie stawia organizatorom nowe wyzwania.
Kobiety i mężczyźni różnią się fizjologicznie między sobą i różnice te mają wpływ na ich osiągnięcia sportowe. Możliwości fizyczne chłopców i dziewczynek zaczynają się „rozjeżdżać” koło 11., 12. roku życia, a związane jest to z okresem dojrzewaniem. Od tego momentu, jak pokazują badania Espena Tonnessena, chłopcy zaczynają szybciej biegać, skakać dalej i wyżej. Ma to oczywiście związek z ilością wytwarzanego przez ich organizmy testosteronu.
Zmiany te są na tyle duże (różnice wyniosły nawet 50 proc.), że nawet mistrzynie olimpijskie mogą nie mieć szans w rywalizacji z młodymi chłopakami. Gdy porównano wyniki w lekkoatletyce z mistrzostw szkół średnich w USA z wynikami, jakie osiągały kobiety na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku, to okazało się, że w takich konkurencjach jak bieg na 100, 200, 400, 400 metrów przez płotki, czy skok wzwyż zdobywczyni złotego medalu olimpijskiego nie zmieściłaby się w pierwszej ósemce zawodów chłopców. Dość powiedzieć, że na 39 kompletów medali w porównywanych konkurencjach biegowo-skokowych rozegranych podczas 2016 High School Boys NBNO zawodniczki rywalizujące w tych samym konkurencjach w Rio de Janerio zdobyłyby pięć medali, z czego trzy na dystansie 5000 m. W pływaniu widać to jeszcze wyraźniej. Na 48 medali rozdanych na mistrzostwach USA juniorów, olimpijki z 2016 roku zdobyłyby jeden medal – brązowy na dystansie 800 m stylem dowolnym. Mówimy tu oczywiście o elicie sportowców zarówno wśród pań jak i chłopców, ale różnice są wyraźne.
To właśnie na Igrzyskach 2016 roku miała miejsce sytuacja, która równie dobitnie pokazała, że poziom testosteronu ma wpływ na rywalizację kobiet. Trzy pierwsze zawodniczki w biegu na 800 m, czyli Casper Semenya, Francine Niyonsaba, Margaret Wambui miały naturalnie podwyższony poziom testosteronu, który dawał im przewagę na tym dystansie. W wywiadzie udzielonym po tym biegu Joanna Jóźwik, która zajęła w nim piąte miejsce, stwierdziła: „Te zawodniczki są dużo silniejsze, bardziej wytrzymałe i nie do przeskoczenia. Norma testosteronu dla kobiet powinna zostać przywrócona. Wtedy będzie fair”. I dodała: „Jestem bardzo zadowolona ze swojego wyniku. Czuję się srebrną medalistką”
Dwa lata później Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych (IAAF) przywróciło dopuszczalny poziom testosteronu u kobiet.
W przypadku tych trzech medalistek biegu na 800 m poziom podwyższony poziom testosteronu był sprawą natury, ale co robić w przypadku osób transseksualnych, u których zmiany poziomu hormonów odbywają się poprzez terapię?
Przeczytaj również:
Najgorętsza dyskusja dotyczy oczywiście startów osób transseksualnych w rywalizacji kobiet. Transkobiety mają przewagę w rywalizacji sportowej i to niezależnie, czy przechodzą terapię hormonalną, czy nie. W badaniu przeprowadzonym w 2020 roku wśród członków armii Stanów Zjednoczonych stwierdzono, że po roku podawania kobiecych hormonów transpłciowe kobiety nadal miały lepsze sportowe osiągi niż kobiety nietranspłciowe. Po dwóch latach różnica była już mniejsza, ale kobiety transpłciowe nadal biegały o 12 procent szybciej.
Jak twierdzi Joanna Harper z Uniwersytetu Loughborough, a jednocześnie doradczyni Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) w sprawach dotyczących inkluzywności, kobiety transpłciowe, nawet po terapii hormonalnej, mają siłową przewagę. We wnioskach ze swoich badań zaznacza, że udział osób trans w rywalizacji sportowej jest bardzo złożony i wymaga dalszych badań. A w jej przypadku trudno mówić o tendencyjności opinii, bo sama jest kobietą trans.
Podejście do rywalizacji sportowej osób transseksualnych jest bardzo różne i zależy od dyscypliny, organizacji czy miejsca, w jakim rozgrywane są zawody.
MKOl, który wydaje się być między młotem i kowadłem, czyli z jednej strony polityczną poprawnością i presją ze strony środowisk LGBT, a z drugiej protestami sportowców, nie zajmuje jednoznacznego stanowiska, a jedynie wyznacza kierunki. W swoim komunikacie z roku 2021 o inkluzywności osób trans w sporcie ogłosił, że „wśród naukowców brakuje zgody co do tego, jak testosteron wpływa na wynik sportowy” i odchodzi od poziomu testosteronu jako wyznacznika tego,w jakiej rywalizacji może startować dana osoba (od 2015 roku wynosił dla kobiet 5–10 nmol/l co i tak przekracza wielokrotnie średni naturalny poziom tego hormonu u kobiet). W komunikacie zaznaczono, że cała sytuacja związana z płcią była do tej pory „upolityczniana i tworzyła podziały”. Podał przy tym dziesięć ogólnych warunków, jakimi powinny kierować się federacje sportowe przy ustalaniu przepisów regulujących start osób trans w konkurencjach kobiecych. Te warunki to:
Wcześniej tym samym roku MKOl po raz pierwszy zezwolił kobiecie trans, Nowozelandce Laurel Hubbard, na udział w igrzyskach, w tym wypadku w podnoszeniu ciężarów. Zwolennicy bezwarunkowego udziału kobiet trans w zawodach podnoszą argument, że występ Hubbard, która nie zaliczyła żadnego podejścia, potwierdza tezę o braku przewagi takich osób nad kobietami cis. Zapominają lub przemilczają fakt, że 43-letnia Nowozelandka, która przeszła kurację zmiany płci 8 lat wcześniej, swoimi wynikami z roku 2019 zajęłaby na igrzyskach drugie miejsce. Być może, gdyby lepiej zaplanowała taktykę startów, zdobyłaby medal. Czy sprawiedliwie?
