Nauka
Roboty sprzątające AI i ChatGPT. Sztuczna inteligencja na co dzień
20 listopada 2024
Wielu rodziców chciałoby oszczędzić swoim dzieciom traum, których sami doświadczyli w dzieciństwie. Ich własna przeszłość staje się wtedy polem ciągłego „przepracowywania”, aby nie dopuścić do emocjonalnych zaniedbań. Są bardzo ostrożni. Jakiekolwiek toksyczne zachowanie może odcisnąć nieusuwalne piętno na psychice ich dzieci. Jednak czy to prawda? Czy człowiek jest wyłącznie sumą doświadczeń, które spotkały go w dzieciństwie?
Mały Hans boi się wyjść z domu. Nie chce być ugryzionym przez konia. Zapewne większość rodziców starałaby się takie obawy obrócić w żart. Jednak na takie grzechy wychowawcze nie mogli sobie pozwolić Max i Olga Grafowie, przedstawiciele wiedeńskiej elity intelektualnej. On, ceniony krytyk muzyczny, aktywny uczestnik spotkań Towarzystwa Psychologicznego. Ona, piosenkarka, od wielu lat leczona przez samego Sigmunda Freuda. Nie mogli dopuścić do tego, aby jakakolwiek emocjonalna patologia zaburzyła sterylność ich metod wychowawczych.
Hans był niewinnym pięcioletnim chłopcem, a Max Graf nie chciał być rodzicem zamkniętym na jego potrzeby. Dobrze pamiętał własnego ojca – surowego, oziębłego pisarza politycznego, który był tak zdystansowany wobec swoich dzieci, że nie wziął udziału w pogrzebie własnej córki, siostry Maksa. Max kochał swojego syna tak bardzo, że postanowił stać się tamą dla wszystkich traum, których sam doświadczył. Oto on, oświecony dzięki psychoanalizie, stawi czoła wszelkim patologicznych układom emocjonalnym pielęgnowanym przez jego rodzinę od pokoleń. Postanowił zwrócić się do Freuda z prośbą o pomoc.
Przypadek małego Hansa, a właściwie Herberta Grafa, stał się kamieniem milowym w rozwoju psychoanalizy. Na podstawie obserwacji jego ojca, który skrupulatnie relacjonował w dzienniku zachowanie chłopca, Freud przedstawił światu dowód na istnienie kompleksu Edypa. W Analizie fobii pięciolatka opisał, jak to mały Hans znalazł się w sytuacji wręcz mitycznego konfliktu wynikającego z tłumienia własnego popędu. Zazdrosny o miłość matki malec podjął nierówną walkę o jej względy z własnym ojcem, a strach przed końmi stanowił próbę rozwiązania tego konfliktu. Widząc kiedyś upadającego konia, Hans skonstruował sobie podświadomie życzenie, aby także jego ojciec upadł i stała mu się krzywda.
Choć odkrycie kompleksu Edypa stanowiło prawdziwy przełom w psychoanalizie, mało kto przejmował się, czy „diagnoza” rzeczywiście pomogła małemu Hansowi i jego rodzinie. Po latach od publikacji eseju dorosły już Herbert krytycznie odnosił się do całego wydarzenia. Jako mały chłopiec został poddany psychoanalitycznej wiwisekcji przez własnego ojca, kierowanego jedynie radami Freuda. Zachowanie Hansa determinowały ścisłe reguły rzeczywistości psychicznej, które jasno wskazywały, że syn chce się pozbyć ojca. Co wtedy musiał czuć Max Graf, wiedząc, że mimo wysiłków podejmowanych w celu ratowania syna musi ponieść klęskę, bo jest ona zapisana w mitologicznym kodzie ludzkiej psychiki?
Mit Edypa urzeczywistnił się, lecz w zupełnie innym wymiarze, niż oczekiwał tego Freud. Max Graf, niczym bohater tragedii, podjął desperacką próbę przezwyciężenia fatum, które w tym przypadku groziło jego synowi. Nie chciał skazywać go na traumy, których sam doświadczył w dzieciństwie. Jednak mimo swojej nadgorliwości nie zauważył, że Herbertowi przypięto etykietę „małego Edypa”. Wola losu wypełniła się. Czy rzeczywiście była tak samo nieodwołalna jak w przypadku bohatera greckiej mitologii?
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Problemy emigracji. Matki nie mówią do swoich dzieci po polsku #obserwacje
Wielu rodziców, podobnie jak Max Graf, przecenia własną rolę w wychowywaniu dziecka. Niczym wybitni rzeźbiarze chcą nadać swoim pociechom taki kształt, jaki uznają za słuszny. Pozornie nie ma w tym niczego egoistycznego. Przecież podjęte kroki mają jeden cel – zapewnić dzieciom życie, którego rodzice sami nie mieli. Doświadczeni trudnym dzieciństwem chcą zrobić wszystko, aby ich latorośle nie musiały przeżywać tego, co oni. Czytają poradniki wychowawcze, śledzą blogi parentingowe, korzystają z rad psychologów i psychoterapeutów. To bardzo dobrze, że rodzice coraz bardziej świadomie podchodzą do tematu wychowywania. Czy jednak motywacją takiego podejścia powinna być chęć ukształtowania w dziecku takiej, a nie innej osobowości?
Pragnienie uchronienia dziecka przed każdą traumą sprawia, że koniec końców i tak ono jej doświadcza. I jest to szczególny rodzaj traumy – zamknięcie w klatce dzieciństwa. Ciągła koncentracja rodziców na tym, że coś w wychowaniu może pójść nie tak, sprawia, że z czasem także dziecko nabiera przekonania o tym, że można je ukształtować. Za każdą swoją wadę, za każde ograniczenie i życiową pomyłkę obarczy rodzica. Wszak to rzeźbiarz odpowiada za uszczerbki w formie. Czy błędy wychowawcze rodziców rzeczywiście determinują całe dorosłe życie człowieka? Czy rodzice są w stanie „wyrzeźbić” dziecko z idealnymi cechami osobowości?
Polecamy: Patrick Ney o Polsce: Jest świetnym miejscem dla rodzin z dziećmi
Nauka udowadnia, że powszechne przekonanie o determinizmie dzieciństwa to mit. Główną rolę w kształtowaniu się osobowości człowieka odgrywają geny, a wychowaniem nie da się „wyrzeźbić” dziecka tak, jak się chce. W latach 80. amerykański psycholog Thomas Bouchard postanowił bliżej przyjrzeć się tej kwestii. W toku badań odkrył, że bliźnięta jednojajowe rozdzielone zaraz po urodzeniu i wychowywane w różnych rodzinach wykazywały więcej cech wspólnych niż bliźnięta dwujajowe wychowywane razem. Natomiast dzieci pochodzące z różnych rodzin, ale wychowywane przez wspólnych rodziców adopcyjnych nie wykazywały do siebie większego podobieństwa niż wylosowane pary z grupy kontrolnej, które nie były ze sobą spokrewnione.
Pod koniec lat 90. amerykańska psycholożka Judith Harris postanowiła wykonać dokładną metaanalizę większości prowadzonych badań w tym zakresie. Co ma większy wpływ na osobowość człowieka – geny czy wychowanie? Wniosek był jednoznaczny. Nawet najbardziej roztropne i racjonalne wychowanie nie jest gwarancją tego, że dziecko wypracuje „idealne” cechy osobowości, mające mu zapewnić sukces w życiu. Liczą się przede wszystkim geny.
Choć wielu rodziców jest przekonanych o ogromnej roli wychowania, to zapominają, że sami są świetnym przykładem na to, jak bardzo jest to złudne przeświadczenie. Przecież w którymś momencie ich życia pojawił się ten nieznany upór, który trudno wyjaśnić deterministycznymi regułami psychoanalizy. Jakaś tajemnicza siła, która wbrew wszystkim traumom zachęcała ich do życia „po swojemu”. I nawet jeśli wybrali ścieżkę zgodną z oczekiwaniami swoich rodziców, to gdzieś w głębi serca czuli, że to nie jest to życie, które powinni przeżyć.
Nie każdy syn nadopiekuńczej matki trzymał się jej spódnicy do końca życia. Nie każda córka surowego ojca nawiązała toksyczną relację. To dobrze, że nie słuchali swoich rodziców. A jednak oczekują tego od swoich dzieci. Mają one zaufać metodom wychowawczym z najlepszych poradników parentingowych, aby zdobyć te wymarzone cechy, które zapewnią im powodzenie w życiu. Czy nie pozbawia się ich w ten sposób indywidualności?
Życie to nie tylko realizowanie marzeń i celów. To także gotowość do doświadczania miłości i cierpienia, sukcesu i upadku, zdrady i wybaczenia. To ogrom trudnych i przerażających momentów, które niejednokrotnie paraliżują człowieka. Rzeczywistość po prostu taka jest – dlaczego rodzice mają udawać przed dziećmi, że jest inaczej? Błędy wychowawcze niosą ze sobą pewną wiedzę, której wielu zdaje się nie zauważać. Uczą dziecko o ludzkiej omylności i bezradności. Pokazują nie tylko, jak łatwo można zranić i skrzywdzić drugiego człowieka, lecz także, że można go zrozumieć i mu wybaczyć.
Uważne rodzicielstwo i świadoma refleksja nad wychowaniem to ważne fundamenty budowania relacji z dzieckiem. Jednak nadgorliwość i ciągłe postrzeganie wszystkiego, co zachodzi w rodzinie, jako potencjalnego źródła traum, jest wypaczeniem. Być może mały Hans zapomniałby o swoim strachu przed końmi, gdyby jego ojciec na chwilę zapomniał o byciu idealnym rodzicem.
Może Cię także zainteresować: Jak radzić sobie z porażką? Chociaż boli, może nas wiele nauczyć