Dwa kosze, 10 wózków, jedno marzenie

One ball, one dream – takie było hasło mistrzostw Europy w koszykówce na wózkach, które właśnie zakończyły się w Wałbrzychu

One ball, one dream – takie było hasło mistrzostw Europy w koszykówce na wózkach, które właśnie zakończyły się w Wałbrzychu

Różnic pomiędzy koszykówką tradycyjną, a tą na wózkach, jest tylko kilka. Boisko ma takie same wymiary, jest taka sama liczba zawodników, rozgrywane są cztery kwarty po 10 minut. Są tylko specjalne przepisy dotyczące wózków oraz punktowa klasyfikacja niepełnosprawności graczy, na podstawie której ustala się składy drużyn.

Historia dyscypliny datuje się od 1945 r. Uprawiający ją sportowcy najczęściej zmagają się z urazami kończyn dolnych i kręgosłupa, które uniemożliwiają prawidłowe poruszanie się, a zwłaszcza uprawianie sportu bieganego. Ale mają w sobie pasję, która pozwala im przełamywać bariery.

W ostatnich dniach stolicą koszykówki na wózkach był Wałbrzych – tam odbywały się mistrzostwa Europy. W niedzielnym finale Wielka Brytania pokonała Hiszpanię, która z kolei w piątkowym ćwierćfinale zatrzymała Polaków.

Ostatecznie nasza drużyna zajęła 6. miejsce.

Polska półamatorska

Na co dzień polscy koszykarze na wózkach rywalizują w pierwszej i drugiej lidze. Choć akurat niekoniecznie ci, którzy nas reprezentowali w Wałbrzychu. Piotr Łuszyński oraz Krzysztof Bandura występują w tureckim Galatasaray Stambuł, Marcin Balcerowski i Dominik Mosler grają w lidze niemieckiej; Andrzej Macek, Adrian Łabędzki, Mateusz Filipski i Krzysztof Kozaryna – we włoskiej, a Przemysław Bonio – w hiszpańskiej. Tylko trójka, czyli Krystian Sobieraj, Tomasz Łyko i Piotr Darnikowski gra w kraju.

„W pierwszoligowych rozgrywkach w Polsce bierze udział tylko pięć zespołów, a w drugiej – sześć. Daje to około 100 zawodników. To jest naprawdę niewielka liczba, porównując do innych krajów, gdzie można ich liczyć w setkach lub nawet tysiącach. W Polsce jest duży problem z organizacją, ogólnie jest ciężko. Nie ma wysokich kontraktów i dużych budżetów. Wszystko otrzymywane jest od sponsorów i innych źródeł, ale to wciąż jest mało. Nie ma co porównywać. Za granicą mamy ligi zawodowe, płaci się zawodnikom za grę i wszystko jest profesjonalne. Niestety, jest to niebo a ziemia, między naszą Polską ligą, a zagraniczną. Tutaj jest gra rekreacyjna” –
zauważa Dominik Mosler.

Patrząc z tej perspektywy, 6. miejsce jest niezłe, choć apetyty były większe.

Życie pisze scenariusze

„Dotarłem do takiego momentu w swoim życiu, w którym nie wiedziałem w którym kierunku podążać. Młody chłopak, mający plany i marzenia, które w jednej chwili legły w gruzach. Musiał minąć rok, zanim zdecydowałem się usiąść na wózku i spróbować swoich sił” – wspomina Piotr Łuszyński, grający trener reprezentacji.

Jego przygoda z koszykówką na wózkach zaczęła się w wieku 19 lat, w dość niewinny sposób, bo od zwykłego urazu kolana. Po jakimś czasie okazało się jednak, że dolegliwości się nasilały.

„Pewnego dnia, kiedy dochodziłem już do pełnej sprawności kolana, kolejny raz doznałem poważnego urazu – był to przełomowy moment, gdzie byłem zmuszony podjąć decyzję o zakończeniu mojej przygody z koszykówką na nogach. Był to bardzo trudny czas dla mnie, młodego człowieka, który z koszykówką wiązał spore plany i poświęcił jej całe swoje dotychczasowe życie. Niestety, życie pisze różne scenariusze. Wskutek nieszczęśliwego wypadku, straciłem część lewej stopy i doznałem urazu kręgosłupa. Następstwem tego była operacja i włożenie implantu między kręgi” –
opowiada Łuszyński.

Jest jednocześnie pierwszym trenerem reprezentacji Polski oraz zawodnikiem.

„Oczywiście, bardzo skomplikowane jest połączenie grania z byciem trenerem, aczkolwiek robię to już 10 lat, więc człowiek trochę przywyknął. Na linii mam świetnego asystenta, Arkadiusza Chlebdę – także nie do końca jestem w tym sam. Ostateczna decyzja należy do mnie, ale przystosowaliśmy się do takiego systemu i funkcjonowania. Do tej pory sobie radziliśmy, ale w tym turnieju, widać, że nie do końca” – podsumowuje.

Co jest ważne w prowadzeniu zespołu?

„Od początku staram się uczyć, szczególnie młodych zawodników, ciężkiej pracy i dyscypliny, jednocześnie nie dając im odczuwać – co w moim mniemaniu jest bardzo istotne- że są osobami niepełnosprawnymi i mają jakieś ograniczenia. Takie rzeczy zostawiamy w domu” – odpowiada Łuszyński.

Sport znosi bariery

Marcin Balcerowski, który jest jednym z najbardziej doświadczonych zawodników, mówi, że los nigdy nie zabrał mu koszykówki, ale dał inne, nowe, dobre życie, w którym dalej może grać w koszykówkę – dlatego jest szczęśliwy.

„Sport jest czymś tak wspaniałym, że znosi wszystkie bariery” – mówi.

Pierwsze kroki w koszykówce stawiał w grupach młodzieżowych. Następnie przyszedł czas na trzecią i drugą ligę, z nadzieją na coś więcej, aż do sierpnia 1998 roku… 18-letni wówczas Balcerowski w ciepły, sierpniowy dzień jechał z przyjacielem nad jezioro. Był pasażerem. Na zakręcie wpadli w poślizg, auto dachowało. Kierowca zginął na miejscu. Marcin wypadku nie pamiętał, był nieprzytomny. Stracił władzę w nogach.

„Dopiero pobyt w ośrodku w Konstancinie mi to uświadomił. Na pierwszej wizycie rehabilitant oznajmił, że prawdopodobnie już nigdy nie zagram w koszykówkę. Diagnoza: przerwanie rdzenia kręgowego” – wspomina Balcerowski, który wtedy nie przypuszczał, że w 2002 roku zostanie powołany do reprezentacji Polski.

Nasza reprezentacja podzielona jest mniej więcej na pół – część zawodników doznała urazów wskutek nieszczęśliwych wypadków, a druga część już z nimi się urodziła.

„W 2005 roku, w wieku 21 lat, miałem wypadek. Po trzech miesiącach pobytu w szpitalu, gdy go opuszczałem, na ulicy podeszła do mnie pani, która roznosiła ulotki. Wówczas mieszkałem na Śląsku. Ulotka dotyczyła stowarzyszenia „Start”, który zrzesza kluby niepełnosprawnych w całej Polsce. Wspólnie z moim tatą udaliśmy się do tego klubu. Były dyscypliny typu pływanie, koszykówka. Prezes zaproponował „A może spróbujesz swoich sił w koszykówce?”, gdzie nigdy w życiu z koszykówką nie miałem nic wspólnego i szczerze, nie przepadałem za nią. Spróbowałem. Moja kariera rozwinęła się w takim tempie, że już po roku dostałem się do kadry U22 reprezentacji Polski, w 2007 roku grałem w kadrze seniorskiej. Wszystko było dynamiczne, dzięki czemu gram do tej pory” – opowiada Dominik Mosler. „Taki życie miało dla mnie scenariusz. Gram już kilkanaście lat i jestem szczęśliwy”

Zatrzymani w drodze do Tokio

W tym roku nasza kadra nie awansowała na igrzyska paraolimpijskie w Tokio – tam dostaje się tylko pierwsza czwórka z Europy (oprócz finalistów jeszcze Turcy i Niemcy).

„Na pewno liczyliśmy na znacznie więcej niż szóste miejsce. Wśród nas jest bardzo duży niedosyt. Zabrakło energii w rękach i w głowach. Po wyrównanym, przegranym minimalnie meczu z Niemcami wpadliśmy w ćwierćfinale na bardzo mocną Hiszpanię. Wszyscy walczyli do końca, ale gdzieś ta energia z nas uciekała” – powiedział Dominik Mosler.

W ten weekend szczęścia nie mieli też nasi zawodnicy w koszykówce bieganej (tradycyjnej), którzy w mistrzostwach świata w Chinach zostali rozbici przez Argentyńczyków. Ale i tak, mimo tej porażki, wystąpią w ćwierćfinale. W tamtej reprezentacji gra 19-letni syn Marcina Balcerowskiego, Aleksander – obydwaj są wychowankami wałbrzyskiego Górnika.

Ciągle jest szansa, ze syn na nogach osiągnie lepsze miejsce od ojca na wózku. Ale lekko nie będzie. W ćwierćfinale mistrzostw w Chinach polscy koszykarze zagrają z… Hiszpanią.

Opublikowano przez

Pamela Wrona

Autor


Koszykówka, koszykówka i jeszcze raz koszykówka. Na co dzień pisze o niej dla portalu PolskiKosz.pl

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.