Humanizm
Najpierw intuicja, potem kultura
20 grudnia 2024
Nieprawdziwe wiadomości są plagą współczesnego świata, ale to nie jest wymysł naszych czasów. W zasadzie to istniały już w starożytności, choć nikt nie nazywał ich w ten sposób. Czym są fake newsy i jaki mają wpływ na nasze życie?
O fałszywych newsach dowiedzieliśmy się stosunkowo niedawno. Choć wydaje nam się, że są one pewnego rodzaju „znakiem naszych czasów”, to istniały już w starożytności. Co ciekawe, na przestrzeni lat ich główne funkcje pozostały niezmienne. XXI wiek i rozpowszechnienie prasy i mediów dały ogromną przestrzeń na ich nieustanne szerzenie. Dzisiaj społeczeństwo ma poważne problemy z rozróżnieniem prawdziwej wiadomości od fałszywej. Czy mamy w ogóle szansę, żeby się tego nauczyć? Nic innego nam nie pozostaje, bo na eliminację fałszywek z przestrzeni internetowej nie ma już szans.
Definicje fake newsów są różne, ale większość z nich mówi, że są to nieprawdziwe lub częściowo nieprawdziwe informacje rozpowszechnianie celowo bądź nieintencjonalne. Cele autorów są różne, od politycznych po finansowe. Czasem jednak publikacja ma zamiary czysto satyryczne i rozrywkowe. Choć i takie niewinne wydawałoby się „żarty”, mogą prowadzić do bardzo poważnych konsekwencji. Wspólnym mianownikiem jest chęć wprowadzenia odbiorcę w błąd.
Aby uściślić pojęcie, możemy także sięgnąć po definicję czysto urzędniczo-prawniczą. Komisja Europejska w raporcie nt. dezinformacji określa fake newsy jako: „fałszywe, niedokładne lub wprowadzające w błąd informacje tworzone, przedstawione i rozpowszechniane w celu uzyskania korzyści gospodarczych lub zamierzonego wprowadzenia w błąd opinii publicznej, które mogą wyrządzić szkodę publiczną”.
Polecamy: Dezinformacja w sieci. Sami przyczyniamy się do jej wzrostu
Próżno szukać twardego dowodu na pierwsze zastosowanie fałszywych wiadomości w rozumieniu współczesnej definicji. Niektórzy badacze twierdzą, że jednym z prekursorów, którzy użyli nieprawdziwych wiadomości do celów politycznych, był rzymski cesarz Oktawian August. Wybijał bowiem monety, na których przedstawiał swojego konkurenta – Marka Antoniusza jako władcę słabego i zależnego od romansującej z nim Kleopatry. Konkurent tracił w oczach ludu, co pomagało przyszłemu cesarzowi.
Ofiarą fałszywej wiadomości padła swego czasu francuska królowa, Maria Antonina. Za panowania jej męża – Ludwika XVI – we Francji trwał kryzys finansowy. Popularna do dzisiaj plotka głosi, że na wieść o braku chleba dla chłopów, francuska królowa miała powiedzieć „niech jedzą ciastka”. Zdanie to zostało napisane przez Jeana-Jacquesa Rousseau w 1737 roku. Maria Antonina miała wtedy 10 lat i do Francji przybyła dopiero dwa lata później. Władczyni do dzisiaj jest kojarzona właśnie z tymi słowami. Fałszywa informacja sprzed niemalże 300 lat nadal pozostaje z nami.
Nieprawdziwe wiadomości były i są używane także do celów politycznych. Na przestrzeni dziejów zdarzały się sytuacje, kiedy doprowadzały do wojny. Tak było z tzw. depeszą Emską wysłaną 13 lipca 1879 roku przez króla Prus Wilhelma I do kanclerza Ottona von Bismarcka. W pierwotnej wersji król stwierdzał, że wycofuje swoje poparcie dla księcia Leopolda Hohenzollerna do objęcia tronu hiszpańskiego. Bismarck jednak przeredagował treść na obraźliwą dla Napoleona III, czym sprowokował Francuzów do wypowiedzenia wojny Prusom. I dokładnie o to chodziło niemieckiemu kanclerzowi.
