Prawda i Dobro
Tomasz Wróblewski o ekologistach: „Są zagrożeniem dla cywilizacji”
16 grudnia 2024
Nie mogą się usamodzielnić, często nie potrafią same stanąć na nogi – osoby w kryzysie bezdomności wymagają wieloobszarowej pomocy, której nie daje samo umieszczenie w ośrodku. Zmienia się też twarz bezdomności w Polsce – doświadcza jej coraz więcej osób bardzo młodych, których w ogóle nie zauważamy. „W systemie pomocy lądują dopiero wtedy, kiedy zetkną się z kompletnym dnem” – mówi nam Jakub Wilczek, współzałożyciel i prezes Ogólnopolskiej Federacji na rzecz Rozwiązywania Problemu Bezdomności.
Anna Bobrowiecka: Ile osób w kryzysie bezdomności realnie mamy dziś w Polsce? Czy na przestrzeni ostatnich dekad ta skala zmienia się, mamy jakiś trend – spadkowy bądź wzrostowy?
Jakub Wilczek*: Oficjalne dane mówią obecnie o około 30 000 osób w kryzysie bezdomności, przy czym istotna jest metodologia badania, ponieważ te szacunki sporządzane są na kilka różnych sposobów. Każdy z nich, niestety, ma swoje dość znaczące dla wyniku wady. W środowisku organizacji pozarządowych w ostatnich latach przyjęło się, że te 30 000 osób, o których mówią statystyki rządowe, to wartość minimalna. Tyle takich osób mamy na pewno. Prawdopodobnie w rzeczywistości jest ich więcej o około kilka tysięcy, do nawet 40 000.
Zdaje się, że w ostatnich latach ta liczba nie zmienia się jakoś drastycznie, ale musimy brać pod uwagę pewne „pułapki” metodologiczne. Po pierwsze, do tych danych nie wliczamy uchodźców z Ukrainy. Dane Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji mówią o około 40 000 uchodźcach zamieszkałych obecnie w ośrodkach zbiorowego zakwaterowania. Te ośrodki tak naprawdę prawie niczym nie różnią się od schronisk dla osób w kryzysie bezdomności. We wszelkich klasyfikacjach i opracowaniach na temat bezdomności wskazuje się, że osoby zakwaterowane w tymczasowych ośrodkach zamieszkania dla uchodźców również doświadczają bezdomności.
Jako organizacje pomocowe, przez cały czas mamy „z tyłu głowy” fakt, że w tych ośrodkach wciąż przebywa około 40 000 osób z Ukrainy. Natomiast ze względów prawnych i przez to, że problemem osób w kryzysie bezdomności zajmuje się Ministerstwo Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej, a uchodźcami wspomniane już MSWiA, te dane niestety nie są ze sobą ogóle łączone.
Warto przeczytać: Samotność w tłumie. Zajęci sobą przestajemy widzieć innych ludzi
W tym roku, po raz pierwszy od 5 lat, Ministerstwo Rodziny przeprowadziło badanie dot. liczebności osób doświadczających bezdomności w Polsce. Włączono w to właśnie także osoby przebywające w ośrodkach dla uchodźców, ale niestety tylko jedno województwo-pomorskie przeprowadziło spis powszechny w ośrodkach zbiorowego zakwaterowania i podało te dane. Odliczając zatem uchodźców, liczebność osób w kryzysie bezdomności za bardzo się nie zmienia. Bardzo wyraźnie zmienia się natomiast charakter tego zjawiska. Inna jest dziś „twarz” osoby w kryzysie bezdomności.
Co to znaczy?
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że osoba w kryzysie bezdomności to przeważnie starszy mężczyzna, aczkolwiek w różnych sytuacjach mieszkaniowych – bo inaczej wygląda bezdomność uliczna, a zupełnie inaczej bezdomność przy zamieszkaniu w schronisku dla osób w kryzysie bezdomności. Bardzo często osoby mieszkające w tych ośrodkach nie wyglądają na osoby doświadczające bezdomności, nie identyfikujemy ich „wizualnie” z tym kryzysem.
Kolejnym nowym trendem, na który zwracamy coraz większą uwagę, jest zjawisko bezdomności ukrytej. Czyli na przykład bezumowne korzystanie z mieszkania jakiejś dalszej rodziny, albo znajomych, czyli takie „spanie kątem” u kogoś. To charakterystyczne zwłaszcza dla młodzieży i kobiet w kryzysie bezdomności, na przykład uciekających z domu przed przemocą. Nie mamy niestety żadnych narzędzi do badania liczebności takich osób. Nie wiemy, ile ich jest. Dane gromadzone w ogólnopolskim spisie pokazują, że 20 proc. osób w kryzysie bezdomności, to kobiety. Osoby w przedziale wiekowym 18-25 to już grupa zupełnie pomijalna w wynikach, bo te badania po prostu do nich nie docierają.
Patrząc na metodologię zbierania danych o bezdomności w Polsce, trzeba więc wziąć pod uwagę fakt, że uwzględniają one niemal wyłącznie osoby przebywające w instytucjach. Czyli schroniskach i noclegowniach, ale też częściowo np. w szpitalach i więzieniach i jakąś część osób przebywających na ulicy. I tak naprawdę nie docieramy nigdzie więcej. Nie mamy pojęcia, ile jest osób pomieszkujących bezumownie u kogoś, bez faktycznych praw do mieszkania w tym lokalu, zdanych na łaskę właściciela. O tym, że zjawisko bezdomności młodzieży w ogóle istnieje, wiemy głównie dzięki organizacjom specjalizującym się w pomocy tej właśnie grupie. Gdy taka oferta pomocy pojawia się w danym mieście, to ta grupa chętniej się też wówczas ujawnia i zgłasza się po pomoc.
Trochę lepiej w tym tradycyjnym systemie pomocy osobom w kryzysie bezdomności mamy rozpoznane środowisko kobiet, które przeważnie znajdują się w takiej sytuacji, bo uciekają przed przemocą. Procedury pomagania tym kobietom są trochę bardziej rozbudowane i jasne. Wiemy jednak o tym, że część z nich przebywa właśnie w takich niepewnych mieszkaniowo warunkach i nie mamy możliwości zbadania, ile ich realnie jest.
Na tle Europy – zwłaszcza zachodniej, bogatszej – prezentujemy się jednak pod tym kątem całkiem nieźle. Mamy się z czego cieszyć?
To w dużej mierze znów kwestia obranej metodologii badań. Nie wliczamy np. osób, które mają tymczasowy problem mieszkaniowy, więc ich w tej statystyce nie widzimy. Jeżeli liczymy te osoby wyłącznie raz w roku, a nie sprawdzamy danych prowadzonych systematycznie przez ten cały rok, nie „łapiemy” osób, które doświadczały bezdomności przykładowo przez kilka konkretnych miesięcy. Z kolei dane w ujęciu rocznym odnoszą się tylko do osób korzystających ze wsparcia systemu ośrodków pomocy społecznej w gminach. Znów dochodzi tu także kwestia migrantów i uchodźców.
Jako organizacje pomocowe jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie wiedzieliśmy o tym, że w największych polskich miastach jest pewna grupa migrantów (szczególnie zza wschodniej granicy), ocierających się o problem bezdomności, natomiast były to liczby bardzo niewielkie. W tej chwili ten problem znacznie urósł – tak jak mówiłem, mamy ok. 40 000 osób w ośrodkach zbiorowego zakwaterowania i wiemy, że te osoby przebywają tam od lat. To nam mówi, że z jakiegoś powodu nie stają one na nogach, że mają problemy, przez które pozostają w tych placówkach. Z czystym sumieniem można zatem założyć, że są to osoby w kryzysie bezdomności.
Jest tu więc wiele zmiennych i niuansów, które zależnie od tego, czy zostaną uwzględnione, czy nie, mają przełożenie na dane i nasz obraz tego zjawiska. Migracja w krajach Europy Zachodniej jest nieporównywalnie większa, niż u nas. Znaczna część osób doświadczających bezdomności w tamtym regionie to właśnie migranci, których nie da się nie zauważyć i nie ująć w statystykach. Dlatego tak jak mówię, w ocenie skali tego zjawiska, bardzo ważne jest rozpoznanie metodologii badania. Na pewno jesteśmy daleko do tyłu w porównaniu z Zachodem, jeżeli chodzi o narzędzia statystyczne. Lepsze metody badań sprawiają, że te wyniki są tam znacznie dokładniejsze, a co za tym idzie – też dużo wyższe.
Trochę zaczął pan już temat stereotypów na temat osób w kryzysie bezdomności. W naszej głowie zazwyczaj jest to starszy pan, który trochę się zatacza, zapewne jest uzależniony od alkoholu i siedzi pod okolicznym sklepem. A tymczasem ten kryzys dotyka bardzo różnych osób, także kobiet i – coraz częściej – osób bardzo młodych. I my ich w ogóle nie widzimy, nie spotykamy, nie kojarzymy. Dlaczego?
Powstrzymałbym się przed jednoznacznym stwierdzeniem, że alkohol to przyczyna bezdomności. On oczywiście często pojawia się gdzieś jako przyczyna, przed bezdomnością, ale może być też jej skutkiem. Dużo łatwiej poradzić sobie psychicznie i fizycznie, kiedy ten ból bezdomności można czymś uśmierzyć, znieczulić się. To nadużywanie alkoholu najczęściej wiąże się z problemami, których taka osoba doświadcza. I bardzo często to są te same problemy, które też powodują lub spowodowały bezdomność. Alkohol może być ich katalizatorem i przyspieszać problemy mieszkaniowe.
Jeżeli chodzi natomiast o osoby młode, również mamy tu całą gamę różnych przyczyn i okoliczności – może to być na przykład nieudany start w życie po pieczy zastępczej, bo polski system niestety nie przygotowuje osób opuszczających pieczę do samodzielnego życia. Okres przygotowawczy jest bardzo krótki, a opcje mieszkaniowe, wspomagane w gminach i powiatach w Polsce, są bardzo trudno dostępne.
Gorący temat: Kim tak naprawdę jest psychopata?
Bardzo często jest tak, że osoba po pieczy zastępczej, w momencie 18. urodzin wraca do rodziny biologicznej, która przecież często jest przyczyną tego, że w ogóle wcześniej znalazła się w tej pieczy. Dlatego w rodzinie biologicznej także długo miejsca nie zagrzewa i próbuje szukać jakichś innych rozwiązań, nie mając umiejętności, ani dochodów, aby samemu zapewnić sobie miejsce do mieszkania. I mamy wtedy mieszkanie kolegi, klatkę schodową, autobus nocny. I tak to się zaczyna.
Nie widzimy tych osób, bo najczęściej są normalnie ubrane, w ogóle nie odstają – bardzo dbają o to, żeby tego kryzysu bezdomności nie było po nich widać. W systemie pomocy lądują dopiero wtedy, kiedy zetkną się z kompletnym dnem – gdy pojawia się bardzo poważne uzależnienie, pobyt na ulicy staje się długotrwały. Wtedy część tych osób – bo nie wszystkie – trafia do schronisk i noclegowni. A te z kolei też nie są najlepszym dla nich miejscem.
Dlaczego? Nie w tym celu powstały?
System pomocy w postaci ośrodków tymczasowych (schronisk i noclegowni) stworzyliśmy tak naprawdę już 30 lat temu, gdy w Polsce bezdomność pojawiła się na większą skalę. Było to rozwiązanie zaproponowane przez organizacje pozarządowe i to było jedyne, na co w tamtej rzeczywistości, początku lat dziewięćdziesiątych, mogliśmy sobie pozwolić. A później przyjęto to niestety jako podstawowe rozwiązanie systemowe. Problem z tymi placówkami polega jednak na tym, że one tak naprawdę utrwalają bezdomność. Po pięciu latach pobytu w schronisku dużo trudniej jest stanąć samemu na nogi, niż po krótkim pobycie, powiązanym od razu z pomocą mieszkaniową. W Polsce ta pomoc mieszkaniowa bardzo mocno kuleje.
Wracając jednak jeszcze do młodzieży i przyczyn bezdomności wśród tej grupy, to mamy też, rzecz jasna, osoby z dysfunkcyjnych rodzin, gdzie stosowano przemoc. Są również jednostki, które z wielu różnych innych względów nie mogą liczyć na wsparcie rodziny (np. nieakceptowane przez rodziców osoby LGBT), a napotykają problem mieszkaniowy. Te problemy mieszkaniowe w Polsce nasilają się w ostatnich latach – młodemu człowiekowi bardzo trudno jest zapewnić sobie mieszkanie. Najprościej jest je odziedziczyć, ale jak wiemy, to rzadkie szczęście. O przystępnym cenowo wynajmie raczej nie ma co myśleć. Mieszkań jest bardzo mało i są one dziś horrendalnie drogie. Gminy robią natomiast bardzo niewiele, żeby rozszerzać swoje zasoby mieszkaniowe. Nawet jeśli coś się buduje, to są to TBSy, w których czynsze są niewiele mniejsze od kosztów kredytu mieszkaniowego.
Niezbyt dużo robi się też w kwestii przywracania do użyteczności pustostanów, których w zasobach gmin jest mnóstwo. W efekcie, mieszkań na wynajem w osiągalnej dla młodych ludzi cenie, jest w Polsce bardzo, bardzo mało. W uproszczeniu można powiedzieć, że tak samo, jak w przypadku osoby już dojrzalszej, tak w przypadku młodzieży, do bezdomności prowadzi brak zaplecza w postaci kogoś, kto jest w stanie pomóc. To sytuacja, w której stajemy się – często nagle – zdani tylko i wyłącznie na samego siebie. To trochę tak, jak z namiotem, który rozstawiamy na wietrze – zazwyczaj mamy do tego takie linki, które wbijamy w ziemię i które mimo wiatru ten namiot trzymają. Jeżeli tego wsparcia zabraknie, konstrukcja upada, albo nie jesteśmy w stanie jej postawić.
Gdy do takiej sytuacji dodamy jeszcze uzależnienie – a wiemy, że młodzież często jest bardziej otwarta na eksperymentowanie z używkami – to sytuacja robi się bardzo trudna. Wówczas to, co było kryzysem, może przeistoczyć się w problem chroniczny i ciągły, czyli długotrwałą bezdomność.
Rosnący problem: Coraz większa samotność seniorów. „Możemy im pomóc”
Według części statystyk to właśnie uzależnienia – szczególnie alkohol – są jedną z głównych i najczęstszych przyczyn bezdomności. Często widać ten problem w zimie, kiedy funkcjonariusze policji i innych służb chodzą po pustostanach czy ulicach i próbują zachęcić te osoby do schronienia się w ośrodku pomocowym. Ale one odmawiają, bo to oznacza brak dostępu do alkoholu.
Oczywiście, alkohol i inne używki bardzo często wiążą się z bezdomnością. Żyjąc na ulicy, dobrze jest się „znieczulić”. Jednak są osoby, które wchodzą w bezdomność już uzależnione od alkoholu, i takie, które to uzależnienie wyrabiają sobie już będąc w kryzysie bezdomności. Trudno zatem mówić jednoznacznie o tym, że alkohol jest przyczyną bezdomności. To pewien stereotyp, który ma odzwierciedlenie nawet w badaniach – jedno z pytań w badaniu ministerialnym, brzmi właśnie: „, jaka jest przyczyna pana/pani bezdomności?”
