Humanizm
Nie tylko broda, kapelusz i Biblia. Amisze w USA współcześnie
02 grudnia 2024
Erdoğan traci poparcie społeczeństwa. Kandydaci jego partii przegrali wybory w Stambule i Ankarze
„Gdy usłyszałam, że odbiliśmy Ankarę i Stambuł, chwyciłam flagę i wybiegłam z domu. Fala ludzi zmierzająca na główny plac. Czerwień i biel, barwy narodowe. W ostatnich latach było mi niedobrze, gdy je widziałam. Stoję w morzu tych kolorów, unoszę rękę z flagą. Płaczę. Zaczęliśmy powstanie”.
34-letnia Mira nie chciała wyjeżdżać z Turcji. Postanowiła, że zrobi to, jeśli w najbliższych wyborach Recep Tayyip Erdoğan utrzyma władzę. Myślała: „Kto wie, co będzie dalej? Najpierw zabrali nam sądy, potem media, szkoły – zaraz staniemy się trzecim światem”. Bała się o przyszłość swoich córek. Jednej dała na imię Ebru, czyli błękit nieba, drugiej Güneş – słońce. To imiona wolnych ludzi.
„A w Turcji coraz bardziej brakowało nam powietrza. Erdoğan jest zaślepiony władzą jak każdy dyktator. Ludzie przestali się dla niego liczyć” – dodaje.
Imię Mira oznacza kometę. Starożytni astronomowie wierzyli, że komety zwiastują nieszczęście. Mira sądzi, że to zła interpretacja. „Mira, kometa to światło, czyli nadzieja. Może dlatego nie straciłam wiary w to, że uda nam się odzyskać Turcję z rąk Erdoğana. Niedzielne wybory to dopiero początek. Stambuł znowu połączy nas z Europą” – wyjaśnia.
Wybory samorządowe w Turcji przyniosły nadzieję na zmianę i polityczną odwilż, nie tylko Mirze, lecz także tysiącom jej rodaków, którzy wyszli na ulice Ankary i Stambułu zaraz po przedstawieniu nieoficjalnych wyników niedzielnej elekcji. Pragnęli świętować sukces, o jakim marzyli od dawna. Partie islamistyczne straciły władzę w stolicy po raz pierwszy od 25 lat.
Sytuacja w Turcji jest w pewnym stopniu podobna do polskiej. Po latach dominacji partii Sprawiedliwości i Rozwoju, matecznika „prezydenta absolutnego” Recepa Erdoğana, władzę w stolicy przejmuje opozycyjny kandydat, Mansur Yavaş, ze świeckiej i lewicowej partii CHP. To on pokonał byłego ministra środowiska związanego z Erdoğanem Mehmeta Özhasekiego.
Bolesny cios rządzącej koalicji zadało 81 mln wyborców, którzy w niedzielę poszli do urn. Oprócz Ankary odbili także Stambuł, ukochane miasto Erdoğana, miejsce na wskroś symboliczne, w którym obecny prezydent rozpoczynał karierę polityczną (jako burmistrz miasta w 1994 r.).
To słowa samego prezydenta, które teraz Recep Erdoğan z pewnością chętnie by cofnął. Znalazły się w tureckiej prasie, także jako nagłówki. Stały się też nieoficjalnym sloganem polityków nieprzychylnych władzy. Opozycja liczy, że symboliczne zwycięstwo z wyborów samorządowych ukróci autorytarne zapędy lidera nacjonalistycznej partii religijnej.
Recep Erdoğan nie dopuszczał myśli, że może stracić wpływy w ukochanym mieście. Wyniki spływające z lokali wyborczych początkowo dawały równe szanse obu kandydatom. W szranki stanęli były premier Binali Yıldırım i kandydat opozycji Ekrem İmamoğlu. Po zakończeniu ciszy wyborczej obecny prezydent ogłosił zwycięstwo Binaliego Yıldırıma. Jednak po ostatecznym przeliczeniu głosów szala zwycięstwa przechyliła się na stronę opozycyjnego kandydata. Rząd zwleka z ogłoszeniem ostatecznego wyniku elekcji. Być może na wyniki trzeba będzie poczekać kilka dni.
„Erdoğan był tak przekonany o zwycięstwie, że w poniedziałek rano w Stambule wywieszono billboardy z twarzami Erdoğana i Yıldırıma, na których prezydent Turcji dziękował za głosy, jakie przyniosły zwycięstwo namaszczonemu przez niego prezydentowi Stambułu” – opowiada Mira, nie kryjąc rozbawienia.
Teraz nie jest jej do śmiechu, bo rządząca Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) podważa wyniki wyborów w jej rodzimej Ankarze. Kandydat na burmistrza z ramienia tej partii Mehmet Özhaseki twierdzi, że w tysiącach urn wyborczych w stolicy kraju pojawiły się błędy.
„Waga wyborów w obu miastach jest nie do przecenienia dla opozycji, dotąd osłabionej i atakowanej przez agresywne rządowe media” – mówi Sinan, 30-letni politolog, który wyjechał do Niemiec trzy lata temu, nie mogąc znieść coraz trudniejszych warunków życia w Turcji. „Zwyciężyła demokracja, zwyciężył zdrowy rozsądek. Płakałem, gdy dotarły do mnie wyniki wyborów” – wyznaje.
Sinan planuje powrót do kraju z emigracji, jeśli Erdoğan straci władzę. Podobnie myślą jego znajomi, na co dzień mieszkający i pracujący w Berlinie. Z Turcji wygnał ich kryzys ekonomiczny. Szybujące w górę ceny żywności, osłabienie tureckiej liry i brak perspektyw na poprawę sytuacji to główne przyczyny zmiany nastroju tureckich wyborców.
Zachodnioeuropejscy ekonomiści zgodnie twierdzą, że kryzys gospodarczy to wynik fatalnej polityki gospodarczej prezydenta Turcji.
Ekonomiczną zapaść wywołał wzrost cen produktów mlecznych, importowanych paliw i nawozów sztucznych. Ceny podniesiono o ok. 30 proc., a wartość pensji malała za sprawą galopującej inflacji. Cebula zdrożała czterokrotnie, co wywołało bunt biedniejszych warstw społeczeństwa, dotychczas najbardziej oddanych wyznawców partii Erdoğana. Ich oddanie można porównać do zaangażowania religijnego. Jednak nawet największe ideologiczne przesłanki znikają, kiedy obywatelom brakuje pieniędzy na wyżywienie rodzin.
„Teraz pojawiło się jakieś światło. Nadzieja na to, że jeszcze może być normalnie” – mówi Sinan. „Wykształceni Turcy przewidywali, że Erdoğan będzie próbował manipulować wynikami wyborów. Wygrana to dla nas wszystkich olbrzymie zaskoczenie. Ale jeszcze boimy się o ostateczny wynik. Moi znajomi dzwonią i alarmują: »Na ulicach stolicy coraz więcej wojska i policji«. Być może Erdoğan anuluje wybory. Przy tym poziomie propagandy wszystko może się zdarzyć” – relacjonuje.
Już w tygodniach poprzedzających wybory opozycyjni politycy zapowiadali, że niedzielne głosowanie będzie postrzegane jako referendum wobec działań, jakie prezydent podjął w walce z kryzysem gospodarczym.
„To największe obywatelskie wotum nieufności, jakie mógł otrzymać Erdoğan” – deklaruje Sinan, nie kryjąc radości.
Wyborcy odbyły się w 30 miastach, 51 magistratach i 922 dzielnicach w całym kraju. Opozycji udało się coś, co jeszcze rok temu oceniano jako nierealne. Musiała poradzić sobie z nieprzychylnymi mediami, praktycznie w większości kontrolowanymi przez rząd. Na dzień przed wyborami reżim aresztował większość opozycyjnych polityków kurdyjskich z południowo-wschodniej części kraju (oskarżono ich o terroryzm). Teraz Republikańska Partia Ludowa musi zmierzyć się z zarzutami o oszustwa wyborcze.
Jednak nic nie jest w stanie zatrzymać tej energii, którą opozycja dostała dzięki wsparciu milionów wyborców. To nadzieja na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych.
„Nadzieja zupełnie jak światło komety, które dawniej wywoływało strach, a dziś przyciąga rzesze do obserwacji nieba” – mówi Mira.
Tego światła z pewnością obawia się Recep Tayyip Erdoğan. Obecność Miry na głównym placu Ankary zwiastuje nieszczęście dla jego rządów.