Nauka
Ewolucja to nie przypadek. To odkrycie zmieni postrzeganie życia
08 listopada 2024
„Kandydatura Any Brnabić na urząd premiera Serbii była zaskoczeniem. Ale to postać tragiczna. Prędzej czy później zostanie jej wytknięte, że nie zrobiła zbyt wiele dla społeczności LGBT+, której sama jest częścią” – mówi dr Rigels Halili
Ana Brnabić objęła stanowisko premiera Serbii w 2017 r. Została mianowana przez Aleksandara Vučicia, który fotel premiera zamienił na funkcję prezydenta. Premierka otwarcie deklaruje się jako lesbijka. Jest szefową rządu konserwatywnego kraju, gdzie w świetle prawa małżeństwo to wyłącznie związek kobiety i mężczyzny.
KAROLINA ANNA KUTA: Co zadeklarowana lesbijka robi na czele serbskiego rządu?
DR RIGELS HALILI*: Ana Brnabić rządzi Serbią na miarę swoich możliwości i na tyle, na ile pozwala jej rzeczywisty rozgrywający, czyli prezydent Aleksandar Vučić. Kształciła się na Zachodzie. Poza tym nadzorowała amerykańskie programy pomocy finansowej dla Serbii, stając się pośredniczką między biznesem amerykańskim a serbskim. Dało się zauważyć, że jest dobrą koordynatorką.
Najpierw została ministrą administracji (objęła Ministerstwo Administracji Publicznej i Samorządu Lokalnego w 2016 roku – red.), co przyspieszyło jej karierę w rządzie. W kręgach serbskich elit średniego strzebla Brnabić jest kojarzona jako osoba związana z Amerykanami – jako polityczka, która ma kontakty w Stanach Zjednoczonych, oraz koordynatorka amerykańskiej pomocy gospodarczej.
Czy mianowanie Brnabić było polityczną zagrywką Aleksandara Vučića? To konserwatysta związany z Serbską Partią Postępową.
Takie rozegranie nie jest niczym nowym, a znaną polityczną grą. Podobnie było w przypadku Jarosława Kaczyńskiego, który przyczynił się do mianowania premierów Marcinkiewicza, Szydło i Morawieckiego. Vučićowi zależało, by na czele rządu stanęła osoba, która nie zagrozi mu politycznie. Oddelegowując Brnabić na stanowisko premierki nie miał jeszcze tak silnej pozycji w kraju jak obecnie. Z kolei Ivica Dačić (minister spraw zagranicznych, określa swoje poglądy jako nacjonalistyczne – red.) czy Aleksandar Vulin (minister obrony, sprzeciwia się związkom jednopłciowym – red.) stanowiliby spore zagrożenie dla jego pozycji.
Dlaczego wybór padł akurat na Brnabić?
Prezydent w Serbii nominalnie ma sporą władzę, ale w sprawach administracji wewnętrznej ma niewiele do powiedzenia – w przeciwieństwie do premiera. Vučić chciał mieć takiego szefa rządu, którego będzie mógł kontrolować, ale który zna się na tym, co robi. Wie, że Brnabić jest dobrą menedżerką i będzie robiła swoje. Poza tym relacje Serbii z Zachodem wyglądają lepiej, kiedy kraj pragnący dołączyć do Unii Europejskiej na stanowisku premiera ma pierwszą w swojej historii kobietę, zadeklarowaną lesbijkę, i pierwszą na świecie, której podczas urzędowania partnerka urodziła dziecko. Dla konserwatywnej Serbii to absolutne rekordy Guinnessa.
Vučić gra na kilku frontach. Kraj prowadzi poliwektorową politykę zagraniczną – w wielu kierunkach, nie deklarując jednoznacznie, jakie ma w tym cele czy korzyści. Na przykład największa pomoc finansowa pochodzi z Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, ale Rosja jest sprzedawana na użytek wewnętrzny jako „największy sojusznik”, choć wsparcie ze strony Moskwy jest znikome.
Brnabić aktywnie sprawuje funkcję premierki zgodnie – jak można się spodziewać – z oczekiwaniami prezydenta. Dlaczego to robi? Czy opozycja ma rację, twierdząc, że jest tylko marionetką?
Brnabić myśli tak samo jak Vučić i serbski establishment. Nie jest jedynie marionetką, bo jako osoba świadoma i wykształcona się z nimi zgadza. Wielokrotnie podkreślała, że czuje się Serbką, chce zbudować karierę i życie w Serbii, definiuje siebie nie jako lesbijkę, ale przede wszystkim jako polityka.
