Humanizm
Nie tylko broda, kapelusz i Biblia. Amisze w USA współcześnie
02 grudnia 2024
Zmiany klimatyczne sprawiają, że Arktyka staje się coraz bardziej dostępna i otwarta na eksploatację złóż surowców. Naukowcy podkreślają jednak, że odwierty są obarczone ryzykiem uwolnienia wirusów, zahibernowanych w głębokich pradawnych warstwach lodu
„Radio Antropocenu” to autorski podcast Agaty Kasprolewicz.
W sierpniu 2016 r. odległą syberyjską tundrę na Półwyspie Jamalskim nawiedziła epidemia wąglika. Hospitalizowano 40 osób, w tym czworo dzieci. 12-letni chłopiec zmarł. Zaczęto mówić, że Półwysep Jamalski zaatakował wirus „zombie”, „obudzony” po 75 latach przez rekordowo ciepłe lato. Zaczęła wtedy topnieć wieczna zmarzlina, skrywającą szczątki renifera z 1941 r., kiedy po raz ostatni w okolicy pojawił się wąglik. Wirus, który go zaatakował, wybudził się z długiego snu i zainfekował kolejne zwierzęta, a później choroba ze zwierząt przeszła na ludzi.
75 lat to nic w porównaniu z 30 tys. lat, które w wiecznej zmarzlinie spędziły dwa wirusy odkryte w 2014 r. przez grupę francuskich naukowców pod kierownictwem prof. Jeana-Michela Claverie na Syberii. Mollivirus sibericum i Pithovirus sibericum okazały się zupełnie nowymi wirusami, o których świat nauki dotychczas nie wiedział. Nie były groźne dla ludzi, atakowały tylko ameby. Jednak naukowcy swoim odkryciem dowiedli, że wirusy, trwające przez kilkadziesiąt tysięcy lat w wiecznej zmarzlinie, mogą się ponownie ożywić.
„To dowód na to, że wirusy, o których myśleliśmy, że zostały dawno wyplenione, nadal przebywają w uśpieniu w wiecznej zmarzlinie. Jeśli będzie topnieć ona w wyniku ocieplenia klimatu, wirusy te zostaną uwolnione” – mówi prof. Claverie.
„Na tym etapie nie mamy pewności, czy w wiecznej zmarzlinie znajdują się wirusy niebezpieczne dla ludzi. Ale jeśli pod powierzchnią zmarzliny przez 30 tys. lat przetrwały wirusy atakujące ameby, to nie możemy wykluczyć, że są tam też wirusy zagrażające człowiekowi” – dodaje.
Arktyka to obszar Ziemi otaczający biegun północny, obejmujący część Rosji, Kanady, Norwegii, Szwecji, Finlandii, Alaskę, Grenlandię, Islandię oraz Ocean Arktyczny. Od początku rewolucji przemysłowej średnia temperatura Ziemi wzrosła o 1 st. C. Skuta lodami Arktyka nagrzewa się jednak znacznie szybciej – w porównaniu z temperaturą z początku XX w. ociepliła się już o 3,5 st.
Szybko topnieje też lodowa pokrywa Oceanu Arktycznego, która od czterech dekad zmniejsza się o mniej więcej 13 proc. w ciągu dziesięciolecia. W 1985 r. prawie połowę jego powierzchni zajmował wieloletni, a więc gruby i trudny do sforsowania przez lodołamacze, lód. Dziś stanowi on już zaledwie jedną piątą północnej lodowej pokrywy Ziemi.
Topniejące lodowce i stan wiecznej zmarzliny Arktyki dotychczas budziły zaniepokojenie tylko ekologów. Świat polityki i biznesu z kolei widział w tym procesie wielkie ekonomiczne możliwości. Wraz z topnieniem wiecznych lodów zaczęły otwierać się bowiem nowe szlaki handlowe oraz dostęp do terytoriów i ukrytych pod nimi cennych minerałów.
Eksperci oceniają, że w Arktyce może się znajdować czwarta, a nawet trzecia część globalnych zapasów węglowodorów. Jak jednak zaznaczają, chodzi o „zasoby nierozpoznane”, a więc bardzo niedokładnie oszacowane.
W wyścigu po bogactwa Arktyki rywalizują Rosja, Stany Zjednoczone, Chiny, Kanada, Dania, Islandia. Przemysłowa eksploatacja tej części świata już trwa. Jean-Michel Claverie ostrzega jednak, że szukanie złóż i odwierty w wiecznej zmarzlinie są obarczone ryzykiem uwolnienia wirusów, zahibernowanych w głębokich pradawnych warstwach lodu.
„Zmiany klimatyczne sprawiły, że Arktyka stała się bardziej dostępna. W miejscach, które były wcześniej poza naszym zasięgiem, powstają miasta. Coraz więcej ludzi zasiedla miejsca, które wcześniej były niezamieszkane. I tu właśnie kryje się największe niebezpieczeństwo kontaktu uśpionych w lodzie wirusów z człowiekiem” – podkreśla naukowiec.