Humanizm
Pomoc niewidomym z echolokacją. Tak dźwięk wspiera orientację
13 listopada 2024
Z każdym kolejnym rokiem rośnie liczba państw wprowadzających niebezpieczne przepisy dotyczące internetu. W odpowiedzi powstają organizacje podejmujące walkę z cyfrowym prześladowaniem i armiami internetowych trolli
W obliczu masowych protestów, takich jak kolorowe rewolucje w państwach byłego Związku Radzieckiego i Arabska Wiosna, autokratyczne rządy na całym świecie wdrażają środki prawne, których celem jest unieszkodliwienie grup obywatelskich, prodemokratycznych ruchów i organizacji pozarządowych zajmujących się prawami człowieka.
W ostatnim czasie autokratyczne reżimy w coraz większym stopniu sięgają po prawne i biurokratyczne narzędzia, by utrudnić działalność swoich oponentów. Wiele państw – w tym Kambodża, Chiny, Egipt, Etiopia, Jordania, Rosja, Tanzania, Uzbekistan czy Wenezuela – wprowadziło restrykcje w zakresie rejestracji organizacji, zagranicznych źródeł finansowania czy organizowania zgromadzeń publicznych.
Autokratyczne rządy swobodnie wykorzystują również istniejące przepisy dotyczące zniesławienia, powołują się także na zapisy ustaw antyterrorystycznych. Do tego arsenału represji dokładają teraz tworzone tzw. prawo internetowe.
Oczywiście, większość państw – nie bez powodu – wdrożyła prawa dotyczące cyberprzestępczości, ochrony prywatności czy przejrzystości finansowej. Jednak autokratyczne reżimy często tworzą przepisy, których celem jest trzymanie w ryzach ich politycznych przeciwników. Sprzyjają temu w szczególności rozmaite zawiłości prawnego języka.
Za przykład może posłużyć już samo określanie osoby, która może stanowić cyberzagrożenie. Definicja jest niezwykle płynna, ponieważ takie zapisy mogą odnosić się do grup lub pojedynczych osób, które kierują się „złymi pobudkami”, „sprzeciwiają się państwu”, „zagrażają narodowemu bezpieczeństwu lub ideologii”, „wypaczają informacje, które powodują panikę wśród obywateli”, „promują homoseksualizm” czy „prowadzą do powstania antypaństwowych ruchów”.
Niebezpieczne zapisy w prawie internetowym
Tak szerokie definicje pozwalają autokratom na uznanie praktycznie każdego dysydenta za potencjalne zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, zapewniając idealne uzasadnienie dla represji.
Wiele przykładów takich działań można znaleźć w południowo-wschodniej Azji. Różne formy rządów autokratycznych dominują w siedmiu z dziesięciu państw należących do Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej Posiadają one autokratyczne – do pewnego stopnia – formy rządów, a są to: konkurencyjny autorytaryzm (Kambodża, Singapur i Mjanma), rządy jednej partii (Laos, Wietnam), monarchia absolutna (Brunei) i rząd wojskowy (Tajlandia). Do kategorii państw konkurencyjnego autorytaryzmu do 2018 r. należała także Malezja.
W ciągu ostatniej dekady państwa te poszerzyły ustawy dotyczące tłumienia wolności słowa w internecie. Na przykład prawo internetowe w Kambodży, wdrożone przez nową jednostkę zajmującą się cyberprzestępczością, napisane zostało w zawiły sposób, by ułatwić władzom ograniczanie wolności wypowiedzi.
W Singapurze rolę tę pełni „Internetowy Kodeks Postępowania”, a od niedawna także „Prawo do ochrony przed internetowym fałszem” i manipulacją. W Mjanmie cel osiągnięto poprzez wprowadzenie dwóch tysięcy internetowych rozporządzeń ograniczających treści, które można udostępniać w sieci, oraz prawa telekomunikacyjnego uznającego za przestępstwo „internetowe zniesławienie”.
Podobnie rzecz ma się z prawami, które rzekomo miały na celu zapobieganie rozprzestrzeniania fałszywych informacji, takimi jak art. 65 kodeksu karnego Laosu, które wykorzystano do zwalczania oponentów. W czasie kampanii wyborczej w 2018 r. w Malezji partia rządząca wprowadziła ustawę „przeciwko fałszywym wiadomościom”, próbując stłamsić opozycję, choć ta jednak wybory wygrała.
Kluczowym składnikiem tych represyjnych cyberstrategii jest rozległy nadzór. Tajlandia wdrożyła ustawę dotyczącą bezpieczeństwa cybernetycznego, która uzupełnia ustawę o przestępstwach komputerowych („Computer Crime Act”) z 2007 r., pozwalającą państwu na poszerzenie nadzoru w przypadku niejasno sprecyzowanych „cyberataków”.
Tajlandzki rząd – podobnie jak władze Azerbejdżanu, Malezji, Maroka i Kataru – podobno zakupił oprogramowanie szpiegowskie, które pozwoliłoby włamać się nie tylko do prywatnych komputerów, ale także do telefonów i nawet systemów GPS.
Wymogi dotyczące lokalizacji, które zmuszają firmy technologiczne do przechowywania danych obywateli na miejscowych serwerach, ułatwiają władzom podejmowanie represyjnych działań. Wietnam, wraz z Chinami, Nigerią, Pakistanem i Rosją, wprowadził tego typu wymogi, rzekomo, w celu zapobiegania kradzieży danych.
Wietnamskie prawo dotyczące bezpieczeństwa cybernetycznego, które weszło w życie w styczniu, nie tylko zezwala rządowi na dostęp do lokalnie przechowywanych danych w mediach społecznościowych, ale także na usunięcie tych danych, które zostaną uznane za niebezpieczne z punktu widzenia polityki państwa. Chiny idą jeszcze dalej, wykorzystując sztuczną inteligencję do analizowania danych i monitorowania swoich obywateli.
Oprócz prawnych prześladowań, używania fałszywych nagrań (tzw. deepfakes), czy wykorzystania armii internetowych trolli, pomaga także w propagowaniu rządowego programu i dyskredytowaniu aktywistów. Internetowe trolle w Tajlandii, na Filipinach czy w Wietnamie rzekomo angażują się w systematyczne zastraszanie dysydentów.
Malezyjska ustaw o komunikacji cyfrowej i multimedialnej („Communications and Multimedia Act”) pozwoliła w 2017 r. na postawienie w stan oskarżenia obywateli, którzy dopuścili się krytyki władz lub monarchii w co najmniej 38 przypadkach. W Mjanmie w 2016 r. 54 osoby zostały postawione w stan oskarżenia, a osiem osób uwięziono za „podburzanie” w mediach społecznościowych.
Z kolei junta w Tajlandii uwięziła kilkudziesięciu obywateli za udostępnienie „wrażliwych” informacji na stronach mediów społecznościowych. W obliczu zbliżających się wyborów w 2019 r. wykorzystała także ustawę dotyczącą przestępstw komputerowych, by wnieść bezpodstawne oskarżenia przeciwko partiom opozycyjnym, przymykając przy tym oko na fake newsy rozpowszechniane w internecie przez trolli.
Dla aktywistów walka zarówno z drakońskimi cyberprawami, jak i innymi formami cyfrowej represji, nie jest łatwa, ale jest nieustannie kontynuowana. Mowa nie tylko o protestach, ale także o organizacjach, które zaczynają promować alfabetyzację cyfrową, by obywatele mogli monitorować łamania ich praw w internecie.
Na poziomie międzynarodowym obywatele lobbują demokratyczne rządy i międzynarodowe organizacje, by te wywarły większą presję na autokratyczne reżimy. Konieczna jest jednak bardziej skoordynowana, w sensie globalnym, ochrona przestrzeni obywatelskiej. Tylko dzięki presji opinii publicznej można skłonić autokratyczne rządy do rewizji lub zmiany polityki dotyczącej cyberprzestrzeni.
© Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org