Humanizm
Duże dzieci dużo wydają. Biznes zarabia na nostalgii dorosłych
17 grudnia 2024
Współczesna kultura popularna została zdominowana przez dwa typy postaci: superherosów i antybohaterów. Choć mogłoby się wydawać, że ci ostatni tracą na popularności, to ich stała obecność w przestrzeni zachodniej popkultury jest wciąż niepodważalnym faktem. Czy w rzeczywistości neoliberalnego kapitalizmu, antybohater stał się nowym herosem? I czy rzeczywiście jego egzystencja powoli dobiega końca?
Walter White z serialu Breaking Bad, Lisbeth Salander z trylogii Millennium Stiega Larssona czy John Constantine, protagonista komiksów z serii Hellblazer, to tylko niektóre figury zbiorowej wyobraźni mieszkańców świata Zachodu, które zapisały się w niej jako antybohaterowie. Mimo iż w ostatnich latach możemy zaobserwować oznaki wyczerpania mody na przysłowiowych złych chłopców, którzy w dobie pandemii ustąpili miejsca protagonistom „przytulnej fikcji”, antybohaterowie nie przestają nas fascynować.
Potwierdzeniem tej tezy jest chociażby serial The Boys, który w ostatnich latach zdobył rzeszę oddanych wielbicieli. Popularność produkcji Amazona, będącej swoistą dekonstrukcją klasycznej narracji superbohaterskiej, dowodzi, że antybohaterowie wciąż mają swoje miejsce na ekranach i na kartach książek czy komiksów. Prześledzenie ewolucji popkultury na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat pozwala zauważyć, że współcześni antybohaterowie znacząco różnią się jednak od swoich „starszych braci”. Na czym polega owa różnica?
„Antybohater” jest pojęciem nieostrym i trudnym do zdefiniowania. Jak dowodzi Piotr Stasiewicz w monografii Między światami. Intertekstualność i postmodernizm w literaturze fantasy, współczesne opracowania słownikowe podają sprzeczne definicje tego terminu. Antybohater bywa więc określany na przykład jako ktoś, kto nie odznacza się heroizmem. Innym razem chodzi o uosobione przeciwieństwo cech typowego bohatera, które kultura zachodnia wartościuje jako pozytywne (a więc odwagi, szlachetności, poświęcenia…).
Postać tego typu bywa czasem mylona ze złoczyńcą (ang. villain), czyli przeciwnikiem typowego herosa. Zdarza się też, że figury te są trudne do jednoznacznego rozróżnienia, jak w przypadku Jokera. Antagonisty Batmana i superprzestępcy z uniwersum DC, który w filmowej adaptacji Toda Phillipsa nie został sportretowany jako jednoznacznie zła postać. Antyheros współczesnej popkultury to najczęściej człowiek dwuznaczny moralnie. Balansujący stale na granicy dobra i zła oraz funkcjonujący w świecie, w którym tradycyjne wartości uległy rozmyciu. Postaci tego typu są jednak dużo starsze niż współczesne kino czy telewizja, a ich korzenie sięgają głęboko w przeszłość. Kim wobec tego są przodkowie dr. House’a i Dona Drapera?
Polecamy: HOLISTIC TALK: dlaczego ludzie tracą poczucie sensu i ulegają melancholii? (Przemysław Staciwa)
Do grona protoplastów współczesnych antyherosów badacze zaliczają najczęściej kanoniczne figury literatury europejskiej. Poczynając od Orlanda Szalonego i Don Kichota, przez bohaterów literatury romantycznej, kończąc zaś na protagonistach dwudziestowiecznej amerykańskiej powieści realistycznej.
Jak dowodzi Michał Januszkiewicz w artykule W horyzoncie nowoczesności: antybohater jako pojęcie antropologii literatury, nowoczesny antybohater wywodzi się z romantycznej literatury rosyjskiej. Jego prototypem była figura „człowieka zbędnego” (ros. лишний человек, dosłownie: „lichy człowiek”), którą uosabiali między innymi Eugeniusz Oniegin Aleksandra Puszkina czy Grigorij Aleksandrowicz Pieczorin – protagonista powieści Michaiła Lermontowa Bohater naszych czasów (1838–1840).
