Nauka
Obserwacja galaktyk zmienia naukę. Webb bada początki kosmosu
05 grudnia 2024
Wysyłanie własnych nagich zdjęć i ich wymaganie od innych stało się na aplikacjach randkowych czymś niemalże normalnym. Coraz częściej można się też spotkać z próbami wymuszenia wysłania „nudesów”, a nawet szantażami w stylu: albo wyślesz całkowicie rozbierane zdjęcie, albo się z tobą nie spotkam.
Makiawelicznym jednostkom jest o wiele łatwiej poruszać się w środowisku, w którym wysyłanie nagich zdjęć stało się powszechne. Trudniej jest tym, którzy chcą po prostu kogoś poznać i stworzyć autentyczną relację. Oni mogą mieć coraz większe problemy z odnalezieniem się w takiej rzeczywistości.
Już sama intuicja podpowiada nam, że jest coś „nie tak” z robieniem i wysyłaniem swoich nagich zdjęć. Wiele osób, które mimo wszystko to praktykują, w rozmowie przyznaje, że wolałyby, aby świat randkowania wcale tak nie wyglądał. A jednak właśnie taki jest. Próg wejścia w tego typu wymianę jest bardzo niski, a aplikacje randkowe nie ograniczają takiej aktywności. Tym samym system zostaje zdominowany przez jednostki reprezentujące taki właśnie poziom i siłą rzeczy na nim się on ugruntowuje.
Polecamy: Prawda o płci i transseksualizmie. Łukasz Sakowski: moja historia
Problem jest dobrze widoczny na portalach randkowych. Mężczyźni, często z przypadłościami parafilii seksualnych lub zaburzeń osobowości wiązki B, są skłonni do obnażania na przykład przyrodzenia. Kobiety chętniej pokazują piersi, ale pod wpływem namowy przesyłają też pełne „nudesy”.
Jeśli ktoś nie randkował od wielu lat i nie załapał się na erę umawiania pierwszych spotkań przez internet, odwiedzenie portalu o takiej tematyce może go zszokować. Prezentowane są w pełni nagie zdjęcia, często pozostawiające wiele do życzenia także pod kątem prezentowanej higieny. To właśnie na takim portalu opublikowano słynne nagranie ugniatania ciasta do pizzy penisem. Autora zidentyfikowano i wyrzucono z pracy.
Ten trend dotyczy również młodzieży. Jak pokazały badania Nastolatki 3.0 przeprowadzone przez Naukową i Akademicką Sieć Komputerową – Państwowy Instytut Badawczy (NASK) opublikowane w 2023 roku, aż jedna trzecia nastolatków otrzymała od kogoś nagie lub półnagie zdjęcie. Ponad 12 proc. ankietowanych odpowiedziało, że „trudno powiedzieć”, czy takie otrzymali. Jedynie 55 proc. odpowiedziało „nie”. Przed erą smartfonów odpowiedziałoby tak zapewne blisko 100 proc. pytanych.
Prawie 6 proc. nastolatków deklaruje, że wysyłało komuś swoje własne „nudesy”. Kolejne blisko 6 proc. odpowiada, że „trudno powiedzieć”. Realna liczba młodzieży wysyłającej swoje nagie zdjęcia może więc oscylować w okolicy aż 10 proc. Biorąc pod uwagę fakt, że są to badania ankietowe na wstydliwy temat, to bardzo możliwe, że te deklaracje, zwłaszcza odnoszące się do wysyłania komuś własnych zdjęć, są zdecydowanie zaniżone.
Podskórne poczucie, że wysyłanie i otrzymywanie nagich zdjęć nie jest właściwe, to jedno. Warto jednak ubrać je w konkretne słowa i przekuć na argumenty. Pierwszym jest psucie „ekosystemu” randkowania. Kiedy taka wymiana staje się powszechnym zwyczajem – a pamiętajmy, że upowszechnić może ją stosunkowo nieliczna grupa osób, wysyłająca swoje nagie zdjęcia do wielu użytkowników – to ci, którym to się nie podoba, czyli większość, i tak będzie doświadczać co najmniej nacisków w tym kierunku.
To też zbija argument o (pseudo)konsensualności tłumaczącej, że skoro obie strony tego chcą, to nie ma w tym nic złego. Tutaj jednak skrajny indywidualizm nie działa. Zachowanie nawet pojedynczych jednostek wpływa na cały system. Poza tym okoliczność tę wykorzystują ewidentni zboczeńcy, wymuszający wysyłanie im nagich zdjęć, również na osobach niepełnoletnich.
Jednostki narcystyczne, antyspołeczne oraz histrioniczne czują się w takim środowisku randkowania, jak ryba w wodzie. To nie tylko utrudnia randkowanie całej reszcie. To również utrwala zaburzone wzorce psychiczne rzekomych beneficjentów funkcjonowania przy tak rozumianym ultraliberalnym podejściu. Ci którzy nie widzą niczego złego w takim zachowaniu, niejako pogłębiają swoje problemy lub odbierają sobie szansę na ich zminimalizowanie. Są jak ryby w akwarium zatopionym w jeziorze. Zamiast wypłynąć na wolność, wciąż kręcą się między jedną, a drugą szybą.
Mało co tak wulgaryzuje relacje społeczne w tej jakże wrażliwej sferze, jakim jest obszar randkowania, tworzenia związków, a potem rodzin. Obdzieranie nagości z jej intymności uderza w jej unikalność. Wzajemna nagość jest przecież jednym z ważniejszych czynników kierunkujących popęd przywiązania do partnera. A to właśnie on, dbanie o niego, w dużej mierze zadecyduje o trwałości związku.
Polecamy: Świat koncentruje się na urazach, a kultura ofiar kwitnie. Wszyscy możemy czuć się obrażani
Warto zauważyć, że kluczowy element wspomnianych wcześniej zaburzeń osobowości, czyli narcyzmu, borderline’u, histrioniczności i psychopatii, a dodatkowo masochizmu i sadyzmu, to właśnie zaburzenie przywiązania. Kształtuje się w dzieciństwie lub czasem, jak w przypadku psychopatii, może mieć charakter wrodzony. Zaburzenie tego popędu sprawia, że osoby takie charakteryzują się promiskuitywnością, czyli rozwiązłością seksualną. Ten aspekt stanowi też nieformalne pomocnicze kryterium diagnostyczne. Obecnie to oni w dużej mierze nadają ton „rynkowi matrymonialnemu”.
Nie możemy też zapominać o kwestiach dotyczących prywatności. „W internecie nic nie ginie” – ten slogan pozostanie aktualny tak długo, jak długo istnieć będzie globalna sieć. Nagie zdjęcia, nawet te wysłane do kogoś w wiadomości prywatnej, również służą do trenowania programów sztucznej inteligencji. Służą do generowania fałszywych zdjęć i obrazków. Jest też wiele innych zagrożeń dla prywatności – rozpowszechnienie takich materiałów, wykorzystanie ich do szantażu, zaprezentowanie ich na przykład dzieciom. A to może nastąpić nawet lata po ich wysłaniu. Doprawdy trudno w tej praktyce znaleźć jakiekolwiek pozytywy.
Trzeba również pamiętać, że to dzięki prywatnej i publicznej pornografii powstają algorytmy zdolne do tworzenia cyberpornografii, której ofiarą, czy raczej „bohaterem”, może stać się już praktycznie każdy.
Czasy się zmieniły. Dyskurs o ciągłym przekraczaniu granic i łamaniu stereotypów powstał wtedy, gdy szkoła karała za przysłowiowe „byle co”. Kościół piętnował wiele zwyczajnych, spontanicznych zachowań, a prawo więcej niż dziś zakazywało i częściej karało. Z powodu błahostki można było podpaść sąsiadom i być uznanym za wyrzutka. Przez lata postulaty o tym, by nie podporządkowywać się, miały uzasadnienie. Ale dziś już tak nie jest. Tak wiele osób łamie nie tylko stereotypy, ale nawet zwykłe zasady uprzejmości i współżycia społecznego, że nową normą stało się podważanie wszystkiego. Ciągła dekonstrukcja zaszła za daleko. Daleko poza próg rozumnego analizowania świata.
To jednak „tradycyjny” system, mimo wad, co do zasady chronił jednostki i spajał społeczeństwo. Proste normy dotyczące randkowania, takie jak kwestia tego, kto płaci na pierwszej randce, że nie wypada na początku rozwodzić się o swoich „byłych”, czy naciskać na seks, chroniły obie strony i sprzyjały tworzeniu stabilnej relacji opartej na miłości. Dziś za odmowę przesłania komuś swojego nagiego zdjęcia – a bądźmy szczerzy, takie sugestie są po prostu chamskie i bezczelne – prędzej odczyta się odpowiedź, że jest się „pruderyjnym”, „konserwatywnym” czy „zwolennikiem PiS–u”…, niż przeprosiny.
Jeśli wolność jednostki kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innych, to osoby wysyłające i oczekujące od innych nagich zdjęć naruszają tę wolność na co najmniej trzech płaszczyznach. Po pierwsze, gdy wysyłają takie zdjęcia, w szczególności bez uprzedzenia. Po drugie oczekując takich „w zamian”. I po trzecie kształtując toksyczne normy rozpoczynania znajomości. Przyczyniają się one do powstania środowiska, w którym pokazywanie nieletnim „nudesów”, czy proszenie ich o własne, zaczyna wydawać się dużo bardziej niewinne, niż jest naprawdę.
Dowiedz się więcej:
Polecamy: Oswajanie stresów codzienności. Odporności psychicznej można się nauczyć