Nauka
Na tropie życia w kosmosie. Nowe odkrycie astrofizyków
02 grudnia 2024
Miliony ludzi ze wschodu i centrum Ukrainy znajdują ukojenie i spokój w zachodniej części kraju. Liczba turystów krajowych jest wyższa niż tuż przed wojną. Zagranicznych gości przybywa znacznie wolniej, ale na lwowskich ulicach słychać język polski.
Kiedy w maju 2023 roku odwiedzałem Lwów, był on cały w tulipanach. Sto tysięcy tulipanów posadzonych w 79 punktach przekształciło Lwów w kwiatowe miasto. Słońce nieosłonięte chmurami odbijało się w kroplach wody z fontann, a ładna pogoda zachęcała do spacerów. Tłumy ludzi na ulicach, pełne kawiarniane ogródki. Przyjemnie, słonecznie, błogo, o wojnie można zapomnieć. Jednak nie na długo. Zasłonięte pomniki przypominały, że nie jest tak jak zawsze. Że będziemy się cieszyć ich widokiem dopiero po zwycięstwie. W oczy rzucały się jeszcze informacje porządkowe, pouczające, że w trakcie alarmu trzeba opuścić daną kawiarnię czy restaurację i należy się udać do schronu.
W knajpach (tak się tu mówi o wszelkich lokalach gastronomicznych) nic się nie zmieniło. Co więcej, przybyły nowe lokale. Taras Masełko, szef promocji Fest, największego gastronomicznego holdingu we Lwowie (w Polsce to oni mają Pijaną Wiśnię), opowiada, że Lwów sprzed roku i ten dziś to inne miejsca. Otwierają nowe lokale (także w Polsce), szukają pomysłów. Klientów nie brakuje. Marianna Dushar, czyli Pani Stefa, blogerka i autorytet kulinarny oraz osoba zajmująca się profesjonalnie badaniem tradycji kulinarnych, wydaje właśnie w Polsce książkę o kuchni lwowskiej. Dużo dzieje się w świecie kulinarno-badawczym Galicji. Wszyscy też zbierają na ZSU, czyli siły zbrojne Ukrainy.
Lwów w maju 2023 roku jest inny niż ten, który zapamiętaliśmy z medialnych relacji z wiosny 2022 roku. W pamięci zapisał się obraz rzeszy uchodźców przyjeżdżających tu swoimi samochodami lub – częściej – koleją, w przepełnionych pociągach, nieraz ostrzelanych przez rosyjskich bandytów. Lwów stanął wówczas na wysokości zadania. Przyjął, wykarmił, zapewnił dach nad głową. Bardzo przydała się rozbudowana baza hotelarska i gastronomiczna, a przede wszystkim – zaangażowanie ludzi.
Czytaj również: Memy jako broń. Nietypowy sposób walki z Rosją
Lwów jest dużym miastem, liczącym ponad 700 tys. mieszkańców (dwie dekady temu ponad 800 tys.). Jednak tutejsza oferta gastronomiczna stworzona jest do zaspokajania potrzeb dużo większej rzeszy ludzi. Rozbudowana jest też baza noclegowa. Przed wybuchem wojny miasto odwiedzało ponad 2 mln turystów rocznie, nieco więcej niż np. Gdańsk. Lwowska turystyka była – a w zasadzie wciąż jest – dość specyficzna. Z badań wykonanych na zlecenie miejskiego samorządu wynika, że dla około 85 proc. gości podstawowym celem wizyty nie jest zwiedzanie zabytków, ale wypicie kawy na Rynku, odwiedzanie lokali gastronomicznych. Tak, Lwów ma bywalców zupełnie jak Berlin. Wśród nich znaczącą grupę stanowili Polacy. Gdyby ogłoszono konkurs na kulinarną stolicę Europy Środkowej, Lwów byłby faworytem.
Pytanie o to, dla kogo to wszystko, jest w obliczu wojny jak najbardziej uzasadnione. Odpowiedź jest prosta: dla turystów. Tak jak przed rosyjską napaścią. Mariany Oleskiv, przewodnicząca Państwowej Agencji Rozwoju Turystyki Ukrainy twierdzi wprost, że w czasie wojny turystyka krajowa ratuje ukraińską gospodarkę (za Ukrayina.pl). Istotnie, w 2023 roku ruch turystyczny był zbliżony do tego w 2021 roku. Teraz jednak turystyka koncentruje się w zachodniej Ukrainie. Tłumy przyjezdnych są nie tylko we Lwowie. Pełną parą pracuje turystyczna infrastruktura Truskawca, na brak gości nie narzekają Karpaty i Zakarpacie.