Typowy „heros” rosyjskiej i zachodnieuropejskiej literatury romantycznej to znudzony światem fatalista, celowo unieszczęśliwiający siebie, innych, przekonany o bezsensie egzystencji. Kreacja ówczesnych postaci literackich stanowiła odzwierciedlenie generacyjnego doświadczenia młodych pisarzy epoki. Ci zaś – w odróżnieniu od swoich ojców, uczestników wojen napoleońskich – postrzegali się jako pokolenie ludzi „urodzonych za późno” i pozbawionych możliwości dokonania bohaterskich czynów.
Polecamy: Urok kiczu. Do czego są nam potrzebne słabe filmy i kiepskie książki?
Doświadczenie dwudziestowiecznych kataklizmów historii – obu wojen światowych, wielkiego kryzysu gospodarczego i narodzin reżimów totalitarnych – pogłębiło proces deheroizacji kultury zachodniej zapoczątkowany w XIX stuleciu. Do bogatej galerii antybohaterów dołączyli wówczas między innymi protagoniści powieści i filmów noir (znanych w naszym kręgu kulturowym jako „czarne kryminały”) oraz literatury „straconego pokolenia” – osób dotkniętych traumą I wojny światowej. Jak zauważa Piotr Stasiewicz, modelowym bohaterem kultury amerykańskiej lat 20. i 30. XX wieku stał się zgorzkniały i cyniczny detektyw w rodzaju Philipa Marlowe’a z powieści Raymonda Chandlera. Samotnie walczy ze złem i kieruje się specyficznie pojętą moralnością. Odróżnia go ona od zdeprawowanych przestępców i skorumpowanych stróżów prawa, których spotyka na swojej drodze.
Zdaniem badacza rozwój antyheroicznego nurtu kultury XX wieku był efektem kryzysu wartości, które przez lata stanowiły fundament kultury Zachodu. Powyższe przykłady pokazują, że antybohaterowie XIX i XX wieku byli dziećmi społecznych, kulturowych i ekonomicznych wstrząsów. Zmagali się z nimi zarówno twórcy, jak i odbiorcy kultury. Narodziny antyherosa można powiązać także z przemianami filozoficznego dyskursu nowoczesności, odkryciem indywidualizmu i zwątpieniem w sens działania na rzecz zbiorowości. Czy kreacje protagonistów kultury najnowszej również są echem podobnych doświadczeń i rozczarowań?
Polecamy: Houellebecq. „Bohater” naszych czasów
W jednym z filmów opublikowanych na kanale TheTake w serwisie YouTube, Susanna McCollough i Debra Minoff przedstawiły ewolucję tropu antybohatera we współczesnym kinie i telewizji. Autorki dowodzą, że na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat mieliśmy do czynienia z dominacją dwóch generacji antybohaterów. Można je sklasyfikować analogicznie do rozwoju sieci Web jako 1.0. i 2.0.
Do pierwszej grupy zaliczają się protagoniści zachodniej popkultury, którzy święcili medialne triumfy w pierwszej dekadzie XXI wieku. Antybohaterowie 1.0. to przeważnie heteroseksualni mężczyźni, których postępowanie można określić jako – używając eufemizmu – dwuznaczne moralnie. Cechuje ich ponadprzeciętna inteligencja i niechęć wobec społecznych konwenansów, przez co budzą zarówno kontrowersje, jak i fascynację. Tę ostatnią potęguje dodatkowo aura tajemnicy, która ich otacza. Podobnie jak protagoniści dzieł romantycznego poety George’a Byrona antybohaterowie 1.0. w rodzaju dr. Gregory’ego House’a, Waltera White’a czy Dona Drapera z serialu Mad Men zmagają się z własną przeszłością, którą odbiorca poznaje stopniowo wraz z rozwojem fabuły.
McCollough i Minoff wskazują, że popularność tego typu postaci wiązała się ściśle z ewolucją współczesnej telewizji i narodzinami seriali nowej generacji. Przesuwały one znaną wcześniej granicę ukazywania seksu i przemocy na małym ekranie. Dwuznaczni protagoniści i mroczna estetyka ówczesnych produkcji stanowiły swoisty portal. Umożliwiał odbiorcom na wyobraźniowe przeżycie zakazanej i „ciemnej” strony rzeczywistości, która – we względnie spokojnych czasach początku wieku – wydawała się szczególnie nęcąca.
Twórczynie TheTake dowodzą, że w ostatnich latach mamy do czynienia z ewolucją tropu antybohatera. W rolach niejednoznacznych postaci coraz częściej mamy okazję oglądać kobiety czy osoby o niebiałym kolorze skóry. O ile typ 1.0. charakteryzował się dwuznaczną moralnością i „magnetycznym” urokiem złego geniusza, o tyle nowa figura antyherosa często nie jest już przedstawiana jako role model. Czyli postać, którą powinniśmy naśladować w prawdziwym życiu. Twórcy popularnych produkcji ostatnich lat, takich jak BoJack Horseman czy Fleabag, starają się odwodzić odbiorców od utożsamiania z antybohaterem/antybohaterką. Chcą skłaniać ich do poddawania jego/jej działań krytycznemu osądowi.
Współczesna popkultura – dowodzą McCollough i Minoff – stara się tym samym pokazywać, że nasze złe uczynki nie zostaną zmazane tylko dlatego, że zdecydowaliśmy się przeprosić i stać się lepszymi ludźmi. Problem ten doskonale pokazuje historia tytułowego protagonisty animowanego serialu BoJack Horseman od Netflixa, byłego gwiazdora fikcyjnego popularnego sitcomu z lat 90. Człowiek-koń (serialowy świat jest pełen na poły antropomorficznych postaci) na wszelkie sposoby usiłuje odzyskać dawne uznanie widzów. Jest egoistyczny i nieodpowiedzialny, a jego nieprzemyślane działania stają się przyczyną cierpienia bliskich mu osób. Końcowe odcinki serialu wyraźnie pokazują, że wyrządzone zło już na zawsze pozostanie elementem rzeczywistości Bojacka i jego przyjaciół.
Mimo iż rozważania autorek są pod wieloma względami trafne, należy podkreślić arbitralność zastosowanej przez nie typologii. Antybohaterowie 2.0. bardzo często jawią nam się bowiem jako lustrzane odbicia nas samych. Przykładem może być tutaj postać Fleabag z serialu pod tym samym tytułem. Bohaterka odgrywana przez Phoebe Waller-Bridge jest pod wieloma względami antypatyczna. Mimo to, wielu z nas jest w stanie się z nią utożsamić i zrozumieć, że jej zachowanie jest efektem doświadczonych traum. Z drugiej strony nie zawsze jesteśmy skłonni do ulegania urokowi ,,złych chłopców”, a więc antybohaterów 1.0. Czy Walter White, przyglądający się beznamiętnie, jak dziewczyna Jessego Pinkmana umiera z przedawkowania, nie wzbudza w nas antypatii? Powyższe przykłady pokazują, że antybohater wciąż wymyka się prostym klasyfikacjom.
Czy przemiana tropu antybohatera wskazuje, że przestaliśmy wierzyć w możność naprawienia wyrządzonych krzywd i zaczęliśmy postrzegać rzeczywistość w jednoznacznie czarnych barwach? Wydaje się, że sprawa ta jest o wiele bardziej złożona. Popularność antybohaterów 2.0. pokazuje, że wciąż dostrzegamy złożoność świata i ludzi. Jednak nie chcemy już godzić się na moralny relatywizm i pragniemy nazywać zło po imieniu. Ewolucja bohaterów współczesnej fikcji pozwala mieć nadzieję, że po erze mrocznych narracji, nową dominantą kultury popularnej stanie się refleksja nad etycznymi wyznacznikami naszego postępowania. Wymienione wcześniej produkcje pokazują, że tego rodzaju „zwrot etyczny” nie musi jednak wiązać się z nudą i dydaktyczną sztampą.
Może Cię zainteresować: Zmierzch przyzwoitości. Akceptowanie łajdaków w mediach prowadzi do społecznej degradacji