Planowanie rodziny to inwestycja w przyszłość

Światowi przywódcy obiecali, że do 2030 r. zostanie wprowadzony powszechny dostęp do usług związanych z planowaniem rodziny. Ważny krok w tym kierunku wykonały teraz władze Wielkiej Brytanii

Światowe media w ostatnich tygodniach zdominowały doniesienia o rozmaitych kryzysach politycznych i skandalach. Nic więc dziwnego, że wiele osób przeoczyło oświadczenie władz Wielkiej Brytanii, które w zeszłym miesiącu obiecały przeznaczyć 600 mln funtów (779 mln dolarów) na zapewnienie dostępu do środków planowania rodziny dla 20 mln kobiet i dziewcząt w krajach rozwijających się

Decyzja brytyjskiego rządu opiera się na badaniach Konsensusu Kopenhaskiego (Copenhagen Consensus Center), z których wynika, że planowanie rodziny to jedna z najlepszych inwestycji rozwojowych. Obecnie setki milionów kobiet nie mogą decydować o liczbie dzieci, czasie ich narodzin czy o odstępach między kolejnymi ciążami, co nieraz może mieć niezwykle dramatyczne skutki. Istnieją także poważne przesłanki ekonomiczne przemawiające za tym, by planowaniu rodziny nadawać wysoki priorytet.

Zagrożenie dla ambitnego celu na 2030 r.

Obecnie 214 mln kobiet w wieku reprodukcyjnym w krajach rozwijających się nie używa nowoczesnych metod antykoncepcji. Prawie jedna czwarta kobiet w Afryce, a jedna na dziesięć kobiet w Azji, Ameryce Łacińskiej i na Karaibach nie mogą korzystać ze środków w zakresie planowania rodziny.

Cztery lata temu światowi przywódcy obiecali, że do 2030 r. zostanie wprowadzony powszechny dostęp do usług związanych z planowaniem rodziny. Jednakże w 2017 r. światowe środki finansowe przeznaczane na te cele wynosiły ok. 1,27 mld dolarów, czyli mniej niż w 2014 r., gdy na ten cel wydano 1,43 mld dolarów. Oznacza to, że za przykładem Wielkiej Brytanii powinny pójść teraz kolejne kraje na całym świecie.

Niektóre programy planowania rodziny są wręcz chronicznie niedofinansowane. Administracja prezydenta Donalda Trumpa, podobnie jak jego republikańskich poprzedników, wycofała się z wielu takich inicjatyw, ponieważ nie chciała, by amerykańscy podatnicy finansowali zabiegi aborcyjne.

Jednak polityka obecnego prezydenta USA może nie osiągnąć swojego zamierzonego celu – z badań na Uniwersytecie Stanforda wynika bowiem, że podobne działania podjęte przez ówczesnego prezydenta George’a W. Busha skutkowały większą ilością aborcji, ponieważ ograniczono środki na organizacje pozarządowe, które dzięki nim kupowały środki antykoncepcyjne.

Korzystna „dywidenda demograficzna”

Badania przeprowadzone przez Konsensus Kopenhaski pokazują, dlaczego powinniśmy dążyć do powszechnego dostępu do nowoczesnej antykoncepcji. Hans-Peter Kohler i Jere Behrman z Uniwersytetu Pensylwanii oszacowali, że każdego roku potrzeba będzie 3,6 mld dolarów, by zapewnić usługi związane z planowaniem rodziny dla 214 mln kobiet, które obecnie nie mają do nich dostępu.

Nieodpowiednie planowanie w tym zakresie przyczynia się do wysokiego wskaźnika umieralności niemowląt, a w przypadku kobiet, które mają więcej niż czworo dzieci, zwiększa się także ryzyko śmiertelności. Według Kohlera i Behrmana powszechny dostęp do antykoncepcji każdego roku oznaczałby nawet 640 tys. mniej przypadków śmierci wśród noworodków oraz 150 tys. mniej przypadków śmierci wśród matek. Ujmując te korzyści zdrowotne pod względem gospodarczym, Kohler i Behrman twierdzą, że każdy dolar wydany na zwiększenie dostępności do antykoncepcji generuje dobro dla społeczeństwa o wartości 40 dolarów.

Wynik jest imponujący. Z „dywidendy demograficznej” korzystać będą mogły także biedne kraje, jako że przyspieszony wzrost ekonomiczny może być rezultatem wzrostu liczby osób pracujących w stosunku do osób uzależnionych od pomocy.

Szansa dla gospodarki

W krajach najmniej rozwiniętych ponad 40 proc. populacji stanowią osoby poniżej 15. roku życia, które muszą polegać na wsparciu finansowym ze strony osób w wieku produkcyjnym. Jednak gdyby kobiety mogły realnie planować rodzinę, zwiększyłoby się prawdopodobieństwo posiadania mniejszej liczby dzieci.

Gdy wskaźniki urodzeń spadają, liczba osób na utrzymaniu relatywnie kurczy się w stosunku do liczby osób w wieku produkcyjnym. Z mniejszą liczbą osób na utrzymaniu i – w rezultacie – z większą liczbą osób pracujących, kraj miałby większą szansę na szybszy wzrost gospodarczy. Co więcej, mniejsze rodziny pozwoliłyby rodzicom na zwiększenie inwestycji w każde dziecko. 

W sumie, według Kohlera i Behrmana, korzyści demograficzne mogą wynieść nawet 288 mld dolarów rocznie. Natomiast kiedy dodamy demograficzną dywidendę do korzyści zdrowotnych, okaże się, że każdy dolar wydany na polepszenie dostępu do środków planowania rodziny zostanie przeliczony na dobro społeczne o wartości 120 dolarów.

Kolejne państwa pójdą w ślady Wielkiej Brytanii?

To absolutnie fenomenalna inwestycja. Panel ekspertów-ekonomistów zgromadzonych przez Konsensus Kopenhaski (w tym dwóch laureatów Nagrody Nobla) doszedł do wniosku, że powszechny dostęp do planowania rodziny (wraz z wolnym handlem, lepszym odżywianiem, szerszym dostępem do szczepień i większymi nakładami na edukację przedszkolną) jest jednym z najważniejszych celów polityki rozwojowej, do realizacji którego może dążyć świat.

Teraz na innych rządach i darczyńcach spoczywa kwestia dopasowania się do decyzji brytyjskiego rządu tak, by planowanie rodziny stało się bardziej dostępne. Gdy na szali jest tak wiele, świat powinien poświęcić o wiele więcej uwagi i zasobów, by osiągnąć ten cel.

© Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org

Opublikowano przez

Bjorn Lomborg


Szef instytutu Copenhagen Consensus Center i profesor Copenhagen Business School. Rozgłos przyniosła mu wydana w 2001 r. książka „The Skeptical Environmentalist” („Sceptyczny Ekolog”).

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.