Prawda i Dobro
Powrót z emigracji. Zazdrość, niechęć i trudne początki
20 listopada 2024
Zostałem „przymusowo” uwięziony, nie miałem telefonu, internetu i informacji o tym, co dzieje się wkoło, musiałem polegać na plotkach i spekulacjach. To zaskakująca rzeczywistość po przejściu nawałnicy w Dębicy.
W sobotę nad powiatem dębickim rozszalała się burza, która uszkodziła cztery linie wysokiego napięcia, co na kilka godzin pozbawiło prądu niemal osiemdziesiąt tysięcy osób. Tak się złożyło, że byłem tam wtedy i z bliska obserwowałem nie tylko zniszczenia, ale także efekt, jaki brak prądu wywarł na lokalną społeczność. Jestem tym wszystkim zaskoczony. Dębica cofnęła się na chwilę do XIX wieku.
Od rana odpoczywałem nad wodą w ośrodku niedaleko miasta. Otrzymałem SMS z alertem RCB (Rządowe Centrum Bezpieczeństwa) o możliwych burzach, ale go zignorowałem, bo z doświadczenia wiem, że 90 proc. podobnych informacji się nie sprawdza. Tym razem było inaczej.
Nawałnica przyszła nagle. W ciągu niecałej godziny palące słońce zasłoniły chmury i zaczął wiać silny wiatr.
Gdy najgorsze minęło, zadzwonił do mnie znajomy, że przyjechał mnie odebrać, ale… nie może wjechać na parking przed budynkiem, bo brama jest zamknięta. Poprosiłem obsługę o jej otwarcie, ale powiedziano mi, że nie ma prądu i nic się nie da zrobić.
Poszedłem przed wejście, które oddalone jest o kilkaset metrów od ośrodka. Liczyłem na to, że będę mógł się wydostać. Z terenu próbowało wyjechać kilka aut. Ich właściciele stali w grupie i dyskutowali, co zrobić. Powiedziałem im, że obsługa nie może otworzyć bramy, dopóki nie będzie prądu.
„Powinni mieć awaryjny system, nawet na korbkę. Tu są dzieci na kolonii. Jakby któremuś coś się stało? Albo jakby wybuchł pożar? Czołgiem mają wyważyć tę bramę?”
– mówiła jedna ze zdenerwowanych, „uwięzionych” osób.
Padały też dużo dosadniejsze słowa. Myślę, że i czołgiem byłoby trudno zniszczyć podobne, ponad dwumetrowe, metalowe wierzeje. Wskazuje to na znaczący problem: brak prądu może uniemożliwić dotarcie do niektórych miejsc. Na takie sytuacje powinny być przygotowane procedury awaryjne. Właściciele ośrodka najwyraźniej ich nie mieli. Czy inni odgrodzeni od świata i uzależnieni od elektryczności mają? Nie wiadomo.
Wydostałem się z terenu ośrodka, skacząc przez płot. Jadąc do domu, obserwowałem potworne zniszczenia, których dokonała półgodzinna nawałnica. Drzewa powyrywane z korzeniami, zerwane dachy, przewrócone billboardy, uszkodzone samochody. W okolicach Dębicy ranne zostały cztery osoby, z lokalnego szpitala ewakuowano cztery inne.
Zaciekawiło mnie, że przed sklepami stali ekspedienci. Być może liczyli, że prąd niedługo wróci i będą mogli dalej handlować. Brak zasilania uniemożliwia sklepom pracę, bo nie działają kasy fiskalne i terminale do kart płatniczych. Właściciele mogli obawiać się też kradzieży, bo systemy monitoringu nie działają bez elektryczności.
Rabunków nie było. Osoby, które nie zrobiły wcześniej zakupów miały zapewne zapasy, lub mogły liczyć na pomoc rodziny i sąsiadów. Pojawia się pytanie, czy gdyby blackout (brak prądu) trwał dłużej, czy doszłoby do szturmów na sklepy z żywnością? Zapewne tak.
Zanim dotarłem do domu, na smartfonie wyświetlił mi się komunikat, że nie mam dostępu do internetu i mogę wykonywać jedynie połączenia alarmowe. W mieszkaniu nie działał też telefon stacjonarny. Razem z rodziną (mamy w sumie cztery telefony) próbowaliśmy dodzwonić się do pogotowia energetycznego i innych instytucji, ale nie udało się. Było to dla mnie nowe doświadczenie: zupełne odcięcie od świata.
Przed blokiem zaczęli gromadzić się ludzie. Jedna osoba głośno i długo wołała swojego partnera, bo nie miała kluczy do bramy wejściowej, która nie działała z powodu braku prądu. Mówiono o tym co się dzieje i komentowano, że jest to bardzo dziwna sytuacja.
Pojawiły się też teorie spiskowe. Można było usłyszeć, że zaatakował nas Władimir Putin albo chińscy hakerzy, że rozbłysk na Słońcu doprowadził do światowej katastrofy, że niedługo wyparuje cała woda i że powinniśmy iść modlić się do kościoła. Prowadzono też bardziej racjonalne rozmowy na wszelkie inne możliwe tematy.
Niedostępność telefonów, internetu, telewizji i całkowity brak informacji (okazuje się, że praktycznie nikt nie ma radia na baterie) doprowadziły do tego, że ludzie wręcz masowo wylegli na ulice. Ja też poszedłem na spacer. Dawno nie widziałem takich tłumów na chodnikach i placach zabaw. To chyba jedyny plus zaistniałej sytuacji.
Polecamy:
Po kilku godzinach blackoutu prąd wrócił i znów mogliśmy korzystać z telefonów i internetu. Nie spodziewałem się chwilowego powrotu do XIX wieku we współczesnych czasach. Niestety, musimy być przygotowani na to, że takie sytuacje będą się powtarzać. Mogą je powodować nie tylko gwałtowne burze, ale też ataki terrorystyczne, trzęsienia ziemi, awarie elektrowni, rozbłyski słoneczne, wybuchy odległych gwiazd i działania wojenne (co pokazuje przykład Ukrainy).
Czy jesteśmy przygotowani na czarny scenariusz, w którym przez dłuższy czas nie będzie prądu, dostępu do internetu, komunikacji i wiadomości? Jak długo w podobnej sytuacji będziemy zachowywać się jak cywilizowani ludzie, a kiedy zaczniemy walczyć o wodę, żywność i inne zasoby? Nie ma łatwej odpowiedzi na te pytania. Możemy tylko starać się zabezpieczyć, na przykład przez ustanawianie procedur na wypadek awarii, rozbudowę sieci pomocy humanitarnej, inwestycje w naukę i przewidywania dotyczące tego, co może spotkać ludzkość w przyszłości.
Poniżej kilka zdjęć przedstawiających zniszczenia po nawałnicy w Dębicy:
Polecamy: