Nauka
Agenci AI są już wśród nas. Tak zmienią naszą codzienność
26 listopada 2024
Często mijamy na ulicy osoby, które doświadczyły jakiejś formy wykorzystania. Zły dotyk pozostawia jątrzące się rany w psychice. Osoby, które przeżyły koszmar, często milczą i ukrywają swój dramat nie tylko przed innymi, ale też przed samymi sobą. O tym, dlaczego tak trudno się przyznać do bycia wykorzystanym, jakie są tego objawy i jak przebiega proces terapeutyczny, opowiada Agata Kulczycka – psychoterapeutka z Fundacji Składak.
Dariusz Dudek: Czy znasz skalę wykorzystania seksualnego dzieci, młodzieży lub dorosłych bezbronnych w Polsce? Czy są prowadzone takie badania?
Agata Kulczycka*: Nie odpowiem na to pytanie, używając liczb. Nawet jeżeli takie badania są prowadzone, to nie pokażą nam całej skali wykorzystania seksualnego, bo wiele z tych spraw jest niezgłoszonych. I wielu pokrzywdzonych w ogóle o tym nie mówi. Ba! Nie przyznają się do takiej sytuacji przed samymi sobą. Jeżeli mielibyśmy wyniki takich badań, to i tak musielibyśmy zakładać, że tych spraw jest o wiele więcej. Zgłaszanych jest ok. 10 proc. przypadków. Aż strach pomyśleć, ile jest tak naprawdę takich osób!
To są ludzie, których co tydzień mijamy na ulicach, którzy stoją z nami w kolejce w warzywniaku. To może być człowiek, który od kilkudziesięciu lat mieszka z nami pod jednym dachem.
Osoby wykorzystane często milczą o swoim dramacie. Dlaczego tak trudno jest przyznać się, nawet przed samym sobą, że doświadczyło się wykorzystania?
Jednym z powodów jest mechanizm zaprzeczenia. Czasami zdarza się tak, że wspomnienia są jakby wymazane ze świadomości człowieka. To proces nieświadomy. Nasza psychika działa tak, że czasami wymazuje pamięć – po to, żeby dać nam szansę na przeżycie. To swego rodzaju amnezja.
Czasami nasze wspomnienia o pewnych wydarzeniach są przez nasz mózg zmieniane. Na przykład, jeżeli dziecko jest wykorzystywane przez jakąś bliską mu osobę dorosłą, dajmy na to ojca, a potrzebuje ono dobrego rodzica, to zrobi wszystko, żeby przechować w sobie wyobrażenie porządnego taty. Osoba skrzywdzona bierze winę na siebie, by zachować dobry obraz ojca lub matki.
Innym powodem, który sprawia, że ktoś przez wiele lat milczy lub nie pamięta o dramacie, jest poczucie winy. Pojawia się ono często u nastolatków lub dorosłych, którzy zostali wykorzystani, a wiąże się z tym, że ciało potrafi reagować różnymi przejawami pobudzenia seksualnego. Człowiek ma wtedy poczucie, że skoro ciało reaguje podnieceniem, to jest to jego świadoma wina: „To nie mogło być złe, skoro zareagowałam podnieceniem”. Wiemy, że poziom edukacji seksualnej w naszym kraju jest niski i wiele osób nie ma świadomości, że ciało można pobudzić seksualnie mechanicznie, co nie ma nic wspólnego z emocjami.
Innym powodem wstydu i poczucia winy jest to, że w wielu sytuacjach wykorzystania (pomijając wszystkie związane z agresją i gwałtem) emocje w stosunku do sprawcy są pomieszane. Sprawca przywiązuje do siebie ofiarę – celowo używam tu tego słowa, by wskazać perfidię wykorzystującego – przez czułość, uwagę, akceptację, których często brakuje osobie pokrzywdzonej. Gdy dojdzie do wykorzystania, to z jednej strony ofiary odczuwają wstyd, gdyż czują swego rodzaju tęsknotę za tym, co dobrego otrzymały od sprawcy, a z drugiej poczucie winy, że same się w to wpakowały i podtrzymywały tę relację.
Choć brzmi to okropnie, bywa, że łatwiej jest poradzić sobie z jednorazową napaścią kogoś obcego. Tutaj emocjonalnie wszystko jest jasne.
Jest jeszcze jeden czynnik społeczny, który opiera się na ciekawym procesie. Chcemy wierzyć, że dobro przydarza się porządnym ludziom, a złych spotyka zasłużona kara. Ta wiara daje nam jakieś poczucie kontroli i bezpieczeństwa: jestem w stanie chronić swoich bliskich, bo zło spotyka tych, którzy na to zasłużyli. A gdy dowiadujemy się, że spotyka ono kogoś niewinnego, to w sposób nieświadomy będziemy sobie uzasadniać, że jednak osoba wykorzystana jakoś sobie na to zasłużyła. A może kobieta miała za krótką spódniczkę, a dziecko się samo pakowało na kolana dorosłemu. To prowadzi do wtórnej wiktymizacji. I nietrudno się dziwić, że ktoś, kto spodziewa się takiej reakcji społeczeństwa, milczy na temat swojego dramatu.
Polecamy: Groźne przestępstwo i bierność tłumu. Tak działa mroczny mechanizm
Mówisz o tym, że człowiek może zapomnieć o tym, co go spotkało. Czy jest możliwość, by samodzielnie dotrzeć do skrywanych wspomnień? Czy mogę rozpoznać u innego człowieka objawy wykorzystania?
Chciałabym umieć odpowiedzieć w prosty sposób, ale – jak to często bywa u psychoterapeutów – odpowiedź brzmi: to zależy.
Wymienię teraz różne objawy, które mogą świadczyć, że ktoś został wykorzystany. Ważne jest jednak to, że każdy z nich może mieć też zupełnie inne przyczyny niż wykorzystanie. Z drugiej strony osoba skrzywdzona nie musi doświadczać wszystkich przedstawionych symptomów.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Od suchego ryżu po wariograf. Tak emocje zdradzają prawdę
Stanem, z którym często zmagają się osoby wykorzystane seksualnie, jest swego rodzaju odłączenie od ciała. Mowa o trudnościach w zatroszczeniu się o własny organizm, o to, czego on potrzebuje. Taka osoba nie lubi swojego ciała, nie potrafi odczytać sygnałów, czy jest głodna, czy spragniona, co lubi jeść, co jej nie służy. Objawia się to także w chorobach psychosomatycznych.
Innym przejawem są przesunięte granice – i to w różne strony. Może być ktoś, kto nie potrafi powiedzieć „nie” i ciągle jest obiektem wykorzystania – niekoniecznie seksualnego. To może być narzucanie nadmiernych obowiązków w pracy. Z drugiej strony ktoś może nie potrafić szanować granic innych ludzi i przekraczać je, nawet tego nie zauważając.
Kolejny sygnał to maraton w tempie sprintu. Osoby, które mają za sobą traumatyczne doświadczenia, często ciągle coś robią. Ich kalendarz jest szczelnie wypełniony, gdyż zostanie z samym sobą w ciszy jest dla nich zbyt trudne.
Polecamy: Prostytucja a feminizm(y). Między krytyką a normalizacją
Czasami będzie to wymieszanie pojęć dobra i zła. Dzieje się to zwłaszcza wtedy, gdy sprawcą był ktoś bliski i powinien być dobry. Osoba poszkodowana nie wie, co jest dobre, co złe, co poprawne, co niepoprawne, co wolno, a czego nie wolno.
Może się pojawić odtwarzanie traumatycznych zachowań seksualnych. To nie jest świadome zachowanie. Polega na tym, że ktoś wchodzi w niemal taką samą sytuację jak ta, w której doznał krzywdy, ale z poczuciem, że tym razem będzie ją kontrolował, że już nie będzie bezsilny.
Inne objawy mają związek z PTSD – czyli zespołem stresu pourazowego, depresją, epizodami depresyjnymi czy zaburzeniami lękowymi.
W jakich sytuacjach następuje przełamanie wyparcia i powrót do najtrudniejszych wspomnień?
W mojej pracy z pacjentami zauważyłam, że traumatyczne wspomnienia wracają w trzech sytuacjach. Pierwsza to pojawienie się niespodziewanego wyzwalacza, który odblokowuje kawałki nieświadomości. To może być na przykład zapach takich samych perfum, jakich używał sprawca. Druga sytuacja ma miejsce wtedy, gdy dziecko osoby skrzywdzonej wchodzi w taki wiek, w którym ona sama została skrzywdzona. Trzecia – to zdecydowanie najbezpieczniejsza sytuacja – kiedy wzmacniają się emocjonalnie w procesie terapeutycznym i czują się bezpiecznie na tyle, że ich mechanizmy obronne powoli odpuszczają. Ich system psychiczny jest na tyle mocny, że pozwala sobie opuścić gardę.
Konferencja Holistic Talk EDU K’IDS już 3 grudnia w Bielsku-Białej: Poznaj innowacyjne metody edukacji
Jak wygląda proces zdrowienia osoby, która zgłosi się na psychoterapię?
Zawiera on w sobie kilka ważnych elementów. Pierwszym krokiem jest zbudowanie bezpiecznej relacji terapeutycznej, w której osoba skrzywdzona będzie mogła pozwolić sobie na przeżycie tego, czego nie miała szansy przeżyć bez strachu przed odrzuceniem. Długo skrywana tajemnica będzie mogła zostać wypowiedziana bez lęku, że słuchacz zareaguje przemocowo.
Początek relacji terapeutycznej w dużej mierze polega na psychoedukacji w dziedzinie emocji. Kolejnym elementem jest wyjaśnianie, jak działa relacja przemocowa, kto jest w niej winny.
Później, gdy już powstanie ten sojusz terapeutyczny, osoba skrzywdzona powoli uczy się zdrowszej relacji ze sobą, z własnym ciałem. Nie wiem, czy oglądałeś Władcę pierścieni i Awatara…
Tak, oglądałem.
Podejście osób pokrzywdzonych do własnego ciała na samym początku jest trochę na zasadzie Saurona, który mówi „I see you”. To takie wrogie obserwowanie własnego ciała. W terapii przechodzi się do „I see you” z Awatara, które oznacza tyle, co powiedzieć: „Kocham cię”. Powiedzieć z czułością i troską do własnego ciała: „Widzę cię, wiem, o co ci chodzi, zatroszczę się o ciebie”. Z tego już prosta droga do nauki stawiania granic, komunikowania ich i przyjmowania granic drugiej osoby, w tym – terapeuty.
Kolejnym elementem terapii jest ułożenie emocji w stosunku do sprawcy. Ujawnienie, co w tej relacji było nienormalnego, uświadomienie, że osoba skrzywdzona nie jest odpowiedzialna za krzywdę – to jest bardzo leczące. Poczucie winy może przejść w sprawczą złość. To fantastyczna siła do działania! Pojawia się sprawczość. Terapia uczy, jak wykorzystać tę siłę konstruktywnie, co pozwala na wyjście z największego przekleństwa osób skrzywdzonych – poczucia bezsilności.
Terapia pomaga też przeżyć żałobę po tych kawałkach życia, które zostały stracone. Po relacjach, które się rozpadły ze względu na doświadczone objawy, po szansach, których te osoby nie wykorzystały. Nie wszystko da się w życiu naprawić – to też jest bardzo ważne odkrycie.
Punktem zwieńczającym terapię jest moment, w którym człowiek wraca do zdrowego funkcjonowania społecznego. To, czego nauczył się i przećwiczył w bezpiecznej relacji z terapeutą o emocjach, granicach i relacjach, przenosi do codzienności.
Czy ta sprawcza złość pomaga w dojściu do sprawiedliwości i przebaczenia?
Bardzo ważne jest przywrócenie elementarnej sprawiedliwości i oczywiście poczucie siły płynące ze złości można wykorzystać do tego, żeby do tej sprawiedliwości dążyć. Żeby zło zostało nazwane złem, sprawca – sprawcą, żeby poniósł konsekwencje krzywdy, którą wyrządził. Trzeba jednak odróżnić sprawiedliwość od zemsty.
Sprawiedliwość polega na tym, by sprawca poniósł słuszną karę. A zemsta – by cierpiał tak jak ja. Widzę, że osoby, które zatrzymają się na tym dążeniu do zemsty i nienawiści, są przez nie wyniszczane. Nie mogą myśleć o niczym innym, jak tylko o sprawcy i o tym, jak go ukarzą, jak go nienawidzą i jak wiele straciły z jego powodu.
Przebaczenie rozumiem w tym kontekście jako wyrzeczenie się zemsty po to, by uwolnić siebie od nienawiści, nie tracić ani jednego dnia na myślenie o sprawcy i by w końcu wyrwać się z uwikłania, które istnieje między ofiarą a sprawcą.
Przebaczyć to nie znaczy przestać czuć, zapomnieć o tym, co się stało lub nawiązać przyjaźń ze sprawcą. To odpuszczenie zemsty. To uwalnia.
*Agata Kulczycka – certyfikowana psychoterapeutka integratywna. Ukończyła filologię angielską i pedagogikę. Na co dzień pracuje w ośrodku zdrowia oraz współtworzy Fundację Składak. Zaangażowana w działalność ewangelizacyjną w Szkole Ewangelizacji św. Andrzeja w Żarach oraz w pomoc osobom skrzywdzonym przemocą seksualną w Kościele w ramach Tandemu Wsparcia.
Może Cię także zainteresować: Stowarzyszenie Bez ostrzega: prostytucja to nie jest zwyczajna praca