Prawda i Dobro
Powrót z emigracji. Zazdrość, niechęć i trudne początki
20 listopada 2024
Od słynnych zimowych igrzysk olimpijskich w Sarajewie mija 40 lat. Od zakończenia wojny w Bośni i Hercegowinie 29 lat, a od nalotów NATO, które były ostatnią wojną na Bałkanach- 25 lat. Nie ma Jugosławii. Ale rodzaj bałkańskiej metawspólnoty mimo wszystko przetrwał próbę wojny.
„Balkane, Balkane moj, budi mi silan i dobro mi stoj” (Balkany, Balkany moje, bądźcie silne i dobrze się miewajcie) śpiewał 40 lat temu Azra, popularny zespół rockowy z Chorwacji. Wtedy istniała jeszcze Jugosławia, której Chorwacja była częścią składową, niektórzy nazywali język oficjalny państwa serbsko-chorwackim lub chorwacko-serbskim i choć zdarzały się spory i napięcia to jednak generalnie panował pokój.
Był to rok olimpiady w Sarajewie, która zgodnie z ambicjami i zapowiedziami mieszkańców była największą i najbardziej imponującą zimową olimpiadą we współczesnej historii. Furorę na lodowisku robiła łyżwiarka Katarina Wit oraz genialny duet (pamiętny taniec do Bolera Ravela) Torvill i Dean, a królem skoczków narciarskich był Matti Nykänen.
Sarajewo zadłużyło się, organizując igrzyska, budżet wsparli mieszkańcy, którzy chcieli wszystkim na świecie pokazać jak piękne i gościnne jest Sarajewo, jak bogata, nowoczesna jest Jugosławia. Udało się. Powstały nowe obiekty sportowe, nowe hotele. Był to łabędzi śpiew Jugosławii. Tito zmarł cztery lata wcześniej i proces rozkładu, także państwa, szybko postępował. Zaledwie 10 lat po pamiętnej olimpiadzie Sarajewo znów było na ustach całego świata, znów przybywali tu tłumnie zagraniczni dziennikarze. Ale w hotelach mieszkali nie dziennikarze sportowi, a korespondenci wojenni, a na terenie olimpijskiego stadionu zrobiono cmentarz. Z widowni można teraz było patrzeć na ofiary igrzysk śmierci.
Dziś nie ma już Jugosławii. Ale metawspólnota bałkańska przeżyła.
Polecamy: Czy człowiek może podróżować dalej niż na Księżyc? O podróży w głąb siebie
Czym są Bałkany? To coś o wiele więcej niż tylko pojęcie geograficzne. To wspólnota mentalna i duchowa, chciałoby się powiedzieć stan umysłu, temperamentna bałkańska dusza. Co łączy Czarnogórę, Serbię, Bośnię, Chorwację, Macedonię i szerzej Bułgarię, Grecję, Rumunię, Albanię i Turcję? Kuchnia, muzyka, temperament, historia. Odmienne są języki (przecież rumuński należy do rodziny romańskiej, a albański nie jest nawet indoeuropejski), polityka i religie.
Tym, co w kontrowersyjny sposób łączy kraje bałkańskie to kilkusetletnia okupacja turecka. Wpływy tureckie są do dziś mocne. Można znaleźć je w kuchni, muzyce, a nawet w mowie – zwłaszcza w bośniackim (dawniej serbsko-chorwackim) jest wiele turcyzmów. Ciężko jest dokładnie opisać mentalność bałkańską i w ogóle bałkańskość, to się po prostu czuje.
Dlatego sama z moimi po ojcu serbskimi jugosłowiańskimi, bałkańskimi korzeniami od Turcji po Macedonię, od Bułgarii po Chorwację czuję się jak u siebie. Wszędzie tam jest rozmaicie, co prawda nazywana szopska sałata (ogórki, pomidory, feta, czosnek, papryka, cebula), kawa po turecku parzona w dżezwie, cevapcici (cienkie, grilowane kiełbaski), burek, chałwa, rakija. I przede wszystkim otwarci, serdeczni, choć czasem wybuchowi, dumni i nieco szaleni ludzie.
Emir Kusturica, który najlepiej pokazał w swoich filmach bałkańskość, mówi, że dla Bałkanów charakterystyczne jest to, że od miłości bardzo blisko do nienawiści, od łez do śmiechu, od życia do śmierci. Granic tu prawie nie ma, śmierć niczego nie kończy, a ludzie są przepełnieni sprzecznymi często emocjami. Wszystko jest intensywne, smaki i uczucia.
Wiara łączy się z zabobonami, urokami i duchami. Piszę o Kusturicy nieprzypadkowo, każdy, kto chciałby zrozumieć bałkańską duszę, powinien obejrzeć jego monumentalny Underground. Tam są Bałkany, z ich tragizmem połączonym z komizmem, w pigułce. Mój tata miał inny film, który polecał. To Spotkałem kiedyś szczęśliwych Cyganów Aleksandra Petrovicia.
Jeśli ktoś Cię kiedyś zapyta, dziecko, na czym polega bałkańska dusza, to poleć ten film, a przede wszystkim scenę w knajpie.
Bohater, uwiedziony, zdradzony i porzucony przez piękną Cygankę siedzi w knajpie i ponuro pije rakiję. W pewnym momencie pojawia się jego ukochana i śpiewa „Djelem, djelem”, zalotnie uśmiechając się do bohatera. Jemu ten uśmiech rozdziera serce na strzępy. Żeby zabić ból duszy, rozbija kieliszki od rakiji i z całej siły uderza w nie rękoma. Zakrwawionymi dłońmi obejmuje Cygankę i tańczy z nią, krew plami biały garnitur. Ból fizyczny, choć na chwilę zagłuszył ból duszy. Straszne to trochę i dzikie, ale jednocześnie fascynujące. I takie właśnie są Bałkany.
Ich mieszkańców, choć czasem nie chcą się do tego sami przed sobą przyznać, wiele łączy (choć dzielą polityka, religia, języki, historia). Łączy także poza Bałkanami.
Dowiedz się więcej: Nowe życie skrajnych idei. Czy społeczeństwo za Odrą się zmienia?
W Brukseli na stałe akredytowanych jest kilkuset dziennikarzy z różnych krajów. Ale tylko dziennikarze bałkańscy (Serb, Albańczyk, Czarnogórzec, Chorwat, Macedończycy) regularnie, niemal codziennie spotykają się po briefingach prasowych w Komisji Europejskiej na kawie. Kiedyś zażartowałam, że to grupa rekonstrukcyjna Jugosławii. Nie, Dominika, nie Jugosławii. To grupa bałkańska – odpowiedzieli koledzy.
Przypomina mi się inna historia, sprzed 25 lat. Odwiedziłam wtedy ośrodek dla uchodźców w Podkowie Leśnej. Byli tam ludzie z różnych krajów i kontynentów. Ludzie z byłej Jugosławii – Bośniacy, Albańczycy, Serbowie, Chorwaci – trzymali się razem. Zdziwiło mnie to, bo przecież niedawno byli po różnych stronach frontu.
Nie ma w tym nic dziwnego. Tu jesteśmy z daleka od domu, łączą nas Bałkany, więc trzymamy się razem. A u siebie walczymy ze sobą, bo jesteśmy u siebie.
Byłaby to opowieść o Bałkanach optymistyczna, ale nie do końca prawdziwa, gdybym nie dodała łyżki dziegciu. Bałkany to także osławiony tygiel bałkański, to region – który jak mawiał Winston Churchill – produkuje więcej historii, niż jest w stanie skonsumować. To zamach na arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie, dokonany przez serbskiego rewolucjonistę był oficjalnym powodem wybuchu I wojny światowej 110 lat temu.
W samym XX wieku jeden tylko kraj, Serbia brał udział w siedmiu wojnach. Były to dwie wojny bałkańskie, dwie światowe, wojna w Chorwacji, Bośni i Hercegowinie, Kosowie. W przypadku Bałkanów nigdy nie wiadomo czy znów nie wybuchnie jakiś konflikt, który w dodatku będzie mógł się roznieść dalej.
Bo przecież Bałkany to region, w którym aktywnie mieszają światowi gracze i na którego terenie prowadzą tak naprawdę wojny między sobą. Obecnie są dwa główne ogniska zapalne. To Bośnia i Kosowo.
W pierwszym przypadku chodzi o Republikę Serbską, która chce uzyskać pełną niezależność od federacji bośniacko-chorwackiej – czyli Bośni i Hercegowiny. Zamieszkana niemal wyłącznie przez Serbów Republika Serbska chciałaby pełnej suwerenności lub suwerenności pod skrzydłami Serbii. Ale Serbia się do tego nie kwapi. Jakby tego było mało, to także bośniaccy Chorwaci chcieliby dla siebie niezależności. Na mocy porozumienia z Dayton z 1995 roku Bośnia i Hercegowina ma prezydium, na którego czele rotacyjnie stoją przedstawiciele Serbów, Chorwatów i Bośniaków. A nad wszystkim jest jeszcze wysoki przedstawiciel Unii Europejskiej będący kimś w rodzaju gubernatora.
Są pomysły scentralizowania systemu, co niepokoi i Serbów i Chorwatów, którzy boją się, że po reformach muzułmańscy Bośniacy ich zdominują i fizycznie im zagrożą. Oliwy do ognia dolewa Rosja, ale Niemcy także prowadzą swoją politykę. Teoretycznie może podział kraju nie byłby złym pomysłem, ale wszelkie dyskusje o zmianie granic mogą się tu skończyć wojną.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Drugie życie. Jak się żyje po przeszczepie serce?
No i Kosowo. Unia domaga się od Serbii uznania niepodległości Kosowa, czyniąc to jednym z warunków przystąpienia Serbii do Unii. Dla Serbii Kosowo to nie tylko historyczna kolebka ich państwowości, z której wywodzi się pierwsza dynastia królewska, miejsce historyczne. To też i region, w którego północnej części wciąż mieszkają Serbowie.
Relacje między Albańczykami z Kosowa a Serbami są wciąż bardzo napięte. Bałkańska dusza jest dumna i każdy powód jest dobry do kolejnego sporu – na przykład kwestia tablic rejestracyjnych samochodów. Niedawno podczas mistrzostw piłkarskich można było zobaczyć, jak żywa jest ta nienawiść. Albańscy piłkarze, którzy pokazywali palcami symbol albańskiego orła, by rozwścieczyć Serbów. Kibice albańscy i chorwaccy, którzy razem śpiewali o zabijaniu Serbów („zabij Serba”). Serbowie, którzy odwdzięczali się tym samym.
Coraz wyraźniej artykułowana przez polityków z Albanii i Kosowa wizja Wielkiej Albanii (połączenie Kosowa, Albanii i zachodniej części Macedonii). Wszystko to nie napawa optymizmem. Co jakiś czas po kolejnym incydencie media alarmują, że lada chwila wybuchnie wojna. Gdyby poważnie traktować te informacje, to wojna trwałaby już od kilku lat. Czy faktycznie wybuchnie?
Dla Rosji konflikt na Bałkanach byłby bardzo na rękę, bo odwróciłby uwagę od wojny na Ukrainie. Z tych samych względów wojny nie chciałyby Stany Zjednoczone. A to te wielkie potęgi działają jako wyzwalacz lub hamulec także w tym regionie. Na Bałkanach historia nie jest zakończona. Dlatego mogą nas jeszcze nie raz zaskoczyć.
Polecamy również: Lewica postkomunistyczna. Dwie drogi ludzi reżimu