Nauka
Obniżony poziom Morza Śródziemnego. Naukowcy rozwiązali zagadkę
11 grudnia 2024
Lobotomia, eugenika, leczenie homoseksualizmu za pomocą elektrowstrząsów. Nauka promowała kiedyś rozwiązania uznane za innowacyjne, o których dzisiaj najchętniej by zapomniała. Zapraszamy na cmentarzysko zdyskredytowanych teorii i niejednokrotnie źródło wstydu nauki.
Zanim jednak zajrzymy na najbardziej haniebne (z dzisiejszej perspektywy) karty nauki, przenieśmy się na chwilę do lat 90., które większość z nas nieźle pamięta.
„Tłuszcze powodują choroby serca”. „Masło szkodzi, wybierz margarynę”. „Naukowcy przestrzegają: nie więcej niż jedno jajko tygodniowo” – to mała próbka zalewających nas w tym czasie haseł. Tłuszczem – szczególnie takim w maśle i jajkach – straszyli eksperci, straszyły reklamy, straszyli politycy i telewizyjni prezenterzy.
Efekt? Społeczeństwo wzięło sobie ich słowa do serca. Spadło spożycie masła i jajek. Wzrosło – i to drastycznie, szczególnie że Polacy właśnie chłonęli wszystko, co zachodnie – spożycie napojów słodzonych, przetworzonej żywności, fast foodów i wszelkich słodyczy. Na śniadanie jadaliśmy słodkie płatki śniadaniowe, za obiad służyła nam zalana wrzątkiem „chińska zupka”, a najlepszą przekąską były słodkie batony (jeden z wafelków był zresztą reklamowany hasłem: „To jest śniadanko!”).
Początek XXI wieku, plaga próchnicy i początek problemu otyłości. Eksperci, dietetycy, naukowcy i dziennikarze (często ci sami, co w poprzedniej dekadzie) przestrzegają: „Cukier powoduje otyłość, próchnicę, choroby metaboliczne”. „Cukier niszczy organizm”. „Jeśli chcecie być zdrowi, przestańcie słodzić. Do maseł i jajek wróćcie”.
O nauce i naukowych nurtach – czy to dotyczących odżywiania, fizyki czy medycyny – lubimy myśleć jako o zbiorze niepodważalnych prawd. Tymczasem to raczej sposób myślenia i wysuwania wniosków, dynamiczny proces poznawczy. Mylimy się, zakładając, że nie myli się nauka.
Richard Feynman – amerykański fizyk, noblista, ojciec elektrodynamiki kwantowej – powiedział: „Siłą nauki jest to, że przyznaje się do swoich błędów”. Tyle że o części ze swoich nurtów i teorii – tych, do których dzisiaj dodaje przedrostek „pseudo” – nauka wolałaby zapomnieć.
Zaczęło się w XIX wieku. Na naukowych i towarzyskich salonach triumfy święciły właśnie odkrycia Karola Darwina. Dobór naturalny – nie było chyba popularniejszego sformułowania. Przyrodnik Franciszek Galton, kuzyn Darwina, o eugenice zaczął mówić w 1883 roku. Z teorii ewolucji wziął założenie, że cechy fizyczne, intelektualne i psychiczne są dziedziczone. Eugenika poszła jednak dalej niż darwinizm. Uznała, że w poprawie jakości puli genowej powinniśmy ewolucji pomóc. Jak? Oczywiście przez kontrolę reprodukcji.
O ile „eugenika pozytywna” zachęcała ludzi „genetycznie lepszych” – zdrowych, inteligentnych, przedsiębiorczych, atrakcyjnych – do posiadania licznego potomstwa, o tyle „eugenika negatywna” miała ograniczać rodzicielstwo (na przykład przez przymusowe sterylizacje) tych ze „słabszą” pulą genową. Zwolennicy tej drugiej idei tłumaczyli, że jeśli osobom „nieprzystosowanym” odbierze się możliwość rozmnażania, to wkrótce znikną wszystkie więzienia, sierocińce i szpitale psychiatryczne.
Polecamy: Największy problem nauki. Jego źródłem są sami naukowcy
W XX wieku eugenika zaczęła być bardzo niebezpiecznie wykorzystywana przez zwolenników niektórych ideologii i ruchy polityczne. Stała się podstawą polityki rasowej Trzeciej Rzeszy. Współpracownicy Hitlera stworzyli program „higieny rasowej” (Rassenhygiene), który zakładał przymusowe sterylizacje, a nawet wymordowanie osób „niepełnowartościowych”. Ale na Europie się nie skończyło. W latach 20. i 30. XX wieku w Stanach Zjednoczonych przymusowo wysterylizowano ok. 60 tys. obywateli z niepełnosprawnościami intelektualnymi, psychicznymi i fizycznymi.
Eugenika została zdyskredytowana dopiero po drugiej wojnie światowej, gdy Trybunał Norymberski ujawnił skalę masowych mordów usprawiedliwianych założeniami tego systemu poglądów. Jednak w wielu krajach – w tym w USA, Kanadzie, Japonii i Szwecji – programy przymusowych sterylizacji osób z niepełnosprawnościami były prowadzone (choć na mniejszą skalę i bez odwoływania się wprost do eugeniki) jeszcze w latach 70., a nawet później.
Dzisiaj świat stoi przed innymi – a jednocześnie w swojej esencji bardzo podobnymi – pytaniami o granice w genetycznym ulepszaniu człowieka. Pojawiają i rozwijają się technologie, które jeszcze niedawno były zarezerwowane dla utworów z gatunku science fiction. Na przykład diagnostyka preimplantacyjna, która ma umożliwiać wybór dziecka o pożądanych cechach (w wyniku analizy genetycznej zarodków możemy stwierdzić płeć i wykluczyć brak wad genetycznych, ale też, do pewnego stopnia, przewidzieć cechy fizyczne i intelektualne potomka).
Polecamy: HOLISTIC NEWS: Zmyślone badania, fałszywe wyniki. Nauka padła ofiarą oszustów
W samej antropometrii nie ma nic oburzającego. To metoda badawcza, która zajmuje się mierzeniem fizycznych cech ludzkiego ciała (wzrostu, wagi, obwodu czaszki, długości kończyn, rozstawu oczu itd.). Kontrowersyjny był raczej sposób jej wykorzystywania – służyła klasyfikacjom. Także rasowym.
Swój triumf, podobnie jak darwinizm, święciła w XIX wieku. „To był czas, kiedy rodziła się nowoczesna nauka. A za »naukowe« uważano wówczas to, co da się zmierzyć, zważyć, porównać. Zatem: mierzono, ważono i porównywano na potęgę” – tłumaczy dr Maciej Szaszkiewicz, psycholog sądowy. „I budowano wokół tego rozmaite teorie, które z dzisiejszego punktu widzenia możemy śmiało nazwać dyskryminacyjnymi”.
Antropometria dużo uwagi poświęcała badaniom różnic rasowych. I szybko stała się argumentem usprawiedliwiającym kolonializm, niewolnictwo i rasizm. Antropometrzy twierdzili, że skoro Europejczycy mają większe czaszki niż mieszkańcy pozostałych części świata (do swoich badań wybierali jednak takie kości, które pasowały do ich tezy), to są od pozostałych ludów inteligentniejsi. A skoro są inteligentniejsi, to mają prawo, by czynić innych sobie poddanymi.
Antropometria legitymizowała również klasizm. Zakładała, że budowa i proporcje ciała świadczą o pochodzeniu, intelekcie i moralności człowieka. Mierząc człowieka, mieliśmy demaskować osoby „gorszego pochodzenia” bądź takie ze „zdegenerowanym umysłem”. Cezary Lombroso, włoski psychiatra i ojciec kryminalistyki, na podstawie pomiarów ciał więźniów obwieścił światu – wiemy, jak wygląda „urodzony przestępca”. Człowiek amoralny, skazany na popełnianie zła, miał mieć między innymi mocno zarysowaną szczękę, cofnięte czoło, gęste owłosienie i asymetryczną twarz.
Polecamy: Psychiatra przestrzega: pigułkami nie naprawimy życia ani związku
Teoria ewolucji była rewolucją dla ludzkiego intelektu. Ale gdy świat zachwycał się Darwinem i jego opowieściom o początkach życia na Ziemi, szwajcarski przyrodnik Louis Agassiz przekonywał, że rasy ludzkie zostały stworzone przez Boga oddzielnie, w różnych częściach świata.
Poligenizm – koncepcja zakładająca, że ludzie nie mają jednego wspólnego przodka, a rasy ludzkie rozwijały się równolegle w kilku regionach świata – nie była całkowicie „odklejona” od ówczesnego stanu wiedzy. I choć ostatecznie teoria ta przegrała z monogenizmem (badania genetyczne potwierdzają, że wszyscy ludzie pochodzą od populacji, która zamieszkiwała Afrykę), to przez długi czas była to walka na równych zasadach.
Problem z poligenizmem tkwi gdzieś indziej. Podobnie jak antropometria, stał się on łatwą i wygodną wymówką dla zachowań rasistowskich i dyskryminacyjnych.
Polecamy: Psychologia spisków. Tak wierzymy w absurdalne teorie
Lista laureatów Nagród Nobla co roku wzbudza emocje, nierzadko też kontrowersje, ale to wyróżnienie z 1949 roku – przyznane w dziedzinie fizjologii lub medycyny – jest powszechnie uważane za najbardziej haniebną kartę w historii szwedzkiej nagrody. Nobel powędrował wówczas do Antónia Moniza, portugalskiego neurologa. Za stworzenie metody lobotomii.
Lobotomia, tłumacząc najkrócej, to chirurgiczne wycięcie części płata czołowego lub przecięcie struktur łączących go z resztą mózgu. Moniz i jego kontynuatorzy (a w latach 40. i 50. wykonywano ten zabieg masowo, często bez zgody pacjentów) twierdzili, że taka ingerencja w mózg może złagodzić objawy schizofrenii, zaburzeń kompulsywnych, depresji i innych schorzeń psychicznych.
I rzeczywiście, czasem łagodziła. Ale oprócz tego doprowadzała do trwałego inwalidztwa fizycznego i intelektualnego. Według statystyk 91 proc. pacjentów po lobotomii traciło swoją osobowość. Bardzo często pojawiały się problemy z mówieniem, chodzeniem, myśleniem abstrakcyjnym i przeżywaniem emocji. Najbardziej znanym przypadkiem jest Rosemary Kennedy, siostra słynnego prezydenta USA, która – ze względu na napady agresji i rozwiązłość seksualną – została poddana temu zabiegowi w wieku 23 lat. W rezultacie doznała upośledzenia intelektualnego – do końca życia mentalnie była dwuletnim, niezdolnym do samodzielnej egzystencji dzieckiem.
Jej historia obrazuje jeszcze jeden – dziś oceniany jako haniebny – fakt: lobotomię zaczęto z czasem traktować jako sposób „okiełznania” kobiet niespełniających norm społecznych. Wierzono również, że dzięki niej można „wyleczyć” kogoś z homoseksualizmu.
Lobotomia to nie jedyny przykład tego, jak nauka i medycyna obchodziły się z kobietami i osobami homoseksualnymi.
„Histeria”, jak podpowiada jej grecki źródłosłów (hystéra to macica), była przypadłością rozpoznawaną tylko wśród kobiet. W XIX, ale również XX wieku, za objawy tej enigmatycznej choroby uważano płaczliwość, duszności, omdlenia i „zaburzenia w sferze seksualnej” (tak oziębłość, jak i nadaktywność seksualną). W istocie była raczej pretekstem do kontrolowania „nieposłusznych” i nadto niezależnych kobiet.
Pomijając wspomnianą lobotomię, histerię próbowano „leczyć” przez usuwanie kobietom macic. Pacjentki wysyłano też na przymusowe „turnusy odpoczynkowe” do zamkniętych, odizolowanych od świata ośrodków. Jednak najpopularniejszą metodą „leczenia” był masaż miejsc intymnych, który lekarze chętnie wykonywali na swoich pacjentkach.
Równie kontrowersyjne były metody „leczenia” homoseksualizmu, który długo uważano za zaburzenie psychiczne (Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne usunęło homoseksualizm z listy chorób psychicznych dopiero w 1973 roku). W tym przypadku oprócz lobotomii stosowano elektrowstrząsy, przymusowe sterylizacje lub terapie hormonalne. Pacjentom puszczano również pornografię ukazującą praktyki seksualne osób tej samej płci i jednocześnie podawano im leki wymiotne, tak aby wywołać w nich wstręt przed homoseksualizmem (nazywano to „terapią awersyjną”).
Nauka jest poszukiwaniem prawdy. O świecie, życiu, człowieku. Ale to nie znaczy, że zawsze jest szlachetna lub w szlachetnych celach wykorzystywana. Jej najczarniejsze karty odnoszą się wprawdzie do (wcale nie tak odległej) przeszłości, ale i dzisiaj nauka nie zawsze jest wolna od uprzedzeń, presji politycznych, finansowych ograniczeń i metodologicznych błędów. Skoro błądzić jest cechą ludzką – błądzi czasami również nauka.
Może Cię także zainteresować: Nie czas umierać. Machina medycyny i zarządzanie życiem