Wszyscy spodziewali się, że skoro jest lesbijką, to jest też absolutną lewaczką, że będzie chodziła na parady równości i robiła wszystko to, co robią kręgi lewicowe i liberalne w Europie. A czy geje nie mogą być konserwatystami?
Spodziewano się również, że jako premierka szybko rozwiąże problemy z dyskryminacją. A Brnabić dla społeczności LGBT+ zrobiła do tej pory bardzo niewiele, można nawet powiedzieć, że sytuacja tej grupy pogorszyła się w okresie jej rządów – homofobia narasta, umacnia się też kultura macho.
Brnabić znalazła się jednak na liście 100 najbardziej wpływowych kobiet świata magazynu „Forbes”. Co w takim razie jest jej siłą – poza byciem dobrą menedżerką?
Brnabić nie jest ani Margaret Thatcher, ani nawet Beatą Szydło, którą kocha lud. Absolutnie nie porównałbym jej do innych kobiet u władzy. Jej siła polega na lojalności wobec Vučića – nie gra dla siebie, lecz dla drużyny. Nie mogę wypowiedzieć się na temat jej myśli politycznej, bo nie trafiłem na żaden tekst programowy czy polityczny jej autorstwa. Znamienne jest to, że ona tylko komentuje. I, paradoksalnie, na tym polega jej siła.
Ciągle powtarza, że nie chce być definiowana przez pryzmat swojej tożsamości seksualnej. To stwierdzenie łatwiej przychodzi osobie, która publicznie, bez obaw, pokazuje się z partnerką, a po narodzinach dziecka partnerki w parlamencie otrzymuje gratulacje itd.
Kwestię swojej orientacji seksualnej Brnabić traktuje w sposób otwarty. Może sobie pozwolić na bycie sobą, bo chroni ją pozycja premiera. Nie wiadomo, czy bez urzędu zachowywałaby się podobnie. Być może w Belgradzie, ale na pewno nie na serbskiej prowincji.
Przez środowiska LGBT+ Brnabić często jest określana mianem hipokrytki.
Nie nazwałbym jej hipokrytką, bo mówi to, co myśli. Zaraz na początku kadencji była pytana, czy zaangażuje się w walkę o prawa społeczności LGBT+, ale odpowiedziała, że najpierw skupi się na tym, by wszyscy mieli mieszkania i jeździli po dobrych drogach.
Jej zdaniem Serbia, w której będzie żyło się łatwiej i dostatniej, może stać się miejscem, gdzie ludzie z większą tolerancją będą odnosić się do społeczności LGBT+.
Czyli oczekiwania zderzyły się z rzeczywistością?
Problem z Aną Brnabić być może leży w kręgach lewicujących, liberalnych czy proeuropejskich w krajach Europy Środkowej. Stereotypowo myślimy, że w Serbii powinno być już tylko równościowo i tolerancyjnie. Wyobrażamy sobie, że stanie się ona drugim Luksemburgiem, zalegalizuje związki jednopłciowe.
Po objęciu urzędu przez Brnabić niewiele się zmieniło, co świadczy jednak bardziej o wyobrażeniach wymienionych kręgów niż o samej premierce. Ona pokazuje, że bycie gejem nie jest stanem ideologicznym, jak próbują postulować niektórzy politycy z prawej strony sceny politycznej. Jest stanem cielesnym – ona po prostu lubi kobiety i jest w związku z kobietą.
A co mówią o niej zwykli obywatele?
Jej kandydatura na urząd premiera była totalnym zaskoczeniem. Dużo narracji w mediach jest budowane na zasadzie: „Serbia jest wyjątkowa, ma pierwszą na świecie kobietę szefową rządu, której partnerka urodziła dziecko”.
Liberałowie, środowiska proeuropejskie czy lewicujące są rozczarowane polityczną postawą Brnabić. Podejrzewam, że kręgi konserwatywne są często zdania, że decyzje podejmują „prawdziwi mężczyźni”, a nie ona, że decydują Vučić, Dačić, Vulin.
Brnabić jest postacią tragiczną. Prędzej czy później zostanie jej wytknięte, że jako premierka Serbii nie zrobiła wiele dla społeczności LGBT+, której sama jest częścią – nawet jeśli się z nią nie identyfikuje. A konserwatyści? Powiedzą pewnie, że „była taka jedna, mamy jej zdjęcie z premierem Luksemburga. Powiesimy zdjęcie w karczmie, to jest nasza ściana chwały. Ale wiadomo, kto w tej karczmie rządzi”.
*Dr Rigels Halili – antropolog kultury, filolog, historyk zajmujący się Bałkanami.