Kiedyś wzgórza były zielone

Palestyna od dekad zmaga się z niedoborem wody. Od pewnego czasu powodem jest nie tylko polityka Izraela, ale także zmiany klimatyczne. Niepokojąca zjawiska nasilają się coraz bardziej z każdym kolejnym rokiem

Palestyna od dekad zmaga się z niedoborem wody. Od pewnego czasu powodem jest nie tylko polityka Izraela, lecz także zmiany klimatyczne. Niepokojące zjawiska nasilają się coraz bardziej z każdym kolejnym rokiem

Muhammed z nostalgią wspomina, że kiedyś plonów było więcej, a wody opadowej, którą nawadnia się pola, wystarczało w zupełności. „Wiedziałeś, że zimą jest zimno i deszczowo, a latem ciepło i sucho. Teraz nie da się zrozumieć, co dzieje się z pogodą” – mówi 69-latek w białej czapce z daszkiem, ciemnych okularach i szarej marynarce, z kieszeni której wystaje długopis.

Mężczyzna jest jednym z właścicieli pól w okolicach obozu dla uchodźców Al-Arrub, położonego 11 km na północ od Hebronu. Pola ciągną się wzdłuż doliny. Rolnicy uprawiają tam głównie oliwki, morele, migdały, winogrona czy lucernę.

Muhammed rolnictwem zajmuje się od zawsze, ale do 2001 r. w pierwszej kolejności zajmowała go praca nauczyciela – na pracę na roli miał czas po godzinach spędzonych w szkole. Uprawą ziemi na dobre zajął się 18 lat temu, gdy przeszedł na emeryturę.

Trudno uznać słowa Muhammeda za nostalgiczne narzekactwo w stylu „a kiedyś to było lepiej”. Naprawdę deszczy w Palestynie jest mniej niż 15 lat temu.

Niepokojące skutki zmian klimatu

W listopadzie, czyli w czasie pory deszczowej, deszcz spadł tylko raz.

61-letni Muajin, również emerytowany nauczyciel, przyszedł na pole wraz z Muhammedem. Podkreśla, że zmiany widoczne są gołym okiem. Pokazuje na wzgórza otaczające dolinę, porośnięte miejscami trawami i krzakami. Przypominają bardziej pustynię niż pole, na którym mogłoby coś wyrosnąć.

„W przeszłości na tych wzgórzach uprawiano pszenicę i jęczmień. Nie trzeba było ich dodatkowo nawadniać – wystarczał sam deszcz. Było go jednak coraz mniej i choć pola dalej zasiewano, to już nic na nich nie rosło” – wspomina.

Zastępca dyrektora Instytutu Badań Stosowanych w Jerozolimie (ARIJ) Nader Hrimat potwierdza obserwacje rolników. Tłumaczy, że w porównaniu z sytuacją sprzed 15 lat roczna suma opadów zmniejszyła się o 13–15 proc. Z kolei średnia temperatura wzrosła o 1 stopień, co zwiększyło tempo wyparowywania wody. Opady, co prawda, występują rzadziej, ale jednocześnie mogą być gwałtowne. W takich przypadkach gleba nie jest w stanie wchłonąć deszczówki, co sprawia, że wody gruntowe nie regenerują się tak jak powinny i dochodzi do powodzi. „Większość naszych warstw wodonośnych jest odnawialna. Uzupełniane są deszczami. Jeśli jednak nie ma opadów, to nie wracają one do dawnego poziomu” – przyznaje Hrimat.

Muhammed i Muajin na polu w okolicach Al-Arrub (PAWEŁ PIENIĄŻEK)

Problem jest poważny, bo nawadnianie przynajmniej 75 proc. pól na Zachodnim Brzegu Jordanu zależy od opadów. Mniejsze stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa żywnościowego Palestyny, co najbardziej uderzy w biednych, bo to właśnie oni w pierwszej kolejności odczują wzrost cen żywności.

Woda na zezwolenie

Kluczowym problemem nie są jednak zmiany klimatyczne, które dopiero się nasilają, lecz polityka Izraela wobec Autonomii Palestyńskiej.

„Oczywiście, zmiany klimatyczne wpłyną na dostępność zasobów wodnych, ale musimy pamiętać, że bez pozwolenia Izraela nie możemy nawet zbierać deszczówki” – zaznacza Suha Dżarra, autorka raportu „Adaptacja pod okupacją. Podatność na zmiany klimatyczne na okupowanych terytoriach palestyńskich”.

Pisze w nim o „podwójnym uderzeniu” w Palestynę. Tak określa połączony efekt „dyskryminacyjnych izraelskich działań” i zmian klimatycznych (w tym fluktuację opadów, coraz częstsze ekstremalne zjawiska pogodowe, wzrost temperatury, większą liczbę susz i nasilający się proces pustynnienia).

Palestyńczycy z niedoborem wody zmagają się od dekad. Nie mają prawa do korzystania z rzeki Jordan, jedynego powierzchniowego źródła wody biegnącego przez Palestynę. Jak twierdzi dyrektor generalny Instytutu Badań Stosowanych Dżad Isaak, w latach 50. XX w. roczny przepływ wynosił 130 mln metrów sześciennych, podczas gdy obecnie jest to mniej niż 100 mln metrów sześciennych. Z kolei dostęp do wód w warstwach wodonośnych jest ściśle reglamentowany.

