Nauka
Naukowcy biją na alarm. Giną mikroorganizmy produkujące tlen
14 czerwca 2025
Zamiast rozgrzanej słońcem plaży – muzeum, miejsce zamachu. Zamiast w góry – do strefy wykluczenia wokół elektrowni atomowej. Mroczna turystyka staje się coraz popularniejszym pomysłem na wycieczki, mimo że sam koncept wcale nie jest nowy. Jeśli wyprawa śladami trudnej historii nie służy taniej sensacji i prymitywnej rozrywce, może być nawet fascynującym źródłem wiedzy. Choć z pewnością nie dla wszystkich.
W muzeum archeologicznym Bardo w Tunisie (stolicy Tunezji) entuzjaści historii i sztuki są w swoim żywiole. Zbiory rzymskich mozaik, antycznych rzeźb czy monet przyciągają uwagę wycieczek z całego świata. Jednak przyjeżdżają tam też turyści zainteresowani całkiem świeżą historią.
W marcu 2015 r. w Bardo doszło do krwawego ataku terrorystycznego. Zamachowcy początkowo chcieli napaść na zabudowania parlamentu, ale zorientowali się, że nie mają szans z poważnymi siłami bezpieczeństwa ochraniającymi budynek. Postanowili więc zaatakować znajdujący się nieopodal dużo łatwiejszy cel, czyli muzeum archeologiczne. Na parkingu przed gmachem placówki z autokaru wysiadała akurat polska wycieczka i właśnie Polacy stali się pierwszymi ofiarami terrorystów. Po wejściu do środka budynku napastnicy strzelali z broni maszynowej do wszystkiego, co się ruszało. Wycieczki przebywające w oddalonych od wejścia salach z przerażeniem nasłuchiwały kolejnych wystrzałów. Gdy doszło do nich, co się dzieje, było już za późno.
Sprawna ucieczka powiodła się jedynie przewodnikom, bo ci znali drogę bezpiecznej ewakuacji. Turyści, którzy znaleźli się w muzeum po raz pierwszy, zaczęli błądzić w korytarzach prowadzących nieraz do ślepych zaułków. Tam zginęło ich najwięcej. Łącznie, zanim przybyła odsiecz, terroryści zdążyli zabić 23 osoby z Japonii, Włoch, Kolumbii, Hiszpanii, Australii, Polski i Francji.
Po tej tragedii ochrona placówki została wzmocniona. Przy wjeździe na teren muzeum ustawiono betonowe zapory, a przy wejściu do gmachu zainstalowano bramki z wykrywaczami metalu. Na ścianie budynku wmurowano tablicę z nazwiskami ofiar.
Jednak dla turysty te zmiany to nie jedyne świadectwa zamachu. Półtora roku później wciąż były widoczne rozbite szyby w gablocie i dziury po kulach w ścianach. Jakby zbrojna akcja zakończyła się przed chwilą. Co więcej, w niektórych miejscach widać było jeszcze ślady krwi, a nawet odbitych podeszw butów ofiar.
Wydaje się, że władze muzeum celowo pozostawiły ponure memento. Widziały bowiem rosnące zainteresowanie placówką – nie tylko ze względu na antyczne dzieła. Wielu turystów niczym magnes przyciągało miejsce, w którym popełniono zbrodnię. Mieli oni do przewodników więcej pytań o niedawne wydarzenia niż o historię sprzed dwóch tysięcy lat. Tylko na miejscu, z bezpiecznej perspektywy, mogli uprzytomnić sobie grozę i tragedię, której doświadczyli przypadkowi ludzie. Samo odczucie, że na miejscu ofiary mógł w zasadzie znaleźć się każdy z turystów, warte było ceny biletu.
W tunezyjskim muzeum Bardo zetknęły się zatem dwa rodzaje turystyki. Tradycyjny, odnoszący się do eksponowanej sztuki, i „mroczna turystyka”, związana z podążaniem śladami śmierci, tragedii, katastrof i krwawych morderstw.
Polecamy: Chmara turystów i zirytowani lokalsi. Beczka prochu w cieniu palmy
Miejsc z mroczną historią, do których trafiają setki tysięcy turystów, jest wiele. W Polsce należą do nich choćby obozy śmierci Auschwitz-Birkenau czy Majdanek. W USA jest Ground Zero, tj. miejsce po drapaczach chmur Word Trade Center, zniszczonych przez zamachowców 11 września 2001 r. Z kolei w Kambodży Pola Śmierci przyciągają historią rzezi, których dokonywali tam Czerwoni Khmerzy w latach 70.
Będąc na miejscu, odbieramy wszystko na dużo wyższym poziomie emocji niż podczas lektury historycznych książek lub pokazów filmów. By lepiej wyobrazić sobie krwawe igrzyska w Koloseum, można obejrzeć hollywoodzki hit Gladiator lub choćby ostatnią adaptację Quo vadis. Jednak w amfiteatrze w Al-Dżamm, w Tunezji, gdzie kręcono te superprodukcje, wyobraźnia pracuje zupełnie inaczej. W tunelu dla gladiatorów i reszty niewolników niemal słychać dudniący wrzask tłumu.
Dreszczyk emocji jest szczególnie miły, gdy można go poczuć z bezpiecznej pozycji widza. Jednak szczególny rodzaj turystów chce doświadczyć jeszcze więcej. Dla nich organizowane są np. wycieczki do Czarnobyla, w strefę zakazaną, która obejmuje dziś opustoszałe, a niegdyś 50-tysięczne miasto Prypeć. Życie zamarło w nim po ewakuacji, którą przeprowadzono zaledwie w dwie godziny.
Blisko 40 lat po największej w historii ludzkości katastrofie elektrowni atomowej promieniowanie nie zagraża już życiu – pod warunkiem że do Strefy Wykluczenia przyjedzie się na krótko, a w trakcie pobytu przestrzega określonych zasad. Niemniej wycieczka ze stałym monitoringiem natężenia promieniowania na wielu robi wrażenie. Podobnie jak i spacer po wymarłym mieście. Dopiero tam, oglądając mieszkania, sklepy czy przedszkola z porozrzucanymi zabawkami, można sobie naprawdę zdać sprawę z tragedii mieszkańców tych terenów.
Przeczytaj także: Czarnobyl po 39 latach. Polacy pamiętają, ale chcą atomu
Pojęcie Dark Tourism po raz pierwszy wprowadzili i zdefiniowali Malcolm Foley i J. John Lennon w 1996 roku we wstępniaku pt. Heart of Darkness w International Journal of Heritage Studies (Vol. 4, No. 2). Autorzy opisali przy tym muzeum Six Floor, założone w miejscu, z którego padły strzały podczas zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego w Dallas.
Jednak samo zjawisko „ciemnej turystyki”, choć nienazwane, występowało o wiele wcześniej. W pracy Tanatoturystyka – kontrowersyjne oblicze turystyki kulturowej prof. Sławoj Tanaś z Uniwersytetu Łódzkiego wskazuje, że prawdziwa „eksplozja” podróży zainspirowanych śmiercią nastąpiła wraz z nastającym Romantyzmem, sięgającym chętnie po mroczne średniowieczne fascynacje śmiercią, torturami czy krajobrazami z malowniczymi ruinami. Stąd od przełomu XVIII i XIX w. mnożyły się wyprawy do tajemniczych zamków Szkocji, Anglii czy Francji. Nekropolie podobne Père-Lachaise w Paryżu przyciągały podróżników zainteresowanych metafizycznym wątkiem wyprawy.
Zwolenników podobnych wycieczek nie brakuje i dziś. Właściciele odrestaurowanych zamków zbijają na tym majątek, jednocześnie inwestując w odświeżenie dawnych sal tortur, które cieszą się dużym powodzeniem. Podobnie wspomniany cmentarz Père-Lachaise nawiedzają rzesze turystów, oblegając choćby grób Fryderyka Chopina czy pozując do zdjęcia przed mogiłą Jima Morrisona.
Śmierć, mimo powszechności, od zawsze budzi grozę, ale i zainteresowanie. Nad motywami podobnej fascynacji zastanawiał się m.in. brytyjski prof. Tony Seaton, zadając pytanie, czy śmierć w ogóle można uznać za „atrakcję turystyczną”. Czy jest to rodzaj nie do końca zdrowego zafascynowania sposobem zadawania cierpienia i skalą zbrodni? Czy jednak może to być zainteresowanie historią wraz z oddaniem hołdu tym, którzy odeszli?
Prof. Tanaś przywołuje miejsce, które może posłużyć za przykład obydwu wspomnianych postaw. Kaplicę Czaszek w Czermnej k. Kudowy Zdroju, w woj. dolnośląskim, można uznać za „ciekawostkę krajoznawczą” i poddać wakacyjnej „analizie”, zastanawiając się np., jak wysoki mógł być zmarły posiadający wyjątkowo długą kość piszczelową, wyróżniającą się wśród wielu innych, jakimi wyłożono kaplicę. Można jednak podejść do tego obiektu w zgodzie z sacrum miejsca złożenia szczątków wielu istnień. Na podobnej zasadzie wielu wiernych wyrusza do Kalwarii Zebrzydowskiej, by zobaczyć inscenizację Męki Pańskiej, którą odbierają jako doświadczenie religijne. Jednak inni wydarzenie to mogą pojmować w kategoriach przedstawienia teatralnego w plenerze, przyciągającego swoim realizmem.
Z czego zatem wynika rosnące zainteresowanie „mroczną turystyką”? Wielu badaczy uważa, że podróżnicy upatrują w niej po prostu odmienny świat, z którym nie spotykają się na co dzień. Mają przy tym dość szablonowych „disneyowskich” rozrywek i spreparowanych miejsc dla turystów.
Prawdziwe kontrowersje pojawiają się jednak w chwili pomieszania tych dwóch światów. Jako zwyczajnie niestosowne można uznać pojmowanie prawdziwej śmierci przez pryzmat przygody w „parku grozy” wesołego miasteczka, w którym dreszczyk emocji będzie można przegryźć hamburgerem z pobliskiego McDonalda. Może dlatego mroczna turystyka nie jest dla wszystkich.
Może Cię także zainteresować: Przybyłem, zobaczyłem, odhaczyłem. O podróżach, które nie kształcą