Do rozpowszechnienia nieprawdziwych wiadomości bez wątpienia przyczyniły się mass media. Wraz z ich powstaniem newsy, także te fałszywe, trafiły na bardzo podatny grunt. Przykładem może być słynna już dzisiaj radiowa adaptacji powieści „Wojna Światów” H.G. Wellsa z 1898 roku. Książka jest opowieścią o ataku Marsjan na Ziemię (dokładnie na USA, a jakże by inaczej). W 1938 roku reżyser Orson Welles zrealizował ją, jaką słuchowisko. Reżyser postanowił przedstawić historię jako stylizowany serwis informacyjny. Ostatecznie wielu słuchaczy uwierzyło, że kraj jest faktycznie atakowany przez obcych z Marsa. Prasa krytykowała Wellesa za wprowadzenie słuchaczy w błąd, choć reżyserowi przyniosła powszechne uznanie.
Przykłady na stosowanie fałszywych wiadomości na przestrzeni dziejów można mnożyć. Jedne są bardziej, inne mniej spektakularne. Dzisiaj może wydawać się nam śmieszne, że część mieszkańców USA pomyślała, że ich kraj jest atakowany przez obcą cywilizację. Jednak, jeśli się zastanowimy, to czy my – ludzie współcześni, żyjący w zglobalizowanym świecie, nie dajemy się „nabierać” na fałszywki?
Warto przeczytać: Histeria wywołana dezinformacją? W Chińczykach narasta gniew
W przeszłości weryfikacja docierających do nas wiadomości była co najmniej ciężka. Dostęp do informacji dla zwykłego mieszkańca był mocno ograniczony, żeby nie powiedzieć zerowy. Dzisiaj o wiele łatwiej jest zrewidować prawdziwość komunikatów. A jednak rozpowszechnienie fake newsów rozwinęło się w XXI wraz z powstaniem mediów społecznościowych. Tyle fałszywych treści, ile powstaje obecnie, nie powstało chyba od początku istnienia naszej cywilizacji. W rezultacie społeczeństwo ma coraz większy problem z odróżnieniem prawdy od fałszu. Przeprowadzone przez niemiecki ośrodek Stiftung Neue Verantwortung badanie pokazuje, że 30 proc. Niemców nie jest w stanie odróżnić wiadomości przedstawiających fakty od kłamstwa.
I to jest ponury obraz wirtualnej rzeczywistości, którą jesteśmy otoczeni. Zjawisko to zatacza coraz większe kręgi i powoduje bardzo poważne konsekwencje. Do takiej sytuacji doszło w listopadzie 2022 roku za sprawą przejętego przez Elona Muska Twittera. Jedną z nowości, które wprowadził miliarder była możliwość wykupienia oznaczenia swojego konta jako “zweryfikowane”. Za jedyne 8 dolarów użytkownik podszył się pod koncern farmaceutyczny Eli Lily and Company. Podszywający się internauta opublikował komunikat informujący, że produkowana przez firmę insulina będzie darmowa. Wiadomość poskutkowała spadkiem akcji firmy, która według szacunków mogła stracić nawet 20 mld dolarów kapitalizacji rynkowej.
Czasem fałszywe wiadomości mają na celu wywołanie emocji wśród czytelników. W 2021 Niemcy zostały nawiedzone przez największą powódź w historii tego kraju. Trauma, którą przeżyli mieszkańcy zatopionych miejscowości, jest trudna do opisania. Podobnie jest ze skutkami wiadomości, która w mgnieniu oka rozniosła się po Niemczech, a nawet trafiła do polskich mediów. Informacja dotyczyła 600 dzieci, które miały zginąć w wyniku kataklizmu. Dowodem miała być relacja jednego z reporterów, który wspominał o mieszkańcach, którzy znaleźli w podtopionych domach zwłoki. Nikt jednak nie mówił o liczbie 600 zwłok. Wiele osób uwierzyło w tę informację i podało ją dalej.
Fake newsy mają obecnie ogromny wpływ na opinię publiczną. Te najbardziej spektakularne zbierają ogromne grono odbiorców, którzy posyłają je dalej bez żadnej weryfikacji. W 2016 roku w USA pojawiła się wiadomość o ówczesnym prezydencie Baracku Obamie, który miał zakazać składania przysięgi wierności fladze amerykańskiej w szkołach. Informacja została opublikowana na stronie ABCnews.com.co, która łudząco przypominała adres oficjalnej strony telewizji ABC. Mimo tego, że materiał zawierał przesłanki pozwalające stwierdzić, że to satyra, to informacja ta i tak się rozeszła. Na Facebooku podało ją dalej aż 2 177 000 osób.
Dowiedz się więcej: UE pożegna się z Twitterem, gdy firma wycofa się z kodeksu do walki z dezinformacją
Wydawać by się mogło, że kolejne pokolenia dorastające w pędzącym postępie technologicznym będą bardziej uodpornione na nieprawdziwe wiadomości. Jednak rzeczywistość pokazuje, że współczesne społeczeństwo łatwo „łapie haczyk”. Przyczyniają się do tego media społecznościowe, które często mają problem z weryfikowaniem informacji, które same kolportują.
W 2018 Mark Zuckerberg poinformował, że Facebook kupił firmę Bloomsbury AI. Algorytmy sztucznej inteligencji miały pomóc kalifornijskiemu gigantowi w walce z plagą fałszywych wiadomości. Czy pomogło? Otóż nie do końca. W kwietniu zeszłego roku w systemie znaleziono błąd, który pozwalał na rozpowszechnianie fałszywych wiadomości. Zwiększyło to widoczność takich materiałów w News Feedzie aż o 30 proc. Skoro technologia zawodzi, co pozostaje nam w walce z plagą dezinformacji? Samodzielna weryfikacja treści.
Stowarzyszenie ds. Bezpieczeństwa Systemów Informacyjnych ISSA Polska opublikowało założenia, które mają pomóc ludziom w weryfikacji informacji. Zwrócono tam m.in. uwagę na język informacji. Drwiny, opinie zamiast faktów, ale także gramatyka powinny zapalać u nas czerwoną lampkę. Autorzy zwracają uwagę na ograniczenie zaufania do treści publikowanych w mediach społecznościowych. Informacje publikowane przez znajomych najczęściej nie są zweryfikowane. Ich konta mogą być zhackowane i być źródłem informacji lub danych dla przestępców.
Wirtualny świat i Internet w momencie rozpoczęcia swojej ekspansji był określany jako miejsce, gdzie każdy może znaleźć praktycznie wszystko. Mamy dostęp do informacji i wiedzy na poziomie niewyobrażalnym dla naszych przodków. Jest druga strona tej pięknej wizji. Fałszywe wiadomości, którymi zwykły użytkownik jest wręcz bombardowany, rozchodzą się z prędkością światła. Czasem są to treści całkiem zabawne, jeśli wiemy, że mamy do czynienia z serwisem satyrycznym np. znany w Polsce aszdziennik. W pozostałych przypadkach traktujemy te wiadomości jako prawdziwe i na ich podstawie wyrabiamy sobie pogląd na dany temat.
Choć koncerny medialne i społecznościowe zarzekają się, że robią wszystko, żeby zwalczyć pojawiające się fake newsy, to wojna ta nie wydaje się równa. Jedynym znanym i racjonalnym sposobem na to zjawisko jest samodzielna weryfikacja przyjmowanych treści. Wychodzi więc na to, że czeka nas wszystkich ciężka praca u podstaw. Czy to się uda? Zależy od zaangażowania samych zainteresowanych. Ja pozostanę pesymistą w tej sprawie.
Może cię również zainteresować: Fake newsy angażują młodych. Jak walczyć z dominującą dezinformacją?