Międzynarodowa Federacja Pływacka (FINA) zdecydowała w zeszłym roku, że w zawodach będą mogły brać udział osoby, które ukończyły proces zmiany płci przed ukończeniem 12. roku życia. Za takim wyjściem zagłosowało 71 proc. krajowych federacji po zapoznaniu się z raportem grupy zadaniowej ds. transpłciowości.
Od 31 marca tego roku World Athletics (następca Światowej Federacji Lekkoatletyki, IAAF) przyjęło zasady, które wykluczają ze startów niektóre osoby trans. Zakaz dotyczy „transpłciowych sportowców płci męskiej, którzy zmienili płeć na żeńską już po przejściu przez męski okres dojrzewania”.
Wcześniej czy później praktycznie każda federacji będzie musiała zająć stanowisko w sprawie udziału sportowców-trans w ich imprezach i określić warunki, na jakich sportowcy trans będą mogli brać udział w imprezach mistrzowskich.
Problem jest jednak głębszy. Nie chodzi tu bowiem tylko o medale mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich, chociaż, by je zdobyć, trzeba często poświęcić wszystko przez wiele lat przygotowań. Pojawia się on również w imprezach mniejszej rangi, czy w sporcie młodzieżowym.
Przykład z Włoch, gdzie Valentina vel Fabrizio Petrillo, który nawet nie ma dokumentów stwierdzających, że jest kobietą, nie mówiąc o procedurach medycznych,w 2019 stwierdził, że jest kobietą i zaczął startować z paniami w zawodach masters. Zresztą za zgodą włoskich władz lekkoatletycznych. Od tego czasu startuje i wygrywa.
W USA o tym, jakie są przepisy, często decydują władze stanowe, czasami nawet poszczególne uczelnie, czy szkoły. W wielu stanach do udziału w konkurencjach dopuszcza się transesksulane dziewczęta do startu bez ograniczeń, właściwie tylko na podstawie deklaracji. To o tyle logiczne, o ile większość lekarzy uważa, że nie powinno się przeprowadzać żadnych procedur medycznych zmieniających płeć przed okresem dojrzewania. Zdarzało się już, że mistrzostwa stanu zdobywały transseksualne dziewczęta, które zgłosiły się do startu w zawodach jedynie na podstawie deklaracji płci. Buntuje się przeciw temu część dziewczyn cis. Nie tylko nie chcą dzielić szatni czy pryszniców z koleżankami trans, ale w ogóle rezygnują z uprawiania sportu, bo nie widzą szans na bycie najlepszą. Czują się oszukane. Dlatego wiele stanów wprowadza politykę przeciwną do pełnej inkluzywności sportowców trans. Gubernatorzy między innymi Teksasu, Alabamy, Florydy, Misissipi czy Montany podpisali tzw. Save Women’s Sports Act, który nie zezwala transgenderowym sportowcom udziału w konkurencjach niezgodnie z ich aktem urodzenia.
Problem, jak widać, nie jest łatwy do rozwiązania, bo rozgrywa się na kilku polach. Pierwsze to presja politycznej poprawności, gdzie badania mają mniejsze znaczenie, a jeśli już to na takie, które pasują do zakładanej tezy. Drugie to kwestia sprawiedliwej rywalizacji, która powinna się opierać na badaniach, które pokażą, czy w danej dyscyplinie sportsmenki trans mają przewagę nad rywalkami cis.
Trzeci obszar to trudność w opracowaniu ewentualnych procedur, które mogłyby sprawić, że w każdych zawodach można by dokonać weryfikacji przepisów danej federacji dotyczących płci. Wagę można znaleźć w każdym miejscu, a laboratoria badające np. poziom hormonów to już inna kwestia. Bo chyba oczywiste jest, że rywalizacja sportowa nie powinna się odbywać jedynie na podstawie deklaracji płci.
Baron de Coubertin, twórca nowożytnego ruchy olimpijskiego podkreślał, że w zmaganiach „ważny jest udział, nie zwycięstwo”. Wydaje się jednak, że w dzisiejszym sporcie zasada ta ma bardzo rzadkie zastosowanie. Liczą się głównie wygrane i wielu sportowców zrobi wszystko, by stanąć na najwyższym stopniu podium. Zadaniem władz sportowych jest zapewnienie wszystkim sportowcom po prostu równych szans, przynajmniej tam, gdzie to jest możliwe.
Może cię również zainteresować:
Źródła: