Nauka
Serce ma swój „mózg”. Naukowcy badają jego rolę i funkcje
20 grudnia 2024
Gdybyśmy rozmawiali dziesięć lat temu, powiedziałbym, że nie mam żadnych wątpliwości – eutanazja powinna być legalna. A argumenty o uruchomieniu potencjalnej lawiny nadużyć, to po prostu erystyka i nie należy się nimi przejmować. Dziś jednak to, co kiedyś wydawało mi się erystyką, tu i ówdzie zaczyna się spełniać. Natrafiając ostatnimi czasy na takie doniesienia, jak choćby te z Kanady, zacząłem zadawać sobie pytanie: czy jako społeczeństwo dojrzeliśmy do tego moralnie? – mówi w rozmowie z Dominiką Tworek filozof Tomasz Stawiszyński.
Dominika Tworek: Gdy dotykamy tematu eutanazji, poruszamy się po linii etycznego sporu, w praktyce chyba nierozwiązywalnego.
Tomasz Stawiszyński*: Istotnie. Jest to problem, w którym dochodzi do konfliktu dwóch światopoglądów – świeckiego i religijnego. Jego źródła sięgają więc spraw fundamentalnych. Rdzeniem jest tutaj pytanie filozoficzne: Czy człowiek ma prawo samodzielnie decydować o momencie własnej śmierci? Religia chrześcijańska odpowiada, że nie ma, ponieważ życie dane jest człowiekowi przez Boga i tylko Bóg decyduje, kiedy się ono skończy. W perspektywie świeckiej natomiast – człowiek jest jedynym dysponentem swojego życia, nie ma nad nim bowiem żadnej wyższej instancji. Ma więc prawo poddać się eutanazji, ale pod pewnymi uzgodnionymi społecznie warunkami. Przede wszystkim, gdy na horyzoncie jest już tylko nieznośne, upokarzające cierpienie bez żadnych widoków na poprawę.
Badania CBOS-u pokazują, że Polacy właśnie tak postrzegają eutanazję. Tymczasem w zachodnich państwach (jak Holandia, Belgia, Szwajcaria czy Kanada), gdzie od lat jest ona legalna, doszło do „rozmiękczenia” owej definicji. Eutanazja bywa tam traktowana jako panaceum na wszelkie ludzkie cierpienia i niedogodności, a nawet jako „ratunek dla płonącej planety”.
To są na szczęście – przynajmniej na razie – marginalne i ekstremalne głosy, niemniej jest się czym niepokoić. Z badania przeprowadzonego na 13 tys. Kanadyjczyków, którzy w 2022 roku zdecydowali się na ten krok, wynika, że ponad jedna trzecia zrobiła to z powodu poczucia, że stanowią ciężar dla bliskich. A 17 proc. jako główną motywację wskazało samotność. Odsłania się tutaj jakaś mroczna strona świata, w którym żyjemy. Ludzie, którymi społeczeństwo nie jest w stanie odpowiednio się zaopiekować i którymi się nie interesuje, mają umierać w taki sposób, choć w innych warunkach chcieliby nadal żyć? Chyba nie tak sobie wyobrażamy nowoczesną demokrację.
Czytaj również: Zmiany klimatyczne przyczyną samobójstw
W Kanadzie głośno było też o osobach, które zwracały się do klinik o pomoc w leczeniu przewlekłego bólu, a zamiast leczenia zaproponowano im eutanazję. Albo o presji wywieranej przez lekarzy na pacjentach, aby taką decyzję podjęli.
Gdybyśmy rozmawiali dziesięć lat temu, powiedziałbym, że nie mam żadnych wątpliwości – eutanazja powinna być legalna. A argumenty z równi pochyłej – o uruchomieniu potencjalnej lawiny nadużyć – to po prostu erystyka i nie należy się nimi przejmować. Dziś jednak to, co kiedyś wydawało mi się erystyką, tu i ówdzie zaczyna się spełniać. Nadal uważam, że w przypadkach ściśle zdefiniowanych (które trzeba skrupulatnie sprawdzać), eutanazja powinna być legalna. Choć natrafiając ostatnimi czasy na takie doniesienia, jak choćby te z Kanady, zacząłem zadawać sobie pytanie: Czy jako społeczeństwo dojrzeliśmy do tego moralnie?
Ja się zastanawiam nad dalekosiężnymi antyspołecznymi konsekwencjami takiego kroku. Według ankiety Research Co. prawie 30 proc. Kanadyjczyków uznaje bezdomność i ubóstwo za odpowiedni powód do legalnej eutanazji. Media donosiły też o przypadku niepełnosprawnego mężczyzny, który chciał się poddać tej procedurze, bo groziła mu eksmisja z mieszkania socjalnego. Na szczęście, dzięki internetowej zbiórce, udało się temu zapobiec.
Pokazuje to, że rozmaite rozwiązania prawne, nawet jeśli wychodzą od szlachetnych intencji, funkcjonują w określonym systemie. Nasz system pokazał się w pandemii od jak najgorszej strony. Ponad połowa ofiar COVID-19 w Europie to pensjonariusze domów „spokojnej starości” czy innych ośrodków pomocy społecznej. Tych ludzi często zostawiano bez żadnej opieki, bo nie opłacało się inwestować w ich ratowanie. Michel Houellebecq zauważył wtedy, że człowiek, który przekroczył pułap pewnego wieku, w zasadzie traktowany jest tak, jakby już nie żył.
Polecamy: HOLISTIC TALK: dlaczego ludzie tracą poczucie sensu i ulegają melancholii? (Przemysław Staciwa)
Bo system jest jedynie dla młodych i sprawnych?
W obrębie zachodnich społeczeństw panuje charakterystyczny dla późnego kapitalizmu kult efektywności, sprawności i młodości. W momencie, kiedy efektywność i sprawność się wyczerpują, człowiek – o ile nie dysponuje odpowiednimi zasobami finansowymi, rzecz jasna – często zaczyna być traktowany jako obciążenie. Stało się to bardzo widoczne właśnie w pandemii, to samo pokazują te kanadyjskie badania.
Co stanowi podwalinę tego procesu?
Składowych jest kilka. Ostatnie sto lat to czas gigantycznego przyspieszenia technologicznego. Współczesna medycyna potrafi przedłużać życie w skali wcześniej niespotykanej, a z drugiej strony – dostarcza nam również środków, które pozwalają je zakończyć w sposób szybki i bezbolesny. Na to możemy nałożyć wycofywanie się chrześcijaństwa, które jednak stanowiło pewną ramę etyczną w obrębie zachodniej kultury, dawało uspójniony opis świata, identyfikowało „dobro” i „zło”, podsuwało moralne wytyczne.
Jak dużą rolę odgrywa tu kwestia pogłębiającej się indywidualizacji zachodnich społeczeństw?
Myślę, że kluczową. Turbokapitalizm sprzyja indywidualizacji, a od czasu pandemii – mam wrażenie – wszystkie te procesy bardzo się zintensyfikowały. Do tego dodajmy wyraźną w ostatniej dekadzie ekspansję polityk tożsamościowych, co dodatkowo sprzyja konfliktom i polaryzacji. Świat staje się coraz bardziej niezrozumiały i nieczytelny. Brak stabilności ekonomicznej, zacieranie się granic między rzeczywistością a nierzeczywistością, groźba globalnej wojny – tylko pogłębiają dezorientację.
W takich warunkach odruchowo lgniemy do czarno-białego myślenia.
Ono pozwala szybko zniwelować niepewność. Nasze poglądy bardzo często nie biorą się z realnego namysłu, tylko z plemiennego utożsamienia. Składową plemienności jest również poszukiwanie łatwo identyfikowalnego wroga, to wszak klasyczny schemat polaryzacji: wszystko co złe to inni, a my jesteśmy absolutnie czyści i szlachetni. Żyjemy dziś w zamęcie, także moralnym. Powinniśmy więc zdawać sobie z tego sprawę i postępować bardzo ostrożnie. Tymczasem udajemy, że wszystko jest oczywiste i klarowne.
Dziś dominują histeryczne postawy, które uniemożliwiają dyskusję na tak ważne i poważne tematy jak eutanazja?
Polaryzacja przenika wszystko, także kwestię legalności eutanazji. Dlatego tak trudno niuansować tutaj stanowisko, zwracać uwagę na nieoczywistości. Utarło się, że ludzie o liberalno-lewicowych przekonaniach powinni być zwolennikami legalizacji, a ludzie o przekonaniach prawicowych – przeciwnikami. Bez żadnych odstępstw i niejednoznaczności. W pierwszym obozie każdego, kto zgłasza wątpliwości, traktuje się automatycznie jak zabobonnego wsteczniaka. W drugim natomiast każdego, kto dostrzega jakieś pozytywne strony legalizacji, uznaje się za zwolennika „cywilizacji śmierci”. Tak się nie da poważnie rozmawiać, niestety.
Ostatnio głośno było o 29-letniej Holenderce, która dokonała eutanazji z powodu depresji i zaburzeń osobowości.
To bardzo poruszający i kontrowersyjny przypadek. Ponoć psychiatrzy uznali, że nic nie da się zrobić, że stan tej dziewczyny na pewno nie ulegnie poprawie. Ta narracja wydaje mi się osobliwa, ale trzeba by o to zapytać psychiatrów. Nie neguję realności cierpienia psychicznego, ale niepokojące i problematyczne, gdy mowa o sytuacji życia i śmierci, wydaje mi się poleganie wyłącznie na subiektywności. W sytuacji nieodwracalnej choroby fizycznej mamy jakieś zobiektywizowane parametry oceny stanu pacjenta. W przypadku, o którym mowa, są to ostatecznie wyłącznie kryteria subiektywne. Czy naprawdę nie było żadnej możliwości, żeby pomóc tej dziewczynie? Czy jej decyzja na pewno była świadoma i racjonalna? Czy jedynym dla niej wyjściem była śmierć? Dla mnie – w każdym razie – jest to historia dalece nieoczywista i niepokojąca.
Czy coś jeszcze w polu naszych rozważań napawa niepokojem?
Przywołam przykład Philipa Nitschke. To niepraktykujący już australijski lekarz, który parę lat temu na Biennale w Wenecji pokazywał instalację swojego autorstwa – kapsułę eutanazyjną. Wygląda ona niesamowicie atrakcyjnie, futurystycznie, jak designerski gadżet. Zgodnie z zamysłem twórcy, ma to być przedmiot, który każdy z nas będzie mógł sobie wydrukować w domu, przy pomocy drukarki 3D. Dostęp weryfikować miałby internetowy test, który sprawdzi, czy człowiek podejmuje decyzję o śmierci w sposób racjonalny.
Może Cię również zainteresować: Holenderski parlament zezwala na eutanazję dzieci do 12. roku życia
Mowa o jakieś artystycznej prowokacji?
Bynajmniej. Nitschke jest bardzo poważny. Natomiast dla mnie to trywializacja i gadżetyzacja spraw najbardziej fundamentalnych. Sprowadzanie ludzkiej tragedii do poziomu kliknięcia. W dodatku pomysł, że internetowy test ma sprawdzać „racjonalność” decyzji, jest kompletnie absurdalny. Moim zdaniem Nitschke i jego kapsuła to jeden z symptomów czegoś znacznie głębszego, a mianowicie – utraty poczucia tragizmu. Zaniku świadomości, że życie ma też mroczną, przerażającą stronę; że są sytuacje bez dobrego wyjścia, wobec których jesteśmy bezradni; że rodzaj komfortu, poczucia bezpieczeństwa czy szczęścia nie jest nam dany na zawsze. Nasza kultura o tym zapomina. Dlatego sprawy tak fundamentalne, jak śmierć, trywializuje albo udaje, że ich nie ma.
W krainie wiecznej szczęśliwości bogaci ludzie miast Zachodu umierają na własne życzenie w pięknych kapsułach? To futuryzm.
Za tym stoi pewna ideologia: nie ma powodów, żebyśmy się męczyli na tym świecie, cierpienie i dyskomfort zawsze są złe, więc eutanazja może być rozwiązaniem dostępnym dla każdego, kto tylko wyrazi taką chęć. Trudno znaleźć mocny niereligijny argument przeciwko temu, że człowiek ma prawo odebrać sobie życie. Z wyjątkiem pewnego zastrzeżenia, które jest bardzo istotne, a mianowicie – więzi społecznych, odpowiedzialności za innych. Myślenie o jednostce wyłącznie w kategoriach samotnej wyspy, która sama o sobie stanowi, to wyraz współczesnego egoizmu. Świat, w którym każdy, kto tylko zapragnie umrzeć, zaraz otrzyma wszystkie potrzebne do tego środki, zdaje mi się na jakimś poziomie zimny i nieprzyjazny. Nie mówiąc już o tych wszystkich sprawach systemowych, o których wspominaliśmy wcześniej.
Raport brytyjskiego Instytutu Etyki Medycznej wykazał, że w europejskich krajach, gdzie eutanazja jest legalna, znacznie wzrósł odsetek zaplanowanych samobójstw przeprowadzanych z własnej inicjatywy. To alarmujące, że legalizacja i trywializacja eutanazji mogą prowadzić do normalizacji samobójstw w społeczeństwie.
Żeby wyciągnąć jednoznaczne wnioski, potrzeba by więcej czasu i pogłębionej analizy tych korelacji, ale rzeczywiście brzmi to niepokojąco. Z całą pewnością widzimy już dzisiaj, że dyskusję o legalizacji eutanazji powinna zawsze poprzedzać rozmowa o jakości instytucji publicznych, systemie ochrony zdrowia, systemie emerytalnym, poziomie samotności w społeczeństwie, jakości więzi, wskaźnikach depresji i innych zaburzeń psychicznych oraz wielu jeszcze sprawach zasadniczych dla funkcjonowania wspólnoty, a zwłaszcza zdolności do ochrony najsłabszych. Bez tego eutanazja nazbyt często okazuje się nie mieć wiele wspólnego z „dobrą śmiercią”.
*Tomasz Stawiszyński – filozof, eseista, autor bestsellerowych książek Potyczki z Freudem. Mity, pokusy i pułapki psychoterapii, Co robić przed końcem świata, Ucieczka od bezradności, Misja Sowy. Tosia, Franek i sekrety filozofii, Spotkanie z Filozofią oraz Reguły na czas chaosu. W radiu TOK FM prowadzi Godzinę filozofów. Twórca podcastu Skądinąd (www.patronite.pl/skadinad), dostępnego między innymi na platformach Spotify, Apple Podcasts i Google Podcasts. Stały felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Jego teksty i audycje można znaleźć na stronie www.stawiszynski.org.
Polecamy: Nie daj się poczuciu samotności. Walka o życie ma sens