Alkohol widnieje tam nie tylko jako odrębna przyczyna, ale dodatkowo jest też bardzo wysoko w katalogu odpowiedzi. A osoby, które szczególnie długotrwale są uzależnione od alkoholu, bardzo często, bez głębszej refleksji, wskazują na tę odpowiedź.
Osobiście nie traktowałbym alkoholu jako jedynie przyczyny – pamiętajmy, że nikt z własnej woli, bez określonych bodźców i powodów, nie zaczyna pić. Zazwyczaj jest to reakcja na różne poważne problemy. Oczywiście jesteśmy świadomi zjawiska odmów korzystania z placówek, nawet w zimie. To często pojawia się w artykułach prasowych, szokuje (więc „klikalność” artykułu rośnie) i niestety często napędza stereotyp „bezdomności z wyboru” – bo przecież wolą pić, niż pójść do noclegowni.
Ale z drugiej strony, wymaganie od osoby długotrwale uzależnionej, żeby „od ręki” odstawiła alkohol i utrzymywała abstynencję, jest absurdalne. A bez tego wejść do noclegowni nie można. Dla wielu z nich przerwanie ciągu alkoholowego bez opieki lekarza byłoby wręcz zagrożeniem zdrowia, a nawet życia.
Nie mamy tak naprawdę w Polsce sensownego systemu pomocy uzależnionym osobom doświadczającym bezdomności, a równocześnie niezwykle chętne stygmatyzujemy osoby z chorobą alkoholową.
Jak państwo – na poziomie poszczególnych ministerstw, organów rządowych, samorządów – powinno walczyć ze zjawiskiem bezdomności? Skoro ośrodki i schroniska nie zawsze spełniają swoją rolę – statystyki dot. usamodzielniania się tych osób są bardzo słabe.
Są wręcz dramatycznie niskie, w szczególności jeśli porównamy je z nakładami. Nikt w Polsce nie bada na większą skalę skuteczności i efektywności systemu pomocy osobom w kryzysie bezdomności. Gdybyśmy mieli takie badania, szybko doszlibyśmy do wniosku, że osobom tym znacznie bardziej opłaca się pomagać mieszkaniowo. Nie mówię tu o dawaniu mieszkania i powiedzeniu „radź sobie”, bo taka osoba najczęściej wcale sobie nie poradzi. Większość z tych osób, wchodząc do mieszkania, potrzebuje dalszej pomocy, szczególnie psychologicznej. Pewnego wsparcia w aktywizacji i całościowym powrocie do społeczeństwa, w tym – w stopniowym rozwiązywaniu problemu alkoholowego.
Oczywiście te ośrodki tymczasowe nadal będą potrzebne w pewnym stopniu, bo nigdy nie będziemy w tak komfortowej sytuacji, aby móc każdemu, od ręki, zapewnić mieszkanie. Chodzi jednak o to, żeby tym placówkom przywrócić funkcję interwencyjną. Tak, żeby ten pobyt interwencyjny, kryzysowy, trwał na przykład kilka dni, kilka tygodni, a nie kilka czy kilkanaście lat, jak to jest obecnie. Dziś ten system uzależnia te osoby, przyzwyczaja do funkcjonowania w grupie, a potem pojawia się obawa przed samodzielnym życiem i przed samotnością.
To się czyta: Krytyka w pracy. Jak nie brać jej do serca i zachować pewność siebie?
Jeśli chodzi o pomoc mieszkaniową, ona też może przybierać różne formy. To może być m.in. wsparcie dla eksmitowanych osób, żeby w mieszkaniu o niższym standardzie zachowały pewną aktywizację i możliwość pokrywania kosztów tego mieszkania. Powinniśmy pracować nad tym, aby osoby te jak najszybciej po eksmisji wyszły na prostą i stanęły na nogach – zapobiegać ich bezdomności. To mogą być też mieszkania treningowe dla osób opuszczających pieczę zastępczą. To przede wszystkim rola i zadanie samorządów, ale nadal jest to niestety dosyć rzadka forma pomocy. Musimy stawiać czoła nie tylko samemu kryzysowi bezdomności, ale też przyzwyczajeniom systemu – powszechnemu przekonaniu, że rozwiążemy problem bezdomności noclegowniami i schroniskami.
Jest jeszcze inny program walki z bezdomnością, tzw. Najpierw mieszkanie – jest on kierowany przede wszystkim do osób, które długotrwale zamieszkują na ulicy, w pustostanach czy w innych miejscach niemieszkalnych. To osoby nieobjęte praktycznie żadnym wsparciem, najczęściej głęboko uzależnione od alkoholu. One w ogóle nie wiedzą, nie pamiętają, jak sobie radzić z używaniem na przykład sprzętów domowych, nie mają możliwości zadbać o podstawową higienę osobistą.
To już skrajnie zła sytuacja. Udaje się im pomóc?
Pierwsze testy tego programu zaczęły się w Polsce w 2020 roku, więc rozwijamy go już od 3 do 4 lat. W tej chwili w ramach tej inicjatywy mamy prawie 100 mieszkań w skali całego kraju. To, rzecz jasna, jeszcze dosyć mała liczba. Dla porównania w Czechach w tym systemie pomocy liczba ta zbliża się już do ok. tysiąca, a przecież w Polsce liczba ludności jest dużo wyższa. Podobne mechanizmy są popularne w Europie Zachodniej i cechują się tam bardzo wysoką skutecznością – a mierzymy ją tym, jak długo ta osoba jest w stanie pozostać w tym mieszkaniu, bez epizodów powrotu do bezdomności czy porzucenia tego mieszkania.
W polskich programach Najpierw mieszkanie osiągamy skuteczność na poziomie ponad 80 proc., a więc nieporównywalnie wyższą, niż w schroniskach. W skrócie polega to na tym, że wprowadzamy taką osobę do mieszkania i obejmujemy ją intensywnym wsparciem asystenta czy też opiekuna, który pomaga w nauce codziennego funkcjonowania, jednak to osoba wspierana ma kontrolę nad swoim życiem – nie ma „regulaminu” jak w noclegowni, za którego złamanie wyrzuca się z powrotem na ulicę. Kluczowym problemem jest to, jak dalece nasze społeczeństwo jest w stanie zaakceptować fakt, że „rozdajemy” mieszkania osobom doświadczającym bezdomności. Jeżeli przeciętnego Kowalskiego nie stać na to, żeby po prostu kupić sobie mieszkanie, albo znaleźć tanie mieszkanie na wynajem, to pojawia się tutaj sprzeciw i poczucie niesprawiedliwości.
Warto przeczytać: Powódź na Śląsku: nadzieję przywracają solidarne polskie serca.
Bo dlaczego osoba, która „na własne życzenie” – bo tak najczęściej myślimy o osobach w kryzysie bezdomności – zniszczyła sobie życie, niejako w nagrodę za to ma dostać mieszkanie? Dlatego bez zmiany sytuacji mieszkaniowej całego społeczeństwa, poprawy możliwości ogółu, nie możemy tak naprawdę mówić o zmianie systemu pomocy tym osobom.
Gdyby burmistrz lub prezydent jakiegokolwiek miasta nagle przygotował kilkaset rozwiązań mieszkaniowych dla osób w kryzysie bezdomności na terenie swojej gminy, to zapewne przegrałby z kretesem najbliższe wybory. Dla polityków i samorządowców ta pomoc nie przełoży się pozytywnie na głosy. Zatem bez takiej dużej, ogólnej zmiany systemu mieszkaniowego w skali całego kraju, problemu bezdomności nie rozwiążemy.
Polecamy: HOLISTIC TALK: dlaczego ludzie tracą poczucie sensu i ulegają melancholii? (Przemysław Staciwa)
Czyli mamy jako Polacy problem z empatią? Widać, że ta wrażliwość trochę się poprawia, mamy kampanie społeczne i apele – na przykład – aby nie marnować jedzenia i odnosić je do jadłodzielni. Staramy się jakoś wspierać te osoby, ale z drugiej strony – myślimy o nich w taki sposób, jaki Pan opisał.
Nie uważam, abyśmy byli mniej empatyczni, niż inne narody. Natomiast powiedziałbym, że lata dziewięćdziesiąte zaszczepiły w nas takie neoliberalne poczucie, że każdy jest kowalem własnego losu i że każdy musi osiągnąć sukces. A jeżeli komuś się to nie udało, to jest to jego wina. Jeśli jesteś „bezdomny” (warto tu podkreślić, że obecnie określenie „bezdomny” uważamy za oceniające i stygmatyzujące, mówimy raczej o kryzysie bezdomności), to twoja wina. Zniszczyłeś sobie życie, więc dlaczego masz zasługiwać na jakąś pomoc? Tym bardziej że przecież ja tej pomocy nie dostaję, a też bym chciał mieszkanie.
Albo inaczej – ja sobie poradziłem bez niczyjej pomocy, to dlaczego ktoś inny ma tę pomoc dostać? To pewne poczucie niesprawiedliwości, czasem zawiść, spowodowana dwoma czynnikami – tym, że przekonano nas, iż każdy musi osiągnąć sukces na własną rękę, i tym, że sytuacja na rynku mieszkaniowym z roku na rok jest coraz gorsza. Proponowane są kolejne, „błyskotliwe” pomysły na kredyty 0 proc. – a przecież przez to mieszkania drożeją, a jedyne co ulega poprawie to zyski deweloperów. To niczego nie naprawia, wręcz odwrotnie.
Znany jest nam wszystkim ten odwieczny dylemat: „czy dawać żebrakowi pieniądze, czy nie?” – z jednej strony być może potrzebuje na jedzenie, ale może jednak wyda na alkohol… Jak my możemy takim osobom pomagać?
To kwestia do rozważenia w naszym sumieniu. Jestem pełen zrozumienia dla tych osób, które po prostu odczuwają lęk czy wstręt przed interakcją z osobą nietrzeźwą, śmierdzącą, lekko dla nas nieobliczalną. Osobiście powstrzymałbym się od dawania pieniędzy szczególnie osobom, które wyraźnie są pod wpływem alkoholu, bo na 99 proc. te pieniądze zostaną przeznaczone właśnie na alkohol. Ale jeżeli ktoś pyta, czy możemy kupić mu coś do jedzenia, to tutaj już bym taką pomoc rozważył.
Poza tym możemy poszukać organizacji, która w danym mieście wspiera osoby w kryzysie bezdomności i przekazywać im jakąś darowiznę. To zawsze taka najbardziej komfortowa opcja, która jest jednocześnie efektywna i realna. Ważna jest też jeszcze inna, nieoczywista rzecz – możliwość porozmawiania z taką osobą. Te osoby najczęściej pozostają w długotrwałej izolacji społecznej, są głęboko osamotnione, czują się odrzucone. Najczęściej, w ciągu całego dnia nikt z nimi nie rozmawia. Taki przychylny, nieoceniający kontakt werbalny z taką osobą też zdecydowanie jest pewną formą pomocy.
Nie wchodziłbym tu w jakieś głębokie analizy i prostowanie życia tej osoby. Szczególnie jeśli nie mamy w tym kierunku wykształcenia i predyspozycji, ale na pewno można jej wysłuchać i zapytać, o to czy nie rozważała udania się do noclegowni albo do punktów wydających żywność.
*Jakub Wilczek – Współzałożyciel i prezes Ogólnopolskiej Federacji na rzecz Rozwiązywania Problemu Bezdomności, członek Komisji Ekspertów ds. Przeciwdziałania Bezdomności Rzecznika Praw Obywatelskich. Zawodowo związany z Towarzystwem Pomocy im. św. Brata Alberta w Zabrzu i Wrocławiu.
Koniecznie przeczytaj też ten wywiad Autorki: Brak leczenia ADHD u dorosłych może niszczyć życie.