Humanizm
Nie tylko broda, kapelusz i Biblia. Amisze w USA współcześnie
02 grudnia 2024
Antydepresanty, które ciężko chorym ratują życie, mniej chorych wpędzają w lekomanię. Te medykamenty przyjmuje już co dziesiąty Amerykanin, w tym dzieci. Mniej samobójstw? Bynajmniej! Jest ich coraz więcej. I coraz bardziej nie wiemy, jak żyć.
Czy osiągnięcie sukcesu jest równoznaczne z poczuciem szczęścia? Wielu z nas tak właśnie uważa. Tylko odniesiony sukces zapewnia szczęście, tylko wtedy możemy być zadowoleni i spełnieni. Sukces często okupiony jest jednak wysoką ceną i nie każdego stać na taki wydatek. I nie chodzi tu o wykształcenie czy zdolności interpersonalne. Chodzi o rzeczy czy sprawy znacznie prostsze, takie jak chociażby wytrzymałość czy odporność na stres. W wyścigu szczurów wygrywają nie ci bowiem, którzy są najzdolniejsi, ale ci, którym w ogóle uda się dobiec do mety. By sobie ułatwić ten bieg, wymyślono przeróżne wspomagacze. Okazuje się, że substancje, które miały nam pomagać, stają się naszym największym wrogiem.
Film „Take Your Pills” pokazuje bardzo wyraźnie rzeczywistość osób cierpiących na notoryczne przepracowanie związane z wyścigiem, który zdaje się nie mieć końca. Jednak nie to jest głównym tematem dzieła Alison Klayman z 2018 roku, ale leki, które zmieniają człowieka w maszynkę do odnoszenia sukcesu. Dzięki tabletkom możemy sprostać wymaganiom współczesnego świata, a wyścig szczurów, w którym bierzemy udział, zamiast utrapieniem spędzającym sen z powiek staje się łatwą i przyjemną rozrywką.
Handlowanie środkami poprawiającymi nastrój stało się już czymś tak naturalnym i powszechnym, że nikomu nie przychodzi do głowy, czy są one w ogóle bezpieczne. Skoro wszyscy je zażywają, to chyba nie mogą być takie złe, prawda?
Adderall, który jest jednym z „bohaterów” filmu, to lek działający podobnie jak amfetamina, i podobnie jak ten narkotyk silnie uzależnia. Ma też niestety swoje plusy, które sprawiają, że Amerykanie sięgają po niego już od wczesnej młodości. Adderall nie tylko poprawia samopoczucie, zwiększa koncentrację, pamięć, uwagę i czujność, a więc sprawdza się podczas nauki, ale jest przede wszystkim substancją, która sprawia, że możemy bez większego wysiłku pracować po szesnaście godzin na dobę, co dla wielu osób jest marzeniem nie do osiągnięcia.
Może właśnie dlatego nadużywanie Adderallu gwałtownie wzrasta szczególnie wśród amerykańskich nastolatków i studentów w tygodniach egzaminacyjnych. Szacuje się, że w USA nawet 40% studentów college’ów zażywa Adderall lub podobne substancje podczas egzaminów końcowych. Wiele osób bierze tego typu leki w połączeniu z marihuaną lub alkoholem.
Jeśli zależy nam na osiągnieciu sukcesu, to taki lek wydaje się idealnym rozwiązaniem. Można pójść jeszcze dalej: po co spać, skoro zamiast marnować ten czas, możemy przeznaczyć go na coś pożyteczniejszego niż sen? Na przykład na zarabianie pieniędzy.
Wiele osób uważa, że wspomaganie się lekami zwiększającymi koncentrację nie ma skutków ubocznych. Podobne zdanie mają również rodzice, którzy kupują tego typu środki dla dzieci w okresie egzaminów. Tymczasem sam tylko Adderall powoduje zwężenie naczyń krwionośnych, bóle głowy, bezsenność, paranoję, wywołuje myśli samobójcze i niewydolność serca.
Dowiedz się więcej: Trudny temat ADHD – brak leczenia może niszczyć życie. “Wśród lekarzy panuje opór w diagnozowaniu”
Pomimo skutków ubocznych, jakie pojawiają się przy częstym używaniu leków antydepresyjnych, okazuje się, że na całym świecie gwałtownie wzrasta ich sprzedaż. W Niemczech zastosowanie antydepresantów wzrosło o 46% w ciągu zaledwie czterech lat. W Hiszpanii i Portugalii w tym samym okresie wzrost sięgnął 20%, a w USA aż 11% obywateli powyżej 12. roku życia zażywa leki antydepresyjne. Niezwykle wysoki procent spożywania antydepresantów w krajach skandynawskich tłumaczony jest na przykład brakiem dostępu do alternatywnych metod leczenia. Nie przekłada się to jednak na spadek liczby samobójstw w tych krajach.
Według Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, która przyjrzała się skali stosowania antydepresantów w 25 krajach, przyczyną wzrostu zainteresowania tymi lekami jest przede wszystkim przepisywanie tych środków nie tylko pacjentom z ciężką depresją, ale również w przypadku leczenia łagodnych jej objawów. Światowa Organizacja Zdrowia zaleca, by antydepresanty przyjmować jeszcze przez rok po zakończeniu leczenia, co nie ułatwia walki z uzależnieniem. Wśród Amerykanów aż 60% pacjentów kontynuowało przyjmowanie antydepresantów przez dwa lata po zakończeniu leczenia, a 14% robiło to przez kolejnych… 10 lat!
W czasie pandemii na całym świecie wzrosła liczba osób z problemami psychicznymi; liczba Polaków zmagających się z depresją wzrosła aż dwukrotnie. Z danych opublikowanych pod koniec 2020 roku przez dziennik “Rzeczpospolita” wynika, że od stycznia do października Polacy wykupili 20,7 mln opakowań leków antydepresyjnych i stabilizujących nastrój dostępnych na receptę, o milion więcej niż rok wcześniej.
W 2018 roku na łamach prestiżowego magazynu „Lancet” ukazał się artykuł prezentujący wyniki sześcioletnich badań prowadzonych przez międzynarodowy zespół naukowców. Na podstawie 21 antydepresantów, przeanalizowaniu ponad 522 próbek i badań – którymi objęto 116 477 pacjentów i które porównywały efektywność placebo i różnych leków – udało się ustalić, które antydepresanty mają najwyższą skuteczność. Są to: amitryptylyna, agomelatyna, escitalopram, mirtazapina oraz paroksetyna.
W latach sześćdziesiątych powstał film „Lekarstwo na miłość”, w którym główną rolę zagrała niezapomniana Kalina Jędrusik. Tytuł filmu był dość prowokujący, ale jak można się domyślić, lekarstwa na „przypadłość” pod nazwą miłość nie znaleziono. Podobnie jest z innymi stanami, w które popadamy z różnych powodów i na które nie ma tabletek.
Wydaje się, że dla wielu osób pomocne byłoby znalezienie leku na… udane i spokojne życie. Taka tabletka, która gwarantowałaby szczęście, stałaby się najbardziej pożądanym produktem na kuli ziemskiej. No bo zastanówmy się: kto nie chciałby być szczęśliwy? Dlaczego więc tak trudno jest nam to osiągnąć? Nie żyjemy w czasach trudnych, bo oceniając obiektywnie jest nam o wiele łatwiej niż było naszym dziadkom czy pradziadkom.
Mamy dach nad głową, mamy co jeść i nie chodzimy boso. Co więcej, rozwijamy się, dokształcamy i realizujemy swoje plany. Jako społeczeństwo żyjemy coraz dłużej i coraz zdrowiej. Jesteśmy świadomi zagrożeń czyhających na nas na każdym kroku, dlatego nauczyliśmy się im zapobiegać i przed nimi ubezpieczać. Rzucamy palenie, bo wiemy, że nam szkodzi. Po pracy chodzimy na siłownię, bo zdajemy sobie sprawę z tego, jak ważna jest dla naszego ciała i umysłu aktywność fizyczna. Skoro więc mamy tak dużą świadomość i jest nam tak dobrze, to dlaczego jest nam ciągle tak źle?
