Humanizm
Zagadki umysłu. Możliwe, że Twój przyjaciel to zombie
12 października 2024
Gdy we wrześniu 2018 r. Zalmay Khalilzad został pokojowym wysłannikiem USA do Afganistanu, wydawało się, że koniec najdłuższej wojny Ameryki znalazł się wreszcie w zasięgu wzroku. Wygląda jednak na to, że Donald Trump wycofa się z Afganistanu, nie oglądając się na skutki, a już na pewno – na miejscowe kobiety Taki scenariusz jest coraz bardziej realny z uwagi na słowa prezydenta USA, który obwieścił, że wycofa z kraju 7 tys. amerykańskich żołnierzy. Tym […]
Taki scenariusz jest coraz bardziej realny z uwagi na słowa prezydenta USA, który obwieścił, że wycofa z kraju 7 tys. amerykańskich żołnierzy. Tym samym presja na Khalilzada, by do wiosny dogadał się z talibami, gwałtownie wzrosła.
A przecież bez postępu w dziedzinie praw kobiet można zapomnieć o postępie całego Afganistanu. Tymczasem Afganki są dziś równie niewidzialne w światowych mediach, jak w afgańskim społeczeństwie. W prywatnych rozmowach dyplomaci przyznają, że prawa kobiet nie są priorytetem w rozmowach z talibami – to miły dodatek, ale można się bez niego obejść. Przecież biorąc pod uwagę koszmarne traktowanie kobiet pod rządami talibów w latach 90., i tak pewnie będzie to jeden wielki niewypał.
A jednak wcale nie musi tak być. Przywódcy talibów wiedzą, że traktowanie kobiet grozi wizerunkową katastrofą – w końcu właśnie dlatego w latach 90. świat ich odrzucił. Talibowie rozumieją, że jeśli dziś pozują na prawowity ruch polityczny i poważnego partnera w dzieleniu się władzą, muszą udowodnić, że zmienili poglądy.
Tak się zresztą stało. Dziś na kontrolowanych przez nich terenach, stanowiących 60 proc. kraju, dziewczynkom wolno chodzić do szkół – nawet jeśli nie mogą się uczyć z chłopcami. To lepiej niż jeszcze pokolenie wstecz, kiedy talibowie niemal wszystkie dziewczynki przepędzili ze szkół, a kobiety pozbawili prawa do wykonywania pracy.
Nie ma wątpliwości, że odkąd w 2001 r. talibowie stracili władzę, Afganki sporo osiągnęły. Tyle że dziś nie tylko nadal pozostaje wiele do zrobienia – zagrożone są nawet ich dotychczasowe sukcesy! W ostatniej ankiecie, w której przepytano 15 tys. Afgańczyków, kobiety powtarzały, że największym problemem jest dla nich brak wykształcenia i analfabetyzm. Dlatego trzeba wciąż inwestować w edukację dziewczynek i szanse zawodowe kobiet, konieczne jest także polepszenie ich dostępu do służby zdrowia.
Jednej na dziesięć Afganek nadal grozi śmierć przy porodzie. Jest tak źle, że nawet przywódcy talibów proszą rząd i organizacje pozarządowe, by sprowadzały na ich tereny więcej położnych. W dodatku stale zmniejsza się liczba dziewczynek w szkołach, ochrona prawna kobiet coraz bardziej kuleje, a Afganki w życiu publicznym są prześladowane i atakowane. Takie praktyki należy zakończyć – nie tylko dla dobra kobiet, ale i dla ich dzieci, rodzin i całego kraju.
Najlepszym sposobem na upewnienie się, że rozmawiając o pokoju, negocjatorzy nie zapomną o kobietach, jest dopuszczenie ich do stołu rozmów. Muszą brać udział w planowaniu, a następnie we wdrażaniu pojednania. Bo o ile większość speców od polityki zagranicznej uzna to za pomysł zbędny czy wręcz niepoważny, to nie tylko kwestia zasad, ale także kwestia zwykłej skuteczności. Praktyka pokazuje, że procesy pokojowe, w których uczestniczą panie, częściej się udają, a ich rezultaty są bardziej trwałe.
Ktoś powie, że talibowie nie usiądą do stołu obrad z kobietami. Ale gdyby tak się jednak stało, nie byłby to pierwszy raz. W 2015 r. ich przedstawiciele spotkali się w Oslo z grupą afgańskich urzędniczek i aktywistek. Co więcej, to sami talibowie poprosili o spotkanie, tłumacząc, że chcą jak najlepiej odpowiedzieć na skargi kobiet.
Na pamiętnym spotkaniu była Shukria Barakzai, ambasador Afganistanu w Norwegii, która za rządów talibów prowadziła tajną szkołę dla dziewcząt. Opowiada, że zebrane panie nie traktowały talibów ulgowo – groziły, że bez skrupułów pociągną ich do odpowiedzialności za traktowanie kobiet. „Mało kto uwierzyłby, jakie byłyśmy twarde” – przekonuje. „A oni słuchali cierpliwie i przyjmowali to wszystko z szacunkiem. Było jasne, że to nie ci sami talibowie, z którymi miałyśmy do czynienia w latach 90.” – dodaje.
Tyle że cztery lata po spotkaniu dialog Afganek z talibami nadal jest w powijakach. Choć zachodnie rządy lubią publicznie podkreślać wagę praw kobiet, faktycznie robią szokująco niewiele. Szczególnie administracja Trumpa niechętnie słucha naszych obaw, ale prezydenta mało obchodzą nawet prawa Amerykanek, a co dopiero Afganek.
Dlatego czas na społeczność międzynarodową, która może, i powinna, wkroczyć. W ramach misji NATO w Afganistanie żołnierzy ma dziś aż 39 państw, a kolejne ślą tam niemałą pomoc. Ponieważ Afgańczycy potrzebują ich wsparcia, żeby się dogadać, warto to wykorzystać – upewnić się, że kobiety zasiądą do rokowań, a ich prawa nie tylko znajdą się w porządku obrad, ale i zostaną zatwierdzone w każdej wersji ostatecznego porozumienia.
Jeśli się nie uda, trzeba zorganizować równoległe rozmowy, dotyczące wyłącznie praw kobiet, a ustalenia włączyć do głównych negocjacji. Koniecznie zwiększone muszą zostać wydatki na pomoc w tak kluczowych dziedzinach, jak zdrowie i edukacja kobiet.
Oczywiście, że każde porozumienie z talibami musi zawierać trudne, a czasem niesmaczne kompromisy. Jednak dealu, który nie gwarantuje praw połowy mieszkańców Afganistanu, w ogóle nie warto podpisywać. Pokój, w którym nie mają udziału kobiety, raczej nie przetrwa.
Prawa Afganek i kobiet na całym świecie to żaden „dodatek” do polityki zagranicznej. To podstawa każdej poważnej próby rozwiązania konfliktu.
Anne-Marie Slaughter w latach 2009–2011 była szefową sztabu planowania polityki w Departamencie Stanu USA. Dziś stoi na czele think tanku New America, wykłada politykę i stosunki międzynarodowe w Princeton i jest autorką książki „Niedokończony temat”. Ashley Jackson jest badaczką w Overseas Development Institute.
© Project Syndicate, 2019. www.project-syndicate.org