Humanizm
Nie tylko broda, kapelusz i Biblia. Amisze w USA współcześnie
02 grudnia 2024
Tam jest nowy świat, który czeka na swoje narodziny. Zasiedlenie Marsa to nie jest kwestia „czy”, tylko „kiedy”. Rozwój rakiet nośnych wielokrotnego użytku sprawi, że niedługo powstanie rynek używanych… rakiet. Wiem, że to brzmi w uszach niektórych jak czysta fantastyka, ale to nasza przyszłość. I to nieodległa – przekonuje dr Robert Zubrin w rozmowie z Piotrem Włoczykiem.
Piotr Włoczyk: Według planów NASA człowiek postawi stopę na Marsie w latach 30. XXI wieku. Czy to jest realne?
Dr Robert Zubrin*: Uważam, że wysłanie ludzi na Marsa w przyszłej dekadzie jest jak najbardziej realne. Natomiast nie uważam, by NASA obecnie miała program, który pozwoliłby osiągnąć taki cel. Choć oczywiście nie jest to coś, co jest poza zasięgiem USA.
Elon Musk daje w tym kontekście większe nadzieje?
Wygląda na to, że Starship [potężna, dwustopniowa rakieta nośna opracowana przez należącą do Elona Muska firmę SpaceX – przyp. red.] za mniej więcej rok powinien osiągnąć zdolność operacyjną w tym sensie, że będzie w stanie regularnie dostarczać na orbitę ogromne ładunki. 100 ton to już właściwie poziom Saturna V [wielostopniowa rakieta nośna używana w programie Apollo – przyp. red.], ale koszt wyniesienia takiego ładunku będzie nieporównywalnie mniejszy, ponieważ Starship będzie wielokrotnego użytku.
Nowy prezydent USA może stwierdzić, że skoro działa w tej domenie tak rzutki człowiek posiadający odpowiedni pojazd kosmiczny, to warto się do niego przyłączyć i razem z nim wysłać ludzi na Marsa. Myślę, że tak to się właśnie potoczy – załogowa misja na Marsa jako partnerstwo publiczno-prywatne.
Czy mamy już opracowaną technologię, która pozwoli przewieźć ludzi na Marsa i zabrać ich stamtąd do domu?
Wiele aspektów związanych z tą misją już jest dobrze opracowanych, a inne, bardziej skomplikowane kwestie, są w naszym zasięgu. Dziś jesteśmy o wiele bliżej wysłania ludzi na Marsa, niż Amerykanie byli w 1961 roku – osiem lat przed lądowaniem Apollo 11 – w kontekście lotu na Księżyc.
Niestety obecnie nie mamy tak wizjonerskiego przywództwa politycznego, jakie mieliśmy wówczas. Ale z drugiej strony, ponieważ jesteśmy pod względem technologicznym dużo bardziej zaawansowani, tak naprawdę nasi politycy wcale nie muszą być tak ambitni jak JFK. Wystarczyłoby, żeby byli nieco bardziej ambitni niż są obecnie.
Gdyby nie brakowało woli politycznej, ludzie mogliby wylądować na Marsie lata temu?
Gdybyśmy utrzymali tempo programu Apollo, Amerykanie wylądowaliby na Marsie w 1981 roku. Tak wyglądały ówczesne plany, ale możemy do tego doliczyć jakieś dwa lata na opóźnienia. I my wszyscy na to czekaliśmy! Gdyby ktoś powiedział mi w 1969 roku – miałem wtedy 17 lat – że gdy będę miał 72 lata, my wciąż nie wyślemy ludzi na Marsa, to uznałby go za szaleńca.
Kennedy miał swój cel, który wcale nie wiązał się z nauką. Chodziło mu o zadziwienie całego świata tym, co wolni ludzie są w stanie osiągnąć. I to mu się udało. Sowieci cały czas opowiadali o przyszłości, a tymczasem okazało się, że to Ameryka pokazała światu, kto tu jest prawdziwym liderem.
Polecamy: Jak założyć internet na Marsie?
Kilka lat temu rozmawiałem o podboju kosmosu z płk. Walterem Cunninghamem, członkiem misji Apollo 7. Usłyszałem od niego pełne goryczy słowa o tym, jak zmieniło się amerykańskie społeczeństwo: „Dzisiejsza NASA jest mało podobna do NASA, którą pamiętam z tamtych czasów. Widać, że dziś eksploracja kosmosu nie jest tak ważna jak kiedyś. Ale to ma też związek z tym, jak zmieniło się nasze społeczeństwo: podejmowanie ryzyka postrzegane jest obecnie jako coś złego, zupełnie niepotrzebnego. Ma to jednak swoje konsekwencje: bez tej śmiałości, którą kiedyś mieliśmy w sobie, nie da się szybko przełamywać kolejnych barier. I dlatego stoimy w miejscu”. Zgodziłby się pan z płk. Cunnighamem?
Tak. Nic wielkiego nie udało się zrobić ludzkości bez śmiałości. Ludzie, którzy brali udział w programie Apollo, byli młodszymi braćmi żołnierzy walczących w trakcie drugiej wojny światowej. Przekonanie, że nie można robić rzeczy, w które wliczone jest pewne ryzyko, było dla nich czymś obcym. Weźmy samego JFK – w trakcie tamtej wojny był on kapitanem kutra torpedowego. Przyszły prezydent USA robił wówczas mnóstwo rzeczy, które były niebezpieczne (aż w końcu jego jednostka poszła na dno). Gdy patrzymy na zdjęcia JFK ściskającego ręce astronautów, możemy mieć pewność, że oni się nawzajem doskonale rozumieli.
Obecnie najbardziej optymistycznym aspektem marsjańskich planów jest rozwój prywatnych firm kosmicznych. SpaceX, choć jest tu liderem, to przecież tylko jedna z nich! Ci przedsiębiorcy pokazali, że ludzie, którzy mają zapał do eksploracji kosmosu, są w stanie robić rzeczy jeszcze do niedawna zarezerwowane wyłącznie – jak się wydawało – dla państw.
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Ile mamy czasu, żeby ewakuować się z Ziemi w kosmos? Maciej Myśliwiec
W języku polskim mamy takie powiedzenie: „dla chcącego nic trudnego”.
W 2020 roku przeprowadziłem wywiad z Elonem Muskiem i on powiedział wówczas dokładnie te słowa.
Musk to osobowość wyjęta z czasów programu Apollo pod kątem determinacji do realizowania swojej wizji?
W pewnym sensie Musk to postać wyjęta z opowiadań science fiction z lat 50. XX wieku – miliarder, którego kosmiczne wizje po prostu oszałamiają. Ale nie chciałbym tu popadać w przesadę. Elon Musk jest oczywiście bardzo ważną postacią, ale nie powiedziałbym, że jest on nieodzowny w programie kosmicznym, który ma zaprowadzić człowieka na Marsa. Musk dużo ryzykuje, prowadząc swoje przeróżne biznesy, i można sobie wyobrazić sytuację, gdy powinie mu się noga. Gdyby SpaceX nagle zniknął, za Muskiem pędzi niemałe grono innych rzutkich biznesmenów z branży kosmicznej. Musk to zaczął i jest w tym dobry, ale ma poważną konkurencję. Ci biznesmeni robią rzeczy, które do niedawna zarezerwowane były jedynie dla państw i to za dużo mniejsze pieniądze, w o wiele krótszym czasie. Więcej – osiągają rezultaty, które miały być rzekomo nierealne, jak choćby rakiety nośne wielokrotnego użytku.
Im tańsze będą starty rakiet, tym bliższy będzie dla nas Mars. Celem jest zejście z 10 tys. dolarów za wyniesiony kilogram do mniej niż tysiąca dolarów. Jeżeli Starship okaże się sukcesem, to wysłanie jednego kilograma ładunku będzie kosztowało być może jedynie 500 dolarów.
Wiem, że istnieją przynajmniej trzy firmy, które pracują nad prywatnymi stacjami kosmicznymi. Te obiekty mają pełnić funkcję orbitalnych laboratoriów. Kiedy ludzie pokażą, że można zbudować stację kosmiczną nie za 100 miliardów dolarów, ale na przykład za 200 milionów, wtedy inni zaczną robić to samo.
Czy Chiny mogą wyprzedzić USA w wyścigu na Marsa?
Myślę, że w krótkiej perspektywie jest to możliwe. Niestety nie zdziwiłbym się, gdyby jakiś Chińczyk przed nami bezpiecznie postawił swoją stopę na Marsie. Jednak myślę, że w dłuższej perspektywie to wolny świat wygra rywalizację o kolonizację tej planety.
Jak pan sobie wyobraża kolonizację Marsa? Z dzisiejszej perspektywy to się może wydawać czystą fantastyką, skoro jeszcze nie wysłaliśmy tam ani jednego człowieka.
Piszę o tym szerzej w mojej nowej książce (The New World on Mars. What We Can Create on the Red Planet – Nowy Świat na Marsie. Co Możemy Stworzyć na Czerwonej Planecie). Nie uważam, że na Marsie powstanie jedno wielkie miasto. Elon Musk mówi wprawdzie, że w przyszłości na Marsie zbudowana zostanie milionowa metropolia, do której docierać będą tysiące statków kosmicznych, ale według mnie nie tak będzie wyglądała przyszłość. To nie będzie jedno miasto, tylko to będą różne, mniejsze ośrodki kolonizacyjne. Które miasta będą najbardziej sprzyjały imigracji? Te, które będą najbardziej atrakcyjne w oczach imigrantów. Myślę, że wolne miasta, tworzone przez ludzi wywodzących się z wolnych społeczeństw, będą się lepiej rozwijały od miast tworzonych przez kolonizatorów budujących miasta opierające się o alternatywny model, na przykład autorytarny.
Ale dlaczego ktokolwiek chciałby mieszkać na Marsie, jeżeli wciąż da się żyć na Ziemi, a wiele jej surowców cały czas jest poza naszym zasięgiem?
Choćby dlatego, że znajdą się ludzie, którzy będą chcieli dotrzeć na Marsa, by zbudować nowe społeczeństwo, funkcjonujące według nowych zasad. Niektórzy uważają przecież warunki społeczne na Ziemi za nieakceptowalne.
Czytaj również: Załogowa misja na marsa. USA zrobiło przełomowy krok naprzód
Czy nie łatwiej byłoby im szukać szczęścia w trudno dostępnych miejscach naszej planety? Na przykład na Antarktydzie?
Antarktyda jest ściśle nadzorowana przez ONZ, więc to nie jest tak, że da się tam stworzyć taką zupełnie wolną społeczność. Mówimy tu przecież o budowie nowego układu społecznego od zera. Nie bez przyczyny istnieje Mars Society, a nie ma czegoś takiego jak Antarctica Society.
Rozwój rakiet nośnych wielokrotnego użytku sprawi, że niedługo powstanie rynek używanych… rakiet. Wiem, że to brzmi w uszach niektórych jak czysta fantastyka, ale to nasza przyszłość, i to nieodległa. A to oznacza, że ludzie, którzy będą chcieli się osiedlić na Marsie, będą w stanie kupić własny statek. Musk powiedział mi, że zbudowanie Starshipa, czyli pojazdu, który dotrze kiedyś na Marsa, kosztowało go 10 milionów dolarów. To z kolei oznacza, że prędzej czy później używane Starshipy będą na rynku wtórnym za dwa miliony dolarów.
Ekspedycje przygotują warunki dla osiedlania się, pokazując, że jest to możliwe. Ich członkowie będą testowali nowe technologie konieczne do życia na tej planecie i gdy rezultaty będą zadowalające, rozpoczną się przygotowania do kolejnego etapu – osiedlania się.
Jakie są obecnie największe przeszkody na drodze do Marsa?
Te przeszkody właśnie są eliminowane. Technologia bardzo przyspiesza po kilku dekadach stagnacji. Musk powiedział, że jeżeli uda mu się stworzyć rakiety wielokrotnego użytku, to przejmie rynek startów kosmicznych. I to się właśnie dzieje.
Wciąż nie ma nigdzie na świecie naprawdę obiecującego programu załogowego lotu na Marsa. Mamy bardzo zaawansowane, świetne programy w zakresie wysłania robotów marsjańskich, ale tego samego nie da się jeszcze powiedzieć o misji załogowej. Jeszcze…
Co nam da Mars?
Tak jak w przypadku programu księżycowego, programy marsjańskie pchają niesamowicie naukę do przodu. Musk powołał SpaceX, właśnie po to, by dotrzeć na Marsa. I widzimy, jak wiele wspaniałych projektów stworzył SpaceX. Można więc powiedzieć, że to dzięki Marsowi mamy Starlinka i to Mars dał nam rakiety nośne wielokrotnego użytku.
Na Marsie będą się osiedlali ludzie, którzy – w ogromnej większości – będą innowatorami posiadającymi ogromne kompetencje techniczne. Ponieważ będą żyli w granicznych, bardzo trudnych warunkach, tym bardziej będzie pchało ich to do dokonywania przełomowych odkryć. Myślę między innymi o automatyzacji, sztucznej inteligencji, nowych typach reaktorów, rewolucyjnych metodach uprawy roślin… To wszystko będzie potem trafiało na Ziemię i powiększało dobrobyt Ziemian.
Może Cię także zainteresować: Empatia wobec maszyn. Czy współczucie dla robotów to przesada?
Mimo wszystko mam spory problem z wyobrażeniem sobie, że jeszcze w XXI wieku ludzie zaczynają osiedlać się na Marsie. Mam wrażenie, że to zagadnienie bardziej na XXII wiek…
Nic z tych rzeczy, to zdecydowanie XXI wiek. Przyznaję, że nie wszystko jest jeszcze opracowane, ale to tylko kwestia odpowiednich nakładów i w niedługiej przyszłości możemy pokonać wszelkie przeszkody, na przykład kwestię wytwarzania energii. Odpowiedni dla warunków marsjańskich typ reaktora można stworzyć w mniej niż dekadę. Proszę sobie przypomnieć, jak błyskawicznie rozwinęła się technologia atomowa w latach 40. i 50. XX wieku. W tak krótkim czasie właściwie z niczego ludzie stworzyli bomby atomowe i reaktory jądrowe, co zupełnie zmieniło nasz świat. Podobnie szybko możemy rozwinąć program marsjański, tylko potrzeba do tego woli, determinacji i odpowiednich nakładów. Zasiedlenie Marsa to nie jest kwestia „czy”, tylko „kiedy”.
Tam jest nowy świat, który czeka na swoje narodziny. Przypomnę tylko, że uran nie był uważany za surowiec przed erą atomową, a ropa naftowa jeszcze nie tak dawno temu nie była ludziom właściwie do niczego potrzebna. Mars sprawi, że będzie nas czekało wiele innych takich odkryć.
Ale Mars da nam nie tylko innowacje. To także doskonałe miejsce dla ludzi, którzy będą chcieli pozyskiwać z asteroid cenne metale – chodzi o łatwości startu. Dlatego Mars będzie dla nowej „gorączki złota” na asteroidach tym, czym San Francisco było dla kalifornijskiej gorączki złota.
*Dr Robert Zubrin – amerykański inżynier astronautyczny, założyciel Mars Society (organizacji promującej eksplorację i zasiedlanie Marsa), a także autor wielu książek na temat Czerwonej Planety.
Polecamy: Kosmiczny beton ze skrobi ziemniaczanej. Dzięki niemu mieszkanie na Marsie stanie się możliwe