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Moda na depresję? Pacjenci przychodzą do gabinetu psychiatry i proszą o lek #PoLudzku
Problemem na skalę światową wydaje się brak odpowiedzi na pytanie, jak żyć. Jak być szczęśliwym? Mądrzy ludzie mówią, że do szczęścia potrzeba niewiele, że nawet pieniądze tego szczęścia nie dadzą. Dlaczego zatem wierzymy, że ten upragniony i pożądany stan zapewnią nam tabletki? Odpowiedź jest banalna: bo tak jest najprościej.
Zamiast chodzić na terapię i pracować nad sobą, o wiele łatwiej jest pójść do apteki. Połykając lekarstwo „na szczęście”, rozwiązujemy wszystkie nasze problemy. Przynajmniej na jakiś czas. Niestety, cena za owe „szczęście” jest wysoka. Uzależniając się od tabletek, nie tylko napędzamy sprzedaż, ale przede wszystkim rujnujemy swoje zdrowie. Nie wspominając już o zapaści finansowej, która grozi nam przy dużym uzależnieniu. I nie chodzi tu tylko o koszt lekarstw, które wydają się nam niezbędne do życia, jak chcieliby to widzieć właściciele firm farmaceutycznych.
Kosztem uzależnienia może być na przykład utrata pracy. Bardzo szybko spadamy w drabinie społecznej na niższe szczeble, z których wielu z nas nie wzniesie się już nigdy. I wtedy problem, z którym staraliśmy się uporać, wydaje się najmniejszym z problemów, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć.
Warto przy tej okazji spojrzeć na swoje problemy z innej perspektywy – tylko po to, by odpowiedzieć sobie na podstawowe pytania, które mogą być kluczem do ich rozwiązania. Jeśli zatem zadamy sobie pytanie: czy mój problem jest tylko mój, czy raczej dotyczy większości społeczeństwa, to czy cokolwiek zmienia to w moim podejściu do jego rozwiązania? Problemem globalnym jest na przykład ocieplający się klimat i jak wiemy, nie ma na to lekarstwa. Nie wynaleziono tabletki na to, by zatrzymać wzrastającą systematycznie temperaturę powietrza wokół Ziemi. Nie wynaleziono tym bardziej lekarstwa na to, byśmy o tym problemie czy zagrożeniu mniej myśleli. Lecz są inne sposoby, by z tymi dwoma problemami sobie poradzić.
Może wystarczy skorzystać z rad ekspertów lub ludzi z przeszłości, których rozwiązania zdały egzamin? Jeśli sięgniemy do literatury antycznej, zwłaszcza do myśli filozofów greckich, może się okazać, że nasze problemy – wyglądające na jakże współczesne! – istniały już tysiące lat temu.
Świadomość tego zmieni znacznie naszą perspektywę w podejściu do rozwiązywania zagadek nurtujących nasz umysł każdego dnia. Jeśli wydaje nam się, że tylko nasze pokolenie dąży do szczęścia, to jesteśmy w błędzie. Już starożytni dążyli do szczęścia i chcieli osiągnąć wysoką jakość życia. Dla przykładu greccy hedoniści przyjmowali, że dobrem najwyższym człowieka jest… przyjemność. I wszystko, co dobre, ma mieć związek z przyjemnością. Wartość innych dóbr mierzyli wyłącznie na podstawie tego, w jakim stopniu owe dobra przybliżały ich do przyjemności.
Filozofia ucznia Sokratesa, Arystypa z Cyreny nadaje przyjemności wymiar moralny: dobre jest to, co jest przyjemne, a złe to, co przykre. Przyjemność, według Arystypa, ma charakter cielesny i zmysłowy, a także jest stanem chwilowym, dlatego należy go odnawiać. Szczęście jednostki mierzy się sumą przelotnych przyjemności. Oczywiście Arystyp nie wynalazł tabletki szczęścia, ale proponował inne sposoby na osiągnięcie przyjemności.
Polecamy: Kto chce powrotu psychodelików: lekarze czy wielkie koncerny farmaceutyczne?
Współczesny człowiek wydaje się nie mieć czasu na takie poszukiwania i idzie na skróty. Nasze życie, chociaż relatywnie wydłużyło się, to z jakichś powodów, zwłaszcza młodym osobom, wydaje się zbyt krótkie, by tracić czas. Nie zdają sobie sprawy, że omijając myślenie i rozwagę, ten cenny czas tracą najbardziej i najszybciej. Może dlatego zaburzenia zdrowia psychicznego stają się jednym z największych problemów dzieci i młodzieży.
Rośnie też liczba samobójstw wśród młodego pokolenia, a Polska, z czego nie wszyscy zdają sobie sprawę, jest na drugim miejscu w Europie pod względem samobójstw nieletnich. Ostatni raport Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę prezentuje alarmującą statystykę.
Zestawienie opublikowane w „Dzieci się liczą 2017 – Raporcie o zagrożeniach bezpieczeństwa i rozwoju dzieci w Polsce” na pierwszym miejscu wymienia Niemcy. W 2014 roku doszło tam do 224 prób samobójczych osób poniżej 19. roku życia zakończonych śmiercią. W tym samym czasie w Polsce zanotowano 209 takich przypadków. Pamiętajmy jednak, że nasz zachodni sąsiad ma ponad dwukrotnie większą od nas populację.
Według wyników badania Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę z 2018 roku, co szósty polski nastolatek przynajmniej raz w życiu się okaleczał, 7% badanych próbowało popełnić samobójstwo. Z raportu Komendy Głównej Policji wynika, że tylko w 2019 roku w przedziale wiekowym od 13. do 19. roku życia samobójstwo popełniły 94 osoby, natomiast w przedziale od 19 do 24 lat – aż 360. Dane z roku na rok są porównywalne, co oznacza, że problem nie maleje. Według danych policji, na przestrzeni 2011-16 liczba prób samobójczych wzrosła z 248 do 475. Jednocześnie jednak od 7 lat spada skuteczność takich prób.
W filmie „Take your pill” mamy przykład studentki, która mówi przed kamerą o tym, jak trudno jest jej skupić się nad nauką, jak ciężko pracuje, a i tak to inni osiągają najwyższe noty na egzaminach. Pewnego dnia postanawia zażyć lekarstwo, które sprawia, że nie potrzebuje spać tyle, co dawniej, ma więcej energii i w ogóle wszystko przychodzi jej łatwiej. Wszystko idzie gładko, dziewczyna osiąga cele, ale czy jej problemy się kończą? Otóż nie. Problemy właśnie się zaczynają.
Najczęstszą konsekwencją zażywania tych środków jest uzależnienie, a co za tym idzie – łatwość przedawkowania. Następnie dochodzą problemy ze snem i ogólne kłopoty ze zdrowiem, które podupada wskutek praktykowanej lekomanii.
Lekarze i farmaceuci produkują społeczeństwa uzależnione od tabletek, bez których nie są w stanie funkcjonować. Ludzie nie chcą już żyć bez pastylek, po których czują się lepiej i żądają zwiększenia dawki, aż w końcu ją przekraczają. Pobudzeni, nie potrafią zasnąć, co z kolei powoduje, że sięgają po leki nasenne, które są jeszcze bardziej uzależniające. Niebezpieczne błędne koło, w które wpadają niczego nieświadomi pacjenci, wydaje się toczyć w nieskończoność. Nie ma bowiem lekarstwa na lekarstwo. Jedyne, co pozostaje, to nie ucieczka od samego siebie, ale odwrotnie – bieg ku sobie.
Eben Britto, zawodnik NFL, który zakończył karierę z powodu kontuzji, zażywał wspominany w filmie Adderall. Walka z przewlekłym bólem doprowadziła go na skraj wyczerpania, ale ostatecznie doszedł do punktu, w którym odważył się zrezygnować z leków i zaczął… medytować. Ten sposób jest o wiele prostszy, tańszy i co najważniejsze: nie ma skutków ubocznych. Oprócz tego, że nauczył się walczyć z bólem, to dodatkowo opanował emocje, co wydaje się kluczowe.
Film skłania do refleksji nad tym, jak bardzo ulegamy presji silniejszych od nas, którzy w sposób globalny i agresywny próbują zmienić nasze nawyki, prowadząc nas na drogę, z której nie ma już odwrotu. Poza ogromnym zyskiem finansowym nikt nie wie, czemu innemu mają służyć te niebezpieczne praktyki zagrażające zdrowiu współczesnych społeczeństw.
Polecamy: Jest szansa na lek na Alzheimera. Chodzi o „czyszczenie” mózgu nocą