Cysterna wykorzystywana do zaopatrywania mieszkańców Strefy Gazy w wodę, sierpień 2018 r. (HASSAN JEDI / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES)

Ograniczanie dostępu do wody na terenach Palestyny rozpoczęło się wraz z ustanowieniem izraelskiej administracji po przegranej wojnie sześciodniowej w 1967 r. Izraelczycy kontrolują co najmniej 86 proc. zasobów wodnych, a każde przedsięwzięcie, jak choćby wykopanie studni, wymaga uzyskania zezwolenia. Większość wody trafia do Izraela oraz izraelskich osad w Palestynie. Palestyńczycy mogą tę wodę odkupić.

Z badań Instytutu Badań Stosowanych wynika, że mieszkaniec Zachodniego Brzegu zużywa średnio 79 litrów dziennie. Według Światowej Organizacji Zdrowia do zapewnienia minimalne zapotrzebowanie człowieka na wodę wynosi od 50 do 100 litrów dziennie. Dla porównania – izraelscy osadnicy wykorzystują 350 litrów na osobę każdego dnia. Naukowcy, korzystając ze zdjęć satelitarnych, wyliczyli, że we wszystkich izraelskich osadach znajduje się aż 885 odkrytych basenów.

Kilka sposobów na rozwiązanie kryzysu

Dżarra uważa, że bez zmiany polityki Izraela rozwiązanie problemu niedoboru wody będzie niemożliwe, bo każde przedsięwzięcie może zostać natychmiast zablokowane. Większość pól w Palestynie nie ma charakteru komercyjnego – uprawy są wykorzystywane na własny użytek. Według Hrimata dalsze ograniczenie dostępu do wody zaprowadzi Palestyńczyków na skraj wegetacji. „Bez pieniędzy nie jesz, a bez wody nie żyjesz” – podkreśla.

Bardziej optymistyczny jest Dżad Isaak. Twierdzi, że kluczem do rozwiązania problemu są inicjatywy niewielkie w skali, na które łatwiej jest uzyskać zezwolenie władz. „Skupiajmy się na małych projektach. Każdy taki system, który zbudowałem, jest dla mnie zwycięstwem” – zaznacza.

Wśród postulatów naukowca są m.in. zazielenienie Zachodniego Brzegu oraz zatrzymywanie większej ilości wody z opadów dzięki tamom lub zbiornikom na terenie gospodarstw domowych. Ważnym elementem jest także oszczędzanie wody bieżącej, m.in. poprzez zastępowanie wanien prysznicami i montowanie mniejszych spłuczek w toaletach.

Poważnym problemem dla Palestyńczyków jest nie tylko niedobór wody, ale także zanieczyszczenie środowiska naturalnego (HASSAN JEDI / ANADOLU AGENCY / GETTY IMAGES)

Według Isaaka sytuację może też poprawić oczyszczanie ścieków i wykorzystywanie ich w rolnictwie. Jego organizacja buduje oczyszczalnie i niezbędną infrastrukturę. Realizację tych działań wspomaga Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej w ramach projektu rozwojowego finansowanego przez program Polskiej pomocy MSZ.

Pomimo ograniczeń stawianych przez Izrael ARIJ zbudował oczyszczalnię właśnie w Al-Arrub.

Koniec problemów? Tylko na chwilę

Obóz dla uchodźców w al-Arrub powstał w 1949 r. Trafili do niego Palestyńczycy, którzy musieli opuścić swoje domy rok wcześniej. Obóz zamieszkiwany jest do dzisiaj przez 12 tys. osób. Nie jest to już namiotowe miasteczko, od lat stoją tam murowane domy. Po arabsku „al-arrub” oznacza „świeża woda”, w nawiązaniu do znajdujących się tam źródeł.

Początkowo zanieczyszczenia z obozu trafiały bezpośrednio do gruntu, dopiero w ciągu ostatniego 20-lecia zbudowano kanalizację. I stała się ona zmorą dla Muhammeda, Isy i pozostałych rolników. Zalewała fekaliami dolinę, na której znajdowały się ich pola, przez co stały się niezdatne do upraw. W końcu sami udrożnili kanał. Siedem lat temu ścieki przestały być problemem, a nawet zaczęły być wykorzystywane przez rolników zmagających się z niedoborami wody. Wówczas zbudowano oczyszczalnię.

„Dzięki tej wodzie możemy uprawiać nasze pola, mimo mniejszej liczby opadów” – mówi Muhammed. Oczyszczone ścieki mogą nawodnić do 40 ha upraw.

Muhammed, podobnie jak Muajin, zdaje sobie sprawę, że problem nie został rozwiązany tylko odroczony. Ograniczony dostęp do wody, coraz mniejsza ilość opadów i rosnąca liczba ludzi do wyżywienia wkrótce znowu dadzą o sobie znać.

Opublikowano przez

Paweł Pieniążek


Dziennikarz współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”. Relacjonował wydarzenia m.in. w Afganistanie, Iraku, Syrii i na Ukrainie. Autor książek: „Po kalifacie”, „Nowa wojna w Syrii”, „Wojna, która nas zmieniła”, „Pozdrowienia z Noworosji”.

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.