Dla wielu osób, które przeżywają długotrwały stres, wyjazd w góry czy podróż do Lwowa są wybawieniem. Wszystkie hotele i kawiarnie w Ukrainie mają schrony, na wypadek ataku rakietowego. Dysponują też generatorami prądu na wypadek przerw w jego dostawach
– podkreśla Oleksiv.
Dla Ukraińców z centrum i ze wschodu jest to podróż i odpoczynek w miejscach uznanych za bezpieczne, z dala od wojny.
Polecamy: HOLISTIC TALK: Poczucie własnej wartości. Jak odnaleźć siebie? (Krzysztof Zaniewski)
We Lwowie słychać język polski, choć nie tak często, jak przed 2022 rokiem. Najbardziej znacząca część spośród ponad 200 tys. turystów, którzy odwiedzili Ukrainę, najprawdopodobniej wybrała właśnie stolicę Galicji Wschodniej.
Z danych ukraińskich wynika, że w 2023 roku kraj ten odwiedziło około 2,4 mln zagranicznych turystów, o 400 tys. więcej niż rok wcześniej. Dla porównania: przed wojną było to około 14 mln rocznie. Najczęściej przyjeżdżali Mołdawianie (około 1 mln), Rumuni (400 tys.) i Polacy. Zagraniczni goście najchętniej podróżowali do Kijowa, Odessy i Lwowa.
Turystyczne wyjazdy do Ukrainy to temat delikatny. Trudno polecać komuś wycieczkę do kraju, w którym toczy się wojna. Nawet znajomi Ukraińcy zapraszają „gdy wojna się skończy”, zdając sobie sprawę z delikatności materii. Choć chcieliby, aby turyści przyjeżdżali już teraz, bo to ważne nie tylko z powodów gospodarczych, ale też psychologicznych.
Wielu Polaków, zwłaszcza bywalców i sympatyków Ukrainy, tęskni do tych wyjazdów. „Zaraz, jak tylko wojna się skończy…” Ale wojna się nie kończy. Jechać więc czy nie? Czy to jest bezpieczne? Czy to jest etyczne?
Nie ma miejsc w pełni bezpiecznych. Jak sami widzimy, Kijów jest celem ataków rosyjskich bandytów. Z drugiej strony, patrząc na statystyki, zagrożenie nie jest tak wielkie.
Polskie ministerstwo spraw zagranicznych nie rekomenduje wyjazdu do Ukrainy. Jego brytyjski odpowiednik uwzględnia pewne niuanse. Ogólnie rzecz biorąc – nie zachęca, ale wskazuje najbardziej bezpieczne miasta w Ukrainie, czyli Lwów, Łuck, Równe i Żytomierz. Wielka Brytania odradza zdecydowanie wyjazdy w rejony znajdujące się w odległości 50 km od granicy z Białorusią lub przy granicy z Rosją. Najbezpieczniej jest w regionach: lwowskim, wołyńskim, rówieńskim, zakarpackim, iwanofrankiwskim.
Może Cię także zainteresować: Polacy porównani do innych. Zaskoczenie dot. Rosjan i Niemców
Po wybuchu wojny w Ukrainie rozwinęła się turystyka wojenna, będąca odmianą tzw. dark tourismu. Są to podróże do miejsc, które były okupowane i zostały wyzwolone. Za takim wyjazdem przemawia jedynie to, że biura turystyczne znaczącą część przychodów ofiarują wojsku. Oczywiście podają mnóstwo argumentów, dlaczego warto pojechać. Choćby po to, żeby świat zobaczył rosyjskie zbrodnie. Dla miejscowych ludzi, ofiar tej wojny, taka turystyka polegająca na podglądaniu ich nieszczęść, jest raczej trudna do zaakceptowania.
Polecamy: Jak podbić kraj bez wystrzału? Wojna hybrydowa i dezinformacja
Zdecydowałaś/zdecydowałeś się na tę podróż?
A gdy już tam jesteś…
Polecamy: Dziecko za setki tysięcy. Polki „wynajmują brzuchy” Ukrainek