Edukacja
„Edukacja na nowo”. Duże wsparcie dla polonijnych nauczycieli
23 grudnia 2024
Obecne napięcie na linii Pekin – Waszyngton można określić mianem „chłodnej wojny”. Możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji jest kilka. Cokolwiek się stanie, skutki rywalizacji Chin i USA odbiją się szerokim echem na całym świecie
Nawet bez groźby nuklearnej zagłady charakterystycznej dla okresu zimnej wojny scenariusz, w którym wszyscy przegrywają, jest możliwy. Jeśli Stany Zjednoczone lub Chiny uzyskałyby przewagę, przegrana strona mogłaby podjąć lekkomyślne działania, byle tylko sprowadzić oponenta do parteru. Realny jest jednak także scenariusz, w którym zwycięża tylko jedna strona, jak i scenariusz, w którym wygrywają oba kraje. Tak czy inaczej, cokolwiek się stanie, skutki rywalizacji odbiją się szerokim echem na całym świecie.
Wojna handlowa, zainicjowana przez prezydenta USA Donalda Trumpa w 2018 r., dobrze obrazuje dynamikę chłodnej wojny. Podczas gdy Związek Radziecki był zamkniętą gospodarką, Chiny w ciągu czterech dekad przeszły procesy reform i otwierania się na świat, które uczyniły z nich jedno z największych centrów gospodarczych, obok takich państw jak Stany Zjednoczone czy Niemcy.
Biorąc pod uwagę, jak mocno powiązane są gospodarki USA i Chin – oraz jak głęboko są one połączone z innymi państwami – zakończenie wojny handlowej będzie zwycięstwem dla wszystkich. To dlatego zapowiedź podpisania pierwszej części umowy handlowej z Chinami jest dobrą wiadomością.
Nie wiadomo jednak, jakie będą kolejne kroki. Jeśli zawarcie porozumienia nie wyciszyłoby konfliktu, Pekin i Waszyngton mogłyby zamrozić stosunki wzajemne. Ale skomplikowany charakter globalnej gospodarki oznacza, że w takim scenariuszu USA i Chiny i tak byłyby ze sobą powiązane – w sposób pośredni. W takim scenariusza gospodarka światowa ulegnie zmianie, a wszyscy stracą na wyższych kosztach i sporkach handlowych, ale powstanie całkowicie oddzielnego, konkurencyjnego systemu handlu wydaje się nieprawdopodobne.
USA i Chiny wydają się coraz bardziej nastawiać się na grę o sumie zero-jedynkowej w kwestiach bezpieczeństwa narodowego, co grozi nasileniem wielkiego w skali i ekstremalnie szkodliwego dwustronnego konfliktu dotyczącego dosłownie wszystkiego – od wojskowości i innowacji po finanse i względy ideologiczne.
Podobnie jak wyścig zbrojeń w czasie zimnej wojny, taka konkurencja doprowadziłaby do tego, co Garrett Hardin określił mianem tragedii wspólnego pastwiska. Według koncepcji amerykańskiego ekologa ludzie nadmiernie wykorzystują dostępne im zasoby bez uwzględniania negatywnych skutków takiego postępowania dla całego społeczeństwa. Zasoby, jakie USA i Chiny przeznaczą, by ze sobą rywalizować – oraz te, które pozostałe kraje będą musiały przeznaczyć na dostosowanie się do nowego środowiska – mogą przyćmić wartość wytworzoną przez międzynarodowy handel i inwestycje.
W dziedzinie technologii na przykład skutkiem chińsko-amerykańskiej rywalizacji byłoby powstanie dwóch oddzielnych innowacyjnych ekosystemów różniących się pod względem standardów i podstawowych technologii. W drastyczny sposób zwiększyłoby to koszty prac badawczo-rozwojowych i pogłębiło ryzyko powstania szkód systemowych. Byłby to zatem kosztowny krok wstecz w kontekście osiągnięć globalizacji.
Chiny i USA muszą podjąć kroki na rzecz budowy zaufania, wzmacniania współpracy i poprawy dyscypliny politycznej, by uniknąć takiego scenariusza. Nie oznacza to jednak, że oba kraje muszą we wszystkim zgadzać się ze sobą. Chodzi raczej o to, by w klarowny sposób i przy zachowaniu wzajemnego szacunku obie strony opisały nieporozumienia i sprecyzowały „czerwone linie”, których nie należy przekraczać.
Stany Zjednoczone musiałyby przyjąć, że nie będą rzucać wyzwania Chinom w takich obszarach, jak model wzrostu gospodarczego, system polityczny czy fundamentalne zasady ideologiczne. W praktyce oznacza to ograniczenie angażowania całej administracji rządowej w relacje wzajemne. Strategiczna rywalizacja jest nieunikniona, ale nie każdy jej element jest uczciwy. Na szczęście widać już pierwsze znaki, że amerykańscy negocjatorzy uznają ideologiczne „czerwone linie” zarysowane przez Pekin.
Nie oznacza to jednak, że pewnych ustępstw nie powinny poczynić także Chiny. Zgodnie z postulatami Waszyngtonu oraz własną koncepcją długoterminowych reform strukturalnych Chiny chcą jeszcze bardziej otworzyć swoją gospodarkę. Sprzyja temu dynamiczny rozwój klastrów miejskich, takich jak obszar skupiający miasta prowincji Guandong (tzw. Greater Bay Area), czemu towarzyszą działania służące tworzeniu warunków dla zrównoważonego rozwoju, ograniczaniu korupcji, usprawnianiu biurokracji i walce z nierównościami.
Co więcej, Pekin pokazał gotowość do współpracy poprzez udział w wielostronnych porozumieniach i umowach, takich jak np. porozumienie w sprawie zmian klimatu z 2015 r. (z którego USA postanowiły się wycofać). Chiny wykorzystują także swoje zasoby do inwestowania w innowacje i wspieranie rozwoju daleko poza swoimi granicami.
„Chłodna wojna” grozi podważeniem tych wysiłków, ponieważ proces negocjacji z Waszyngtonem sprawia, że Pekin musi wzmocnić swoją pozycję. Sytuacja wymaga zapewnienia, że zakłócenia wywołane polityką USA w sensie krótkoterminowym nie jest zagrożeniem dla Chin w dłuższej perspektywie, nawet jeśli takie działania wyrządzą szkody światowej gospodarce jako całości.
Zataczająca coraz szersze kręgi chińsko-amerykańska „chłodna wojna” jest o wiele mniej schematyczna niż zimna wojna. Jeśli jej negatywne konsekwencje mają zostać zminimalizowane, to obie strony musząc uznać, że w zglobalizowanym świecie działania służące wzmacnianiu własnej pozycji stają się nieskuteczne w chwili, gdy podważają stabilność i rozwój w skali globalnej. Wojna handlowa pokazała wagę tej lekcji. Niestety, niewiele jest podstaw, by wierzyć, że wyciągnęliśmy z niej wnioski.
© Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org