Prawda i Dobro
Żony są wspólne. Tak bolszewicy przynieśli kobietom rewolucję
06 listopada 2024
Mniej pracy za te same pieniądze? Czemu nie? Zdaniem Rutgera Bregmana, autora książki „Utopia dla realistów”, są silne ekonomiczne podstawy, by radykalnie zmniejszyć liczbę przepracowywanych godzin Oficjalny tydzień pracy nie skrócił się znacząco od kilku dekad, a dzięki coraz większej aktywności kobiet zwiększył się za to średni czas pracy na gospodarstwo domowe. Efekt jest taki, że wielu pracowników uważa, iż życie jest obecnie mniej przyjemne niż […]
Oficjalny tydzień pracy nie skrócił się znacząco od kilku dekad, a dzięki coraz większej aktywności kobiet zwiększył się za to średni czas pracy na gospodarstwo domowe. Efekt jest taki, że wielu pracowników uważa, iż życie jest obecnie mniej przyjemne niż w przeszłości, przynajmniej w sensie zawodowym.
Praca w mniejszym wymiarze czasowym była, i jest nadal, postrzegana jako istotny wskaźnik postępu gospodarczego i społecznego. Wielu ekonomistów i socjologów uważa, że nadszedł czas na zredukowanie czasu pracy.
Już w 1930 r. słynny angielski ekonomista John Maynard Keynes spekulował, że zmiany technologiczne i wzrost wydajności produkcji sprawią, że wprowadzenie 15-godzinnego tygodnia pracy będzie możliwe w ciągu kilku pokoleń. Biograf Keynesa, historyk ekonomii Robert Skidelsky, powtórzył te przewidywania w swojej książce z 2012 r. How Much is Enough? Money and the Good Life. Zaproponował w niej ustanowienie limitu godzin pracy w większości popularnych zawodów bez redukcji płac. Według niego, byłby to dobry sposób na osiągnięcie bardziej zrównoważonej gospodarki.
W tego typu rozważaniach Skidelsky nie pozostaje odosobniony. Według raportu londyńskiego think tanku New Economics Foundation, 21-godzinny tydzień pracy może pomóc w rozwiązaniu wielu problemów gospodarczych, społecznych czy ekologicznych. „Należą do nich: przepracowanie, bezrobocie, nadmierna konsumpcja, wysokie emisje dwutlenku węgla, zakorzenione nierówności, brak czasu na rozwój i czerpanie radości z życia” – czytamy.
Niektórzy autorzy idą znacznie dalej. Niedawno holenderski historyk Rutger Bregman w bestsellerowej książce „Utopia dla realistów” twierdził, że 15-godzinny tydzień pracy uda się wprowadzić do 2030 r., czyli w stulecie prognoz Keynesa.
Kolejnym kluczowym postulatem autora jest gwarantowany dochód, czyli minimum środków na utrzymanie, które każdy miałby otrzymywać od państwa bez względu na to, czy pracuje, czy nie.
Mało brakowało, a podobny system wprowadzono by w USA w czasach prezydentury Richarda Nixona. Gospodarz Białego Domu zlecił przygotowanie projektu ustawy o bezwarunkowym dochodzie w wysokości odpowiadającej wartości dzisiejszych 10 tys. dolarów rocznie. Prace były zaawansowane. Projekt utrącił jednak Martin Anderson, doradca prezydenta, zdecydowany zwolennik wolnego rynku, który nie wyobrażał sobie dawania pieniędzy za nic.
Nowozelandzki eksperyment
Mniej niekiedy znaczy więcej. Przekonała się o tym firma Perpetual Guardian z Nowej Zelandii zajmująca się księgowością i finansami. W marcu i kwietniu 2019 r. próbnie wprowadzono w niej czterodniowy tydzień pracy, nie zmieniając zarobków pracowników.
Eksperyment powiódł się znakomicie. Przedsiębiorstwo działało efektywniej, a skrócony tydzień pracy wpłynął pozytywnie na produktywność pracowników, którzy stali się bardziej pracowici i kreatywni. Zyskali również zatrudnieni, którym – jak wykazała ankieta – lepiej udawało się pogodzić pracę z życiem prywatnym (skok z 54 proc. do 78 proc.), zmniejszył się także poziom stresu (o 7 proc.), przy jednoczesnym wzroście zadowolenia z życia (5 proc.).
Źródło: World Economic Forum, Newsweek, Forsal, Bankier