Wykrzyczane ludobójstwo

„Obywatel Jones”, film Agnieszki Holland o Wielkim Głodzie na Ukrainie, to nie tylko obraz historyczny, ale także potężne memento dla współczesnych – coraz bardziej aktualne z każdym kolejnym dniem

Obywatel Jones, film Agnieszki Holland o Wielkim Głodzie na Ukrainie, to nie tylko obraz historyczny, ale także potężne memento dla współczesnych – coraz bardziej aktualne z każdym kolejnym dniem

W okresie Wielkiego Głodu (Hołodomoru, jak mówią Ukraińcy) życie straciło 3,5–4 mln osób, czyli dziesięć–kilkanaście procent populacji ówczesnej Ukraińskiej SRR. To katastrofa wciąż nieznana szerzej na świecie, a do niedawna również wśród wielu Ukraińców. Dzięki filmowi Agnieszki Holland Obywatel Jones, który właśnie wchodzi na ekrany polskich kin (prezentowany już był m.in. na konkursie głównym festiwalu w Berlinie), Hołodomor ma szansę bardziej zakorzenić się w zbiorowej wyobraźni na Zachodzie. Tak, o tej tragedii pisano już poza Ukrainą (Timothy Snyder, Robert Conquest, ostatnio Anne Applebaum), ale książka to książka, a film to film.

Dramat, który miał być przemilczany

Do tragedii doszło w pierwszej połowie lat 30. XX w., a jej apogeum przypadło na lata 1932–1933. Wówczas głodowała także wieś białoruska, kubańska, kazachska czy wsie na Kaukazie Północnym i Syberii. Tam również rekwirowano chłopom żywność, okrutnie ich głodzono, ale najbardziej dramatyczne wydarzenia rozegrały się na Ukrainie.

Autorka wydanej w 2018 r. książki Czerwony głód Anne Applebaum twierdzi, że Hołodomor miał dwie główne przyczyny. Po pierwsze, chciano zarobić na produktach rolnych, odbierając je wsi. Moskwa potrzebowała pieniędzy m.in. na szybką industrializację, a jednym ze źródeł dochodów miała być sprzedaż zboża. Ukrainę – i inne rolnicze obszary ZSRR – chciano kolonizatorsko wyeksploatować, nie bacząc na koszty ludzkie. W rezultacie w spisie powszechnym z końca lat 30. trzeba było ukryć fakt „zniknięcia” kilku milionów Ukraińców.

Obok przyczyny ekonomicznej była też przyczyna natury narodowej. Władze zamierzały zdławić ukraiński nacjonalizm i uderzyć w nieżyczliwych bolszewikom chłopów. Stalin obawiał się utraty Ukrainy i sojuszu polsko-ukraińskiego. De facto była to nie tylko zbrodnia na jakiejś grupie społecznej, ale na narodzie.

Sam głód na wielką skalę nawiedzał już ukraińskie ziemie wcześniej (lata 20. XX w.) i później (lata 1946–1947), ale Applebaum pokazuje, dlaczego Hołodomor był wyjątkowy – według niej bolszewicy wywołali go sztucznie. Zgadzają się z nią ukraińscy historycy, ale pojawia się wiele głosów – liczne pochodzą z Rosji – według których nie było to działanie celowe, a tym bardziej ludobójstwo. Zdejmują w ten sposób z barków Stalina część odpowiedzialności.

Wozy wywożące chleb skonfiskowany mieszkańcom wsi Aleksiejewka. Ukraina, 1932 r. (SOVFOTO / UNIVERSAL IMAGES GROUP / GETTY IMAGES)

W Związku Radzieckim o Hołodomorze nie można było mówić, długo nic o nim nie wiedziało także wielu Ukraińców. Poza tym nie był on doświadczeniem całego narodu – znaczna część Ukraińców przed 1939 r. znajdowała się na terytorium Polski, Rumuni czy Czechosłowacji. Dla Galicji, Wołynia czy Podola jest to więc zjawisko obce, które później zostało inkorporowane do narodowej pamięci (tak jak np. powstanie listopadowe czy warszawskie w przypadku Górnego Śląska).

Temat tragedii szerzej na światło dzienne zaczął wychodzić dopiero pod koniec lat 80., gdy ZSRR chwiał się w posadach, a zwłaszcza po proklamacji niepodległości przez Kijów. Później do jego popularyzacji po pomarańczowej rewolucji walnie przyczynił się Wiktor Juszczenko, który politykę pamięci w dużej mierze oparł właśnie na Hołodomorze.

Dziś to już stały (i jeden z tych, które nie budzą większych kontrowersji nad Dnieprem) element ukraińskiej polityki pamięci, od którego nie odszedł ani Janukowycz, ani Poroszenko, i nie odejdzie także Zełenski. A ówczesny prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew w 2010 r. zapalił nawet przed pomnikiem ku czci ofiar znicz.

„Wszędzie był płacz”

W filmie Obywatel Jones Holland na warsztat bierze losy walijskiego dziennikarza, Garetha Jonesa. To dobry wybór – zachodnim widzom (w tym polskim) łatwiej spojrzeć na Hołodomor oczami człowieka Zachodu niż ukraińskich ofiar.

Jones był jednym z nielicznych zachodnich dziennikarzy, którzy, ryzykując życie, dokumentowali i wyjawiali tę stalinowską zbrodnię. Pełnokrwistym reporterem, typem idealisty i Ikara. Młody Jones (rocznik 1905) podróżował do Związku Radzieckiego kilkukrotnie – w latach 1931, 1932, 1933 – z czasem coraz bardziej uświadamiając sobie rozmiar zbrodni na Ukrainie.

W czasie jednej z podróży na własną rękę próbował dostać się do Charkowa, ale nie dojechał do miasta. Zamiast tego wysiadł kilkadziesiąt kilometrów przed ówczesną stolicą Ukraińskiej SRR (od 1934 r. Charków stracił status stolicy na rzecz Kijowa) i pieszo przemierzał prowincję. Jego oczom ukazał się straszny widok.

Po powrocie z Kraju Rad wydał oświadczenie: „Wszędzie był płacz – nie mamy chleba, umieramy. Ten płacz dochodził z każdej części Rosji, znad Wołgi, z Syberii, Białej Rosji, Kaukazu Północnego i Azji Centralnej. Przeszedłem przez region czarnoziemów, bo to był jeden z najzamożniejszych obszarów rolniczych w Rosji i dlatego korespondentom zakazano jechać tam, nie mogli ujrzeć, co tam się dzieje”.

Kadr z filmu „Obywatel Jones”

Jones otrzymał dożywotni zakaz wjazdu do ZSRR. Oczerniali go nie tylko sowieci, ale i część inteligencji zachodniej, w tym Walter Duranty, wieloletni korespondent dziennika „New York Times” z Moskwy, niezwykle wpływowy dziennikarz i zdobywca Pulitzera w 1932 r. za pochwalne wobec stalinizmu reportaże – tej nagrody nie odebrano mu do dziś.

Sowieci używali zresztą do legitymizowania swoich poczynań wielu zachodnich intelektualistów. Warto zobaczyć spektakl teatru telewizji „Herbatka u Stalina” z 1999 r. Grany przez Janusza Gajosa Stalin podejmuje granego przez Gustawa Holoubka noblistę i pisarza George’a Bernarda Shawa, zwolennika władzy radzieckiej, który w 1931 r., gdy głód na Ukrainie dawał już o sobie mocno znać, odwiedza Kraj Rad.

A Jones? Zmieszany z błotem trafił do prowincjonalnej walijskiej gazety opisującej miejscowe sprawy. Później raz jeszcze próbował swoich sił w wielkim dziennikarstwie i udał się do marionetkowego państwa Mandżukuo, utworzonego w 1932 r. przez Japonię na terytorium Chin. W niejasnych okolicznościach zginął tam na dzień przed swoimi 30. urodzinami. W materiale BBC sprzed kilku lat pada sugestia, że odpowiedzialni za śmierć Jonesa na Dalekim Wschodzie mogli być agenci NKWD, którzy po kilku latach zemścili się za materiały z Ukrainy.

Wysoka cena za pamięć

W latach 30. świat odwrócił wzrok od Hołodomoru. Ofiarom nie sprzyjał moment – do władzy doszedł właśnie Adolf Hitler, a niektórzy zachodni politycy w Stalinie ujrzeli sojusznika, którego nie chcieli sobie zrażać. A już kilka lat później miało się okazać, że mimo to dwa totalitaryzmy porozumiały się między sobą. Jones zresztą od samego początku nie miał wątpliwości co do Hitlera. Tuż po przejęciu władzy przez Führera Walijczyk leciał z nim samolotem nad Niemcami, miał okazję odbyć rozmowę. Zanotował wówczas: „Jeśli ten samolot się rozbije, historia Europy potoczy się inaczej”. To właśnie w 1933 r., u szczytu Hołodomoru, Waszyngton uznał oficjalnie Związek Radziecki.

Temat Wielkiego Głodu był przemilczany na świecie przez dekady. Bartłomiej Krzysztan pisał na łamach „Nowej Europy Wschodniej”: „Jednym z wczesnych demaskatorów mitu narosłego wokół zbrodni Wielkiego Głodu był George Orwell. To on przypomniał światu o heroicznej postawie walijskiego dziennikarza. Biografka Jonesa Margaret Siriol Colley twierdzi, że siódmy rozdział alegorycznej powieści Orwella Folwark zwierzęcy jest nawiązaniem do Wielkiego Głodu i historii medialnej ciszy. Nie bez powodu farmer, »istota ludzka«, nosi nazwisko Jones”.

Petro Poroszenko, prezydent Ukrainy, składa hołd ofiarom Wielkiego Głodu, 28 listopada 2015 r. (NAZAR FURYK / PACIFIC PRESS / LIGHTROCKET / GETTY IMAGES)

Tak, dziś wiele krajów uznaje już Wielki Głód za ludobójstwo (w tym Polska), a w Kijowie stoi budzący trwogę memoriał. Część zachodnich polityków nadal popełnia jednak grzech zaniedbania z przeszłości. Jeśli szukać analogii bardziej bezpośrednich, to jest nią zbierający najpewniej krwawe żniwo głód w Korei Północnej. Jeśli analogii pośrednich, a wymownych – bierność Zachodu wobec ludzkiego cierpienia w Jemenie czy Syrii.

Film Agnieszki Holland opowiada właśnie o tym – o cenie, którą płaci się za pamiętanie dziejącej się na naszych oczach historii. To ważne szczególnie w Europie Środkowo-Wschodniej, na tych snyderowskich skrwawionych ziemiach, na których w tych wszystkich Zabrzach, Charkowach, Grodnach i Kownach wciąż snujemy swoją pamięć wybiórczo, ułomnie, wciąż o wielu tematach milczymy po domach, odmawiając im prawa do publicznego zaistnienia. Odbieramy w ten sposób ofiarom lub ich potomkom prawo do wykrzyczenia krzywd.

Przez dekady sztandarowym przykładem tego zjawiska był Wielki Głód, ale wciąż jest wiele innych.

Opublikowano przez

Zbigniew Rokita


Dziennikarz i reporter. Specjalizuje się w problematyce Europy Wschodniej. Publikował m.in. w Polityce, Tygodniku Powszechnym, Dzienniku Gazecie Prawnej, Nowej Europie Wschodniej. Autor książki reporterskiej Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium (Wydawnictwo Czarne 2018)

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się na naszą listę mailingową. Będziemy wysyłać Ci powiadomienia o nowych treściach w naszym serwisie i podcastach.
W każdej chwili możesz zrezygnować!

Nie udało się zapisać Twojej subskrypcji. Proszę spróbuj ponownie.
Twoja subskrypcja powiodła się.