Nauka
Badania genetyczne pozwolą na wybór IQ. Staniemy się nadludźmi
03 listopada 2024
Z Marcinem Ryszką, byłym zawodowym pływakiem, paraolimpijczykiem, medalistą mistrzostw świata i Europy, rozmawia Dariusz Jaroń.
Marcin stracił wzrok w wieku pięciu lat. Po zakończeniu kariery sportowej został dziennikarzem, ekspertem ds. dostępności cyfrowej Akademii Górniczo-Hutniczej, a także kapitanem drużyny blind footballu Wisły Kraków. Niepełnosprawność nie musi przeszkadzać.
Dariusz Jaroń: Czym jest dostępność cyfrowa?
Marcin Ryszka: To dostosowanie technologii do możliwości osób z niepełnosprawnościami, tak aby mogły z nich korzystać. Przykładem może być aplikacja lub strona internetowa. Trzeba zaprojektować je tak, aby nie wykluczały niewidomych i niedowidzących. Możliwość zmniejszania lub zwiększania liter, ustawienia kontrastu strony, aby była bardziej czytelna, opisanie grafik, to tylko niektóre elementy, które decydują o tym, czy każdy będzie mógł zapoznać się z treścią serwisu lub aplikacji.
Na czym polega twoja praca na AGH?
Przez cztery lata prowadziłem zajęcia ze studentami informatyki społecznej. Przedmiot nazywał się nowoczesne dostępne technologie, a ja pokazywałem, jak osoby z niepełnosprawnościami poruszają się w cyfrowym świecie, jakich narzędzi używają. Chodziło o to, żeby przyszli programiści i deweloperzy pamiętali w swojej pracy o potrzebach osób głuchych, niewidomych i o innych ograniczeniach. Cieszę się, bo coraz więcej byłych i obecnych studentów uczelni angażuje się w przedsięwzięcia, które ułatwiają codzienne funkcjonowanie niepełnosprawnym.
Jakie usprawnienia udało się wprowadzić na uczelni?
Między innymi bankomaty dźwiękowe. Coraz rzadziej używamy gotówki, dla niewidomych karta lub telefon to bezpieczniejszy środek płatniczy, ale zdarza się, że musimy mieć pod ręką banknoty. Kolejnym ciekawym projektem są tyflomapy.
Co to takiego?
Mamy na AGH drukarki brajlowskie i sprzęt do tworzenia wypukłych map i grafik. Zamiast rysować wykres sinusoidy, możemy skorzystać z oprogramowania, które go wydrukuje, a wykresu będzie można dotknąć.
Oprócz takich rozwiązań przygotowaliśmy też tyflomapy, przedstawiające kampus AGH z lotu ptaka. Niewidomi i słabowidzący mogą dotknąć i „zobaczyć”, jak ten kampus wygląda, gdzie znajdują się konkretne budynki. Niesamowicie ułatwia to życie studentom. Sam też często korzystam. Rzadko o tym opowiadam, ale ta praca daje mi wiele satysfakcji. Jestem absolwentem uczelni, czuję się z nią związany, no i mam możliwość pokazania, że nie jestem tylko facetem od fikołków, ale mogę robić ciekawe, wartościowe rzeczy.
Ponad trzy miliony osób w Polsce ma niepełnosprawność potwierdzoną medycznie. Jest dla kogo pracować nad udogodnieniami.
Unikam statystyk. Tak jak inżynier budujący drogę. Nie mówi przecież: popatrzcie, moją dwupasmówką przejechało już milion kierowców i żaden nie wpadł do dziury. Ma inny cel. Robić niezawodną drogę dla każdego uczestnika ruchu. Ułatwienia wynikające z dostępności nie są tylko dla osób niepełnosprawnych. Złamana noga może posadzić na wózek inwalidzki każdego z nas. Nagrany komunikat w autobusie informujący o następnym przystanku usłyszy każdy, nie tylko niewidomy. Wszyscy są beneficjentami dostępności.
Polecamy: Samoakceptacja. Mamy moc sprawczą i możemy żyć po swojemu
Wspomniałeś o młodych ludziach otwartych na inicjatywy wspierające osoby z niepełnosprawnościami. Coraz lepiej radzimy sobie z odmiennością jako społeczeństwo?
Zdecydowanie. Lata temu niepełnosprawności trzeba się było wstydzić, była czymś brzydkim, a brzydotę trzeba ukryć. Po 1989 roku okazało się, że można inaczej. A dziś to już zupełnie inny świat, szczególnie wśród młodych ludzi, których w Krakowie, gdzie mieszkam, nie brakuje. Edukacja procentuje. Są spotkania integracyjne w przedszkolach i szkołach, rozmowy o życiu osób niepełnosprawnych, sam w takich uczestniczę. Efekt? 20-latkowie nie mają oporów, żeby podejść, zaproponować pomoc. Widok osoby niewidomej nie jest dla nich niczym zaskakującym.
A starsze osoby?
Jest różnica w podejściu. Dominuje pytanie: jak ja sobie poradzę? Jakiś czas temu zamawiałem obiad w Warsie. Pewien pan, zakładam, że chciał dla mnie dobrze, zapytał, czy pokroić mi kotleta. Chciał pomóc, ale wyszło śmiesznie. Czasem jest wręcz upokarzająco.
Podasz przykład? Kiedy robi się niekomfortowo?
Zażenowanie jest dosyć częste, natomiast moja reakcja zależy od dnia. Czy mam dobry nastrój, czy nie nawarstwiły się we mnie złe emocje. Scena z kotletem mnie rozbawiła, uśmiechnąłem się. Pamiętam jednak sytuację, która wyprowadziła mnie z równowagi. Odbierałem żonę ze szpitala, po wypisie poprosiłem jakąś panią o wskazanie drogi do wyjścia, a ona na cały głos wypaliła: „podziwiam pana żonę, silna kobieta, że wzięła na siebie taki ciężar”. Zagotowałem, jej słowa sprawiły mi bardzo dużą przykrość.
Polecamy: Grafika dotykowa może pomóc niewidomym
Zgłaszają się do ciebie z prośbą o wsparcie rodzice dzieci, które tracą wzrok?
Bardzo często, szczególnie po premierze książki Nie widzę przeszkód. Bywa ciężko, bo nie potrafię odciąć się od czyjegoś cierpienia. Chłonę ich historie. Tym wiadomościom towarzyszą rozmaite emocje. Pamiętam mamę pięcioletniego chłopca. Stracił wzrok. Wydawało się je, że to koniec świata. Bała się, że sobie nie poradzi w życiu, ale po przeczytaniu książki uświadomiła sobie, że jej syn też może żyć normalnie. Świadomość, że jestem dla kogoś motywacją, pomaga, kiedy mam gorszy nastrój.
Sprawiasz wrażenie człowieka, który rzadko taki miewa. Skąd ta energia?
Pochodzę z górniczego klanu. Siły nam nigdy nie brakowało, nie tylko fizycznej. Wyobraź sobie, że masz niewidome siedmioletnie dziecko i wysyłasz je do szkoły z internatem sto kilometrów od domu. Chyba by mi serce pękło, gdybym miał podjąć taką decyzję. Ale decyzja moich rodziców okazała się słuszna. Zacząłem pływać, zdobyłem wykształcenie, ułożyłem sobie życie w Krakowie. Nie wiem, jakby ono wyglądało, gdybym został w rodzinnych Czechowicach-Dziedzicach, na pewno Kraków dawał takim dzieciom większe możliwości.
Wiem, że jestem silny, ale nie jestem żadnym superbohaterem. Takich chwil, kiedy jest ciężko i nic mi się nie chce, jest naprawdę wiele. Nie mam patentu na wygrywanie i dobry humor. Mam prawo, jak każdy, odrobinę ponarzekać, albo czegoś nie zrobić, jeśli w danej chwili mnie to przerasta. Zresztą każde wyjście z domu, bez względu na nastrój, to dla mnie opuszczanie strefy komfortu.
Polecamy: Edukacja włączająca fundamentem szkolnictwa. Dlaczego jest tak istotna?
Dom oznacza samodzielność?
Tak. Tutaj wszystko znam. Wiem, gdzie co jest. Mogę sobie zrobić kawę lub herbatę, coś ugotować. Gdy wychodzę, jestem skazany na pomoc innych i narażony na zagrożenia. Nie ma co jednak o tym za bardzo rozmyślać i te bariery wyliczać, bo to tylko zamknęłoby mnie w czterech ścianach. Lubię powtarzać, trochę nieładnie, że trzeba łapać życie za mordę i iść naprzód. Nie dajmy się tylko ogłupić obrazkom innych z social mediów ani wmówić sobie, że inni są lepsi, bo tyle robią, a my jesteśmy beznadziejni. Nie deprecjonujemy swojego życia. Jeśli komuś powinie się noga, trudno, zdarza się, ale trzeba wstać i spróbować jeszcze raz.
Tęsknisz czasem za basenem?
Ani trochę. Trenowałem wyczynowo pływanie od dziesiątego roku życia, podporządkowując codzienność tej dyscyplinie. Byłem na dwóch igrzyskach paraolimpijskich, zdobywałem medale mistrzostw świata i Europy, ale w pewnym momencie trzeba było powiedzieć dość. Niedługo potem, w 2015 roku, zacząłem rozwijać w Polsce blind football. Gram nadal. Trenujemy w Wiśle 2-3 razy w tygodniu, może nie nazwałbym nas profesjonalistami, ale nie jest to też wyłącznie rekreacja.
Były zawodowy sportowiec zazwyczaj ma przed sobą cel. Zgadza się?
Nie będę mistrzem świata ani najlepszym piłkarzem, ale mocno angażuje się organizacyjnie. Powstaje liga blind footballu, reprezentacja jest coraz mocniejsza. Cel długofalowy faktycznie jest. Chciałbym, żeby kadra zagrała na igrzyskach. Już mnie nie będzie na boisku, ale z przyjemnością włożę garnitur i usiądę na trybunach w roli działacza.
Dziękuję za rozmowę.
Dowiedz się więcej:
Polecamy:
Polecamy: Uzależnienie dzieci od ekranów. Potrzebne są analogowe alternatywy dla świata cyfrowego