Nauka
Bezpieczna stymulacja mózgu. Rewolucja w neurologii
04 grudnia 2024
Japońscy naukowcy zamierzają stworzyć system, w którym wszystkie wyniki badań finansowanych z budżetu państwa będą ogólnie dostępne. Ma to na celu zwiększenie pozycji kraju na arenie międzynarodowej w odniesieniu do osiągnięć naukowych. Czy to się uda? Czas pokaże, ale już teraz wiadomo jedno: japońscy naukowcy dają przykład innym wysoko rozwiniętym gospodarczo krajom, jaką drogę rozwoju nauki obrać.
Japoński rząd chce, aby wyniki badań finansowane ze środków publicznych były bardziej dostępne. W czerwcu 2024 roku ministerstwo nauki przyznało uniwersytetom fundusze na budowę infrastruktury niezbędnej do udostępniania prac badawczych do swobodnego czytania. Wcześniej, bo w lutym tego roku, japoński rząd ogłosił nowe zasady dotyczące wspierania badań finansowo. Naukowcy, którzy otrzymują fundusze rządowe, będą musieli swobodnie udostępniać swoje prace w repozytoriach instytucjonalnych od stycznia 2025 roku.
Nasz plan ma ułatwić identyfikację informacji badawczych. Ułatwi to badania wtórne i będzie promował współpracę – mówi Kazuki Ide, naukowiec z Uniwersytetu Osaka w Suita w Japonii.
Japonia jest jednym z pierwszych państw azjatyckich, które poczyniły znaczące postępy w kierunku zwiększenia dostępu do wyników badań naukowych. Jest również jednym z pierwszych na świecie, które opracowały ogólnokrajowy plan na rzecz otwartego dostępu do nich.
Koncepcja ta wyrosła z tzw. planu S. Wprowadziła go grupa sponsorów badań naukowych w USA i Europie znana jako „cOAlition S”. Celem tej inicjatywy było przyspieszenie otwartego dostępu do wyników badań naukowych. W 2022 roku Stany Zjednoczone wdrożyły ku temu specjalne przepisy. Wymagają one, aby wszystkie badania finansowane przez amerykańskich podatników były swobodnie dostępne od 2026 roku.
Polecamy: Fake newsy angażują młodych. Jak walczyć z dominującą dezinformacją?
Wraz z zapowiedzią otwartego dostępu do wyników badań naukowych, japońskie Ministerstwo Edukacji ogłosiło nowe inwestycje. Zainwestuje 10 miliardów jenów (około 63 miliony dolarów) w standaryzację repozytoriów instytucjonalnych. Są to strony internetowe, które udostępniają artykuły naukowe, dane leżące u ich podstaw i inne materiały.
Shimasaki Seiichi, dyrektor Biura ds. Cykli Paliwa Jądrowego w Tokio, zaangażował się w opracowanie planu i mówi, że spośród około 800 uniwersytetów w Japonii ponad 750 posiada już repozytorium instytucjonalne. Każda uczelnia udostępni badania prowadzone przez swoich pracowników naukowych. Oprogramowanie do tego celu będzie takie samo dla wszystkich.
Japoński ruch na rzecz szerszego dostępu do badań koncentruje się na otwartym dostępie, gdzie autorzy udostępniają zaakceptowane przez siebie treści. Seiichi twierdzi, że otwarty dostęp nie jest możliwy na szeroką skalę. Wynika to z faktu, że koszt udostępnienia każdego artykułu byłby zbyt wysoki dla uniwersytetów. Wydawcy pobierają opłatę za przetwarzanie artykułu, gdy udostępniają go bezpłatnie. Opłaty te rosną w tempie 4,3 proc. rocznie, zauważa Johan Rooryck, badacz lingwistyki francuskiej na Uniwersytecie w Lejdzie w Holandii.
To zdecydowanie coś, co powinno się robić. Zwłaszcza w przypadku treści, które nadal znajdują się za paywallem – mówi Rooryck.
Plan przejścia na otwarty dostęp i wspierania repozytoriów japońskich uniwersytetów pojawił się w momencie, gdy ten kraj zmaga się z malejącą pozycją w międzynarodowych badaniach naukowych. W raporcie opublikowanym w październiku 2023 roku tamtejsze ministerstwo edukacji i nauki stwierdziło, że status Japonii jako światowej klasy ośrodka badawczego spada.
Na przykład udział Japonii w 10 proc. najczęściej cytowanych prac spadł z 6 proc. do 2 proc., co plasuje ją na 13. miejscu na liście krajów, mimo że Japonia ma piąty najwyższy wynik w dziedzinie badań naukowych. W marcu 2024 roku Kraj Kwitnącej Wiśni zobowiązał się również do potrojenia liczby osób posiadających tytuł doktora do 2040 roku. Doszło do tego po tym, jak inny raport wykazał, że liczba absolwentów studiów doktoranckich w tym kraju spada, co czyni go wyjątkiem wśród głównych gospodarek.
Polecamy: Dezinformacja w sieci. Sami przyczyniamy się do jej wzrostu