„Granice Rosji nie kończą się nigdzie.” Rosjanie śnią o imperium

Elity Rosji rozpatrują jej tożsamość w kategoriach imperialnych. Dlatego jeśli dziś nawet jakaś część świadomych politycznie obywateli FR negatywnie ocenia bombardowania miast ukraińskich, to zarazem ludzie ci ubolewają nad tym, że w wyniku rozpadu ZSRR Ukraina stała się dla nich obcym państwem.

Mocarstwo czy kolos na glinianych nogach

Śledząc dyskusje, które toczą się nie tylko w Polsce na temat przyszłości Rosji, można zetknąć się z opinią, że Federację Rosyjską czeka rozpad. Właściwie taki scenariusz rozpatrywany jest jako warunek bezpieczeństwa w Europie, aby powstrzymać rosyjski imperializm. Państwo rosyjskie w obecnych swoich granicach okazało się bowiem burzycielem pokoju w świecie, więc nie powinno dłużej istnieć w takim kształcie terytorialnym, w jakim jest obecnie.

Czy nie mamy tu jednak do czynienia z myśleniem życzeniowym? Co jakiś czas dowiadujemy się z mediów o jakichś rozruchach gdzieś na rosyjskiej prowincji (w głubince), ale zwiastunów prawdziwej dezintegracji Federacji Rosyjskiej nie widać. Niemniej ci, którzy wieszczą krach państwa rosyjskiego, przypominają, iż aż do lat 80. XX wieku, w świecie powszechne było przekonanie, że Związek Sowiecki nigdy się nie rozleci. Co się stało potem – wiadomo.

Rosyjski imperializm. Lalki matrioszki. Fot.Semppis/Pixabay
Fot. Semppis/Pixabay

Rosyjski imperializm i dokręcanie śruby

Inna rzecz, że oczekiwanie rozpadu Federacji Rosyjskiej świadczy o porażce liberalnych elit Zachodu. Po klęsce ZSRR w zimnej wojnie liczyły one na to, że nowa Rosja podąży szlakiem, który one jej wytyczą. Tak się jednak nie stało.

Popularny jest pogląd, że o ile za prezydentury Borysa Jelcyna państwo rosyjskie podążało drogą liberalnej demokracji na wzór zachodni, o tyle gdy gospodarzem Kremla został Władimir Putin, wkroczyło ono na ścieżkę wschodniej dyktatury i agresywnego, rosyjskiego imperializmu. Szkopuł w tym, że polityczne dokręcanie śruby w Rosji zaczęło się w już w pierwszej połowie lat 90.

Społeczeństwo rosyjskie przeżyło szok wywołany reformami kapitalistycznymi. To było paliwem dla środowisk komunistycznych i nacjonalistycznych – żerujących na tęsknocie za potęgą Związku Sowieckiego i względnym bezpieczeństwem socjalnym, które państwo to dawało swoim obywatelem. Optujący za reformami Jelcyn obawiał się, że właśnie te siły zyskają poparcie społeczne, które wyniesie je do rządzenia, zwłaszcza że przeważały one w Radzie Najwyższej (wówczas najwyższym organie władzy ustawodawczej w Rosji). W roku 1993 doszło do krwawych zamieszek w Moskwie. Jelcyn postanowił bowiem rozwiązać Radę Najwyższą. I swój cel osiągnął.

To właśnie wtedy w Rosji została rozpoczęta budowa systemu autorytarnego, którego twarzą w XXI stuleciu jest Putin. Skądinąd nie pierwszy i nie ostatni to był raz w dziejach świata, gdy w obronie demokracji sięgnięto po metody antydemokratyczne.

Zachód wciąż nie nauczył się czym jest Rosja

Niemniej marzenie o przeoraniu rosyjskiej kultury politycznej pozostało żywe na Zachodzie. Wystarczy przypomnieć nadzieje, jakie wiązano z dysydencką działalnością Aleksieja Nawalnego. W polityku tym upatrywano człowieka, któremu się uda jakoś przejąć ster rządzenia Rosją, a następnie ją zdemokratyzować i zliberalizować.

Gdyby się to udało – nieważne czy doprowadziłby do tego Nawalny, czy kto inny – to kwestia kształtu terytorialnego państwa rosyjskiego przestałaby być problemem. Na Zachodzie panuje bowiem przesąd, że demokracje liberalne z natury są pokojowo nastawione do świata, natomiast autorytaryzmy sprzęgnięte są z nacjonalizmami i szowinizmami.

Oczywiście w roku 2024 to marzenie o demokratyzacji i liberalizacji Rosji wydaje się już naiwnością. Dlatego pozostaje liczenie na to, że Federacja Rosyjska ulegnie rozczłonkowaniu. Trzeba bowiem zadać śmiertelny cios rosyjskiemu nacjonalizmowi.

Tyle że kto przyjmuje taki tok rozumowania, będzie błędnie interpretował rosyjską rzeczywistość. Chodzi o to, że w historii Zachodu istotną rolę odegrało wyłonienie się nowoczesnych narodów. To właśnie ów proces przetarł szlak demokratycznym społeczeństwom i państwom narodowym. Sednem zaś wykuwania się nowoczesnych narodów były tendencje egalitarne i inkluzywne. Dekompozycji ulegał porządek arystokratyczno-feudalny, lud dołączał do wyższych warstw społecznych, coraz większego znaczenia nabierała klasa średnia i tak powstawała wspólnota narodowa.

W przypadku Rosji było jednak zgoła inaczej.

Przeczytaj: W USA odkryto wodorowe skały. Mogą być źródłem nieograniczonej energii

Rosyjski imperializm. Pomnik Lenina w Moskwie. Fot. AnnaIlarionova/Pixabay
Fot. AnnaIlarionova/Pixabay

Rosyjski imperializm w fałszywej „akcji afirmatywnej”

Rosjanom niedane było przejść przez doświadczenia, które były udziałem narodów Zachodu. Państwo rosyjskie, które w XVI wieku wyrosło z Wielkiego Księstwa Moskiewskiego i trwało do roku 1917, miało zawsze charakter multietniczny i multikulturowy, choć z dominującą pozycją języka rosyjskiego i prawosławia jako czynników nadających temu politycznemu tworowi określone oblicze.

To było imperium wchłaniające na przestrzeni dziejów kolejne terytoria. Nie były to – jak w przypadku tego, co posiadły mocarstwa zachodnie – kolonie zamorskie, lecz ziemie z nim sąsiadujące. I można tu przecież wskazać choćby tę część I Rzeczypospolitej, którą Rosja zagarnęła w ramach rozbiorów.

ZSRR początkowo miał być czymś nowym – innym niż państwo carów. Każda z wchodzących w skład Związku Sowieckiego 16 republik związkowych formalnie zachowywała polityczną odrębność. W latach 20. Kreml prowadził politykę „korienizacji” („zakorzeniania”). Chodziło o nadawanie przywilejów lokalnym tożsamościom etnicznym po to, żeby przezwyciężyć to, co nazywano „rosyjskim szowinizmem wielkomocarstwowym” jako pozostałością po caracie.

Amerykański historyk Terry Martin, odnosząc się do ZSRR okresu polityki „korienizacji”, ukuł nawet termin „imperium akcji afirmatywnej” (przypomnijmy, „akcja afirmatywna” to zbiorcze określenie, zainicjowanych w USA w latach 60. XX stulecia, programów wyrównywania przez państwo szans czarnej ludności w edukacji i zawodowej karierze).

Dekadę później nastąpiła jednak zmiana kursu.

Gorący temat: Zbrodniczy umysł Adolfa Hitlera. Czy führer zdołał zatrzeć ślady psychozy?

Rosyjski imperializm. Parada wojskowa. Fot. takazart/Pixabay
Fot. takazart/Pixabay

Mocarstwowa mentalność rosyjskich elit

Związek Sowiecki pod przywództwem Józefa Stalina okazał się po prostu czerwonym wcieleniem przedrewolucyjnej Rosji. Interesy państwa z centralą w Moskwie coraz bardziej górowały nad hołubiącą lokalne tożsamości etniczne komunistyczną ideologią. Ale zarazem ZSRR – tak jak i imperium carów – zachował – jeśli chodzi o społeczeństwo – strukturę multietniczną i multikulturową.

Krach Związku Sowieckiego w roku 1991 oznaczał utworzenie z jego elementów składowych – czyli 16 republik związkowych – nowych państw, co mogło zwiastować nową architekturę świata. Federacja Rosyjska lat 90. była słabym bytem. Trapiące ją kryzysy wewnętrzne odbijały się na jej pozycji międzynarodowej. Pod względem terytorialnym państwo rosyjskie wróciło do swojej wielkości mniej więcej z XVII wieku. Ale mimo tych perturbacji społeczeństwo rosyjskie zachowało strukturę multietniczną i multikulturową.

Elity Rosji rozpatrują jej tożsamość w kategoriach imperialnych. Dlatego jeśli dziś nawet jakaś część świadomych politycznie obywateli Federacji Rosyjskiej negatywnie ocenia bombardowania miast ukraińskich, to zarazem ludzie ci ubolewają nad tym, że w wyniku rozpadu ZSRR Ukraina stała się dla nich obcym państwem. Psychologicznie rzecz ujmując, mają oni duży problem z uznaniem politycznej podmiotowości Ukrainy. I mogą nawet z tego nie zdawać sobie sprawy.

Polecamy: HOLISTIC NEWS: Czy podróże mogą zapobiegać wojnom? | Elżbieta i Andrzej Lisowscy | #PoLudzku

Mroczne sny Rosjan. Nowe imperium multietniczne

W roku 2016 głośno było o krótkiej wymianie zdań między Putinem a pewnym dziewięciolatkiem, który otrzymał nagrodę Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego. Gospodarz Kremla zapytał chłopca, gdzie kończą się granice Rosji. W odpowiedzi usłyszał, że na Cieśninie Beringa. Putin na to zaoponował stwierdzając, że granice Rosji nie kończą się nigdzie.

To miał być żart, ale oczywiście w kontekście ekspansywnej polityki Federacji Rosyjskiej, brzmi on ponuro i złowrogo. Słowa Putina zdradzają myślenie o świecie nie tylko jego, ale i generalnie społeczeństwa rosyjskiego. A jest ono imperialne, lecz tym samym nie nacjonalistyczne.

Imperia są bowiem multietniczne i multikulturowe, natomiast nacjonalizm legitymizuje model państwa monoetnicznego i monokulturowego. Niemniej można powiedzieć, że o ile nacjonalista faworyzuje swój naród, o tyle zarazem żywi zrozumienie dla takiej partykularnej postawy wśród innych narodów.

Natomiast piewca imperium odrzuca wszelkie nacjonalizmy. W oczach kogoś takiego są one przejawami egoizmów narodowych, które przyczynią się do waśni między narodami.

Dlatego jeśli w zbiorowej świadomości (a może raczej podświadomości) Rosjan tkwi przeświadczenie, że granice ich kraju nie kończą się nigdzie, to powoduje nimi nie barbarzyński szowinizm etniczny, lecz jakiś rodzaj imperialnego uniwersalizmu.

A jest on tym niebezpieczniejszy dla sąsiadów Federacji Rosyjskiej, im bardziej ci, których mentalność została nim przesiąknięta, uważają, że kierują się szlachetnymi pobudkami, zaś Rosji Opatrzność powierzyła misję cywilizacyjną. Co też jest przejawem rosyjskiego imperializmu.

Przeczytaj również tego Autora: Imigranci we Francji. Porażka francuskich elit

Opublikowano przez

Filip Memches

Autor


Dziennikarz, publicysta, redaktor. Współpracował z największymi polskimi tygodnikami opinii i dziennikami, współtworzył też projekty telewizyjne i internetowe. Obecnie publikuje tu i ówdzie oraz rozmawia